Rodzina Sobolewskich

powiększ mapę

„Mama to nie mama, ojciec nie ojciec”. Historia Joanny Sobolewskiej-Pyz (Grynszpan) i jej polskich rodziców, Waleriana i Anastazji Sobolewskich

W maju 1943 r. Walerian i Anastazja Sobolewscy zaopiekowali się trzyletnią Joasią. Jej rodzice, Halina i Tadeusz Grynszpanowie, zginęli prawdopodobnie w ośrodku zagłady w Treblince. W listopadzie 1942 r. dziewczynka została przerzucona w koszyku przez mur warszawskiego getta dzięki pomocy Stanisława Gombińskiego, policjanta Żydowskiej Służby Porządkowej. Po tzw. aryjskiej stronie przebywała przez jakiś czas u Wandy Bruno-Niczowej, nauczycielki języka polskiego, Żydówki ukrywającej się na „fałszywych papierach”. Joanna, zwana Inką, dowiedziała się, że jest żydowskim dzieckiem uratowanym z getta, gdy miała osiemnaście lat. W 1991 r., kiedy powstało Stowarzyszenie „Dzieci Holocaustu” w Polsce, została jego aktywną członkinią, a w latach 2012–2018 była jego przewodniczącą.


„Mama się ocknęła i wykonała gest, żebym się pochyliła”, opowiada Joanna o czuwaniu przy szpitalnym łóżku umierającej Anastazji Sobolewskiej. Był rok 1958. Matka podzieliła się z nią tajemnicą: „Zrozumiałam, że jestem jej nieślubnym dzieckiem. Oczywiście sobie dokonfabulowałam, że owocem jakiegoś ognistego romansu”.

Po śmierci Anastazji Walerian Sobolewski oczekiwał, że córka przejmie obowiązki domowe. Z tego powodu często dochodziło do konfliktów. „Nie jesteś dzieckiem ani moim, ani mamy. Jesteś dzieckiem wziętym z getta”, powiedział podczas jednej z burzliwych rozmów ojciec. „Wyjęłam papierosy ukradzione tacie, zapaliłam. Ojciec nie zauważył, że palę. Sam też zapalił i nie zauważył, że zapalił”.

„Kto ja jestem, co ja jestem”, zastanawiała się. „Mama to nie mama, ojciec nie ojciec, ciotki nie ciotki, kuzynki nie kuzynki – wszystko, co mnie otacza, jest nieprawdą. Jestem dziwnym, samotnym człowiekiem. […] ale miałam wiele spraw na głowie… szkoła, piłka, rower, romanse… Przygotowywałam się do matury i egzaminów na studia. Zapomniałam o sprawie, a kiedy mi się przypomniało, zaczęłam tym żyć”.

– mówi Joanna Sobolewska-Pyz (Grynszpan) w wywiadzie dla Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN w marcu 2019 roku.

Dziewczynka z getta. Pomoc Stanisława Gombińskiego i Wandy Bruno-Niczowej dla Joasi

Podczas okupacji niemieckiej Anastazja i Walerian Sobolewscy mieszkali w Warszawie przy ul. Wilczej 8 m. 26. On – właściciel przedsiębiorstwa zajmującego się instalacjami sanitarnymi i wodociągowymi w wielu miastach Polski, ona – gospodyni domowa z rosyjskim, arystokratycznym pochodzeniem, poznali się w Petersburgu w latach 20. XX wieku. Dobrze sytuowani, bezdzietni, planowali adoptować sierotę wojenną. Starali się przejąć dziecko z Zamojszczyzny – regionu objętego przez Niemców przymusowymi wysiedleniami dzieci. Nieskutecznie. Wiosną 1943 r. dowiedzieli się przez znajomą o dziewczynce przemyconej na tzw. aryjską stronę z getta warszawskiego.

Od 18 kwietnia 1943 r. przebywała ona pod opieką Wandy Bruno-Niczowej przy ul. Krasińskiego na Żoliborzu. Pani Niczowa, będąc nauczycielką języka polskiego, prowadziła tajne komplety, angażowała się w ratowanie Żydów. Trzeba dodać, że sama była Żydówką, spowinowaconą z rodziną Joasi. Funkcjonowała na „fałszywych papierach”.  

Dziecko, umieszczone w koszu, zostało przerzucone przez mur getta warszawskiego na „aryjską stronę”. W zorganizowaniu tej akcji pomógł adwokat Stanisław Gombiński (pseud. Jan Mawult) – podczas wojny policjant z kierownictwa Żydowskiej Służby Porządkowej. Istnieją dwie – poniekąd sprzeczne – relacje na temat tego, co się stało z Joasią później.



Według Jadwigi Skrzydłowskiej, która po wojnie zeznawała w procesie Stanisława Gombińskiego przed Rzecznikiem Weryfikacyjnym Rady Adwokackiej Okręgu Warszawskiego, Gombiński pomógł przemycić Joasię z getta na „aryjską stronę” w listopadzie 1942 roku. Następnie dziewczynka trafiła do bliżej nieznanej polskiej rodziny.

Z kolei według Wandy Bruno-Niczowej, która na prośbę Joanny złożyła relację pisemną w czerwcu 1961 r., dziewczynkę przyniósł do mieszkania Niczowej na Żoliborzu polski „granatowy” policjant i było to 18 kwietnia 1943 roku. „Kiedy ukrywałam Joannę, zaczęto mnie szantażować. Państwo Sobolewscy przyszli mi z pomocą”, napisała Niczowa. 

Pierwsze wspomnienie. Małżeństwo Sobolewskich

„Pamiętam, jak rodzice po mnie przyszli. Mama bardzo mi się podobała, taka umalowana. Pani Niczowa powiedziała: »To jest twoja mamusia, to jest twój tatuś«”.

Po raz pierwszy Anastazja i Walerian Sobolewscy zobaczyli dziewczynkę 2 maja 1943 r., jadąc na imieniny Zygmunta, ich znajomego mieszkającego na Żoliborzu.

„Po drodze zajechaliśmy do pani Niczowej obejrzeć Inkę. Była bardzo ładną dziewczynką o platynowych, jasnych włosach i niebieskich oczach. Żonie bardzo się spodobała i zdecydowaliśmy się, że weźmiemy ją, wracając z przyjęcia”, wspominał Walerian Sobolewski w 1962 r. w liście do żydowskiej rodziny Inki, odnalezionej przez nią w Izraelu na początku lat 60. XX wieku. 

„Imieniny odbywały się w przygnębiającym nastroju, więc przyspieszyliśmy powrót i zajechaliśmy po Inkę. Obawialiśmy się, że będzie płakać i że wzbudzi to podejrzenia, tym bardziej, że ubrana była okropnie – w stary kapelusz i stary żakiet starszej pani. […] Komunikacja była przerwana z powodu likwidacji getta [trwało powstanie w getcie – red.]. Kiedy usiedliśmy na jednej z pięciu ławek na furmance, ludzie zaczęli patrzeć na nas podejrzliwie, bo nasz ubiór różnił się bardzo od ubioru Inki. Brakowało tylko jej płaczu, ale na szczęście nie płakała. Dla zachowania pozorów wobec tych ludzi rozmawialiśmy z żoną, narzekając na kuzynów ze wsi, którzy przysłali Inkę do lekarza tak okropnie ubraną. Nikt pewnie w ten teatr nie uwierzył, ale na szczęście nie było tam ludzi podłych”.

Joasia, zwana Inką, zamieszkała z Sobolewskimi w ich mieszkaniu w Śródmieściu.

„W mieszkaniu były dwie młode bratanice, więc zaczęły Inkę kąpać, a żona razem z przyjaciółką zabrały się za szycie dla niej sukienki. Po pewnym czasie znów zaczęliśmy się denerwować. Sąsiadka, mieszkająca piętro niżej, natarczywie przyglądała się Ince na schodach. Baliśmy się, że może coś podejrzewać”.

„W takiej kamienicy jest trochę jak na wsi. Ludzie się znają. Wszyscy wiedzieli, że nie było dziecka i nagle pojawiło się czteroletnie”, dodaje Joanna Sobolewska. 

W obawie przed donosem państwo Sobolewscy zwrócili się do pani Niczowej, aby formalnie przekazała dziecko do Domu Wychowawczego im. ks. Boduena – miejsca, gdzie podczas okupacji niemieckiej ukrywano wiele żydowskich dzieci. Stamtąd Sobolewscy mieli zabrać Joannę na podstawie spreparowanej deklaracji z 28 czerwca 1943 roku.

Naloty i aresztowania. Życie codzienne w okupowanej Warszawie

„Jako dziecko szczególnie lubiłam wycie syren. Schodziliśmy wtedy z czwartego piętra do mieszkania dozorcy w suterenie. Było to dla mnie i innych dzieci z kamienicy wielką atrakcją”, wspomina Joanna chwile, gdy naloty na okupowaną Warszawę przeprowadzało radzieckie lotnictwo. Ich celem były niemieckie obiekty wojskowe i węzły komunikacyjne, ale bomby spadały też na gęsto zaludnione dzielnice mieszkaniowe.



Inne ważne wspomnienie dotyczy zimy 1943 roku. Walerian Sobolewski został wtedy zatrzymany przez gestapo i przewieziony do więzienia na Pawiaku:

„Rodziny więźniów codziennie śledziły porozlepiane na murach listy rozstrzelanych. Na jednej z nich znalazł się Stanisław Sobolewski. Na wiadomość o tym matka w domu zemdlała […]. Zrozpaczona zapomniała, że ojciec tylko przez nią nazywany był »Stachem«, nawet imieniny obchodził 8 maja. Było to jego drugie imię, a tragiczna wiadomość dotyczyła kogoś innego. Ojciec wrócił po kilku miesiącach”.

W lipcu 1944 r., tuż przed powstaniem warszawskim, rodzina Sobolewskich przeniosła się do Milanówka. „Do znajomego mojego ojca. Mieszkaliśmy w willi państwa Michałowiczów. Jabłkami się żywiliśmy, długie lata nie mogłam patrzeć na jabłka. Chyba z uwagi na głód pojechaliśmy [później] na wieś Murzynki w okolicach Mszczonowa”.

Pewnego dnia Niemcy przyszli po Waleriana. „Tak strasznie się wydzierałam, że wyszli. Mieliśmy psa Lalkę. Na spacerze krzyczałam: »Trzymaj Lalkę, trzymaj Lalkę, bo Niemcy zabiorą«. Żydowskie dziecko się o psa martwi…”.

Poszukiwania. Żydowska rodzina Grynszpanów 

W latach 60. XX w. Joanna Sobolewska odnalazła panią Niczową.

„Podała mi nazwiska mamy, ojca, dziadków. Dziadek nazywał się Marian Zylberbart i był laryngologiem. Pracował w otwockich sanatoriach. Babka się nazywała Rozalia Ewelina z domu Gesundheit, Zylberbart z męża, była bakteriologiem. […] Pani Niczowa była pacjentką dziadka, a moja mama jej uczennicą. [...] też się dowiedziałam, że żona Adama Czerniakowa, Felicja, była bliską kuzynką mojej prababki. […]”.

Inka umieściła tę informację w anonsie do izraelskiej gazety, gdy rozpoczęła poszukiwania swojej żydowskiej rodziny. „Wtedy stosunki były zerwane z Izraelem z powodu wojny sześciodniowej [pomiędzy Izraelem a Egiptem, Jordanią i Syrią w 1967 r.; Ambasada Izraela w Polsce przestała istnieć – red.]. Anons zaniosłam więc do poselstwa holenderskiego, które przekazało informacje do stosownej placówki izraelskiej”.

Odpowiedział wujek matki, Bolek (Dov) Prusak.

„[...] mieszkali razem, Nowolipie 57. […] moja mama Halinka była jak jego siostra. [Wujek] pojechał w trzydziestym piątym roku na wakacje organizować sport koszykarski w Palestynie. I został. Korespondował ze swoją matką. W liście z 28 sierpnia 1939 r. napisała do niego: »31 lipca Halinka urodziła córeczkę. Ma na imię Joanna. Obie czują się dobrze«. A ja miałam w dokumentach napisane, że się urodziłam 31 sierpnia. I do tej pory tak mam, że dzień przed wojną”.

„Polska Ludowa mnie nie puściła [do Izraela], pojechałam nielegalnie przez Danię. Wujek Bolek w latach 50. XX w. ściągnął do Izraela też ciotkę, dalszą rodzinę, która przeżyła w Rosji. Oboje wyszli po mnie na lotnisko. […] było to przeżycie obłędne. Później jeszcze cztery razy byłam w Izraelu”.

Dzieci Holokaustu. Losy Joanny po wojnie

Joanna Sobolewska ukończyła socjologię na Uniwersytecie Warszawskim. Pracowała w Bibliotece Narodowej, potem w Instytucie Badań nad Młodzieżą. Większość swojego życia zawodowego związała z Instytutem Socjologii UW. 

W 1991 r. została członkinią Stowarzyszenia „Dzieci Holocaustu” w Polsce, zrzeszającego Żydów ocalałych z Zagłady w okupowanej Polsce, którzy urodzili się między 1926 a 1945 rokiem. Zapoczątkowało to jej działalność społeczną.

„Od samego początku istnienia Stowarzyszenia »Dzieci Holocaustu« byłam działaczką. Syn się z tym osłuchał jak ja z katolicyzmem. […] On uważał, że każda matka należy do Stowarzyszenia »Dzieci Holocaustu«”.

W latach 2012–2018 pełniła w Stowarzyszeniu funkcję przewodniczącej.

Współkoordynowała wydanie pięciu tomów wspomnień „Dzieci Holocaustu mówią…” oraz strony internetowej z relacjami filmowymi „Zapis pamięci”. Jest pomysłodawczynią wystawy „Moi żydowscy rodzice, moi polscy rodzice”, przedstawiającej historie piętnaściorga dzieci ocalałych z Zagłady, która prezentowana była m.in. w Muzeum POLIN w 2015 roku.

„Mało co mnie tak obchodzi, jak losy ludzi podczas Holokaustu. Żyć w takim czasie... Co czuli, gdy zostawiali dziecko? Rozstać się z dzieckiem, czy można to sobie wyobrazić?”.



Medal dla Sobolewskich. Sprawiedliwi wśród Narodów Świata 

„Nigdy do głowy mi nie przyszło, żeby starać się o medal dla rodziców. Ludzie mają dzieci i nie mają medali. To byli przecież moi rodzice. Wzięli mnie, bo chcieli. Ale, kiedy starałam się o medal dla pani Marii Prokopowicz-Wierzbowskiej, dyrektorki Domu Dziecka im. ks. Boduena, to żeby ona ten medal dostała, napisałam swój życiorys. I moi rodzice dostali medal, o który nie prosiłam. Ale się cieszę, że dostali”.

19 lipca 2006 r. Instytut Yad Vashem w Jerozolimie uhonorował pośmiertnie Waleriana i Anastazję Sobolewskich tytułem Sprawiedliwych wśród Narodów Świata.

Po latach Joanna Sobolewska-Pyz dotarła do zdjęcia, na którym zobaczyła mamę, Halinkę Zylberbartównę, w młodości: „[…] jak wzięłam to zdjęcie, zobaczyłam swoje ręce”.

* * *

Joanna Sobolewska-Pyz chciałaby upamiętnić Żydów, którzy – tak jak Stanisław Gombiński i Wanda Bruno-Niczowa – żyjąc w śmiertelnym zagrożeniu podczas Zagłady, udzielali pomocy innym Żydom. Takich ludzi Instytut Yad Vashem w Jerozolimie nie honoruje tytułem Sprawiedliwych wśród Narodów Świata. Joanna uważa, że są oni, niezależnie od pochodzenia, godni uhonorowania i pamiętania o nich.

Historie pomocy w okolicy