Zaraz po wybuchu II wojny światowej Bolesław Turczyński wraz z żoną Heleną oraz córkami Zofią i Wandą zamieszkał w podwarszawskim Brwinowie przy ulicy Leśnej 28. Łącznie, w różnych okresach okupacji, w tym domku na skraju miasteczka znalazło schronienie czternastu Żydów. Pomocą zawiadywała Helena Turczyńska – „kobieta o wielkim sercu”.
Pierwsza na Leśnej ukryła się pani Wajsblat – zamożna właścicielka składu materiałów budowlanych z synową i nastoletnimi wnukami. Znała Turczyńskich, bo przed wojną jej synowie sprzedawali im materiały do budowy domu w Brwinowie. Rodzina ukrywała się u nich kilka miesięcy – do lata 1941 roku. Helena do końca wojny nie przestała im pomagać.
Przez Wajsblatów o rodzinie Turczyńskich dowiedział się Adam Gutgisser, doktor mikrobiologii, posługujący się fałszywą kenkartą na nazwisko Drozdowicz. Po „wyjściu z getta” w grudniu 1942 r. ukrywał się po „aryjskiej stronie”. Drozdowicz organizował opiekę nad innymi uciekinierami z getta (dostarczał im pieniądze od Rady Pomocy Żydom „Żegota” i znajdował kryjówki, asystował też przy kilkunastu „operacjach likwidujących ślady obrzezania”).
Jako pierwszą w 1942 r. przyprowadził Drozdowicz do Turczyńskich swoją teściową, dentystkę Annę Mintz. Dwa dni później miał wyprowadzić z getta żonę i swego ojca. Jednak, gdy po nich wrócił, już ich nie było. Zginęli w Treblince.
Wczesną wiosną 1943 r. Gutgisser-Drozdowicz przywiózł do Brwinowa koleżankę ze studiów Belę Montrol z córką Lusią, a po kilku miesiącach jeszcze dwie kobiety z synami z rodziny Gothelfów, dawniej zamożnych przemysłowców.
Żydzi nie wychodzili z domu. Zgromadzeni w jednym z pokoi, starali się nie hałasować, bo na piętrze mieszkała lokatorka, którą posądzano o proniemieckie sympatie. Gdy liczba osób wzrosła, gospodarz z Drozdowiczem wykopali pod podłogą pokoju schron, co uratowało wszystkich w czasie niemieckiej rewizji. Naziści przetrząsnęli cały dom. Żydów pod podłogą nie znaleźli. Turczyńscy o ich nasłanie podejrzewali lokatorkę.
Po tym zajściu Gothelfowie zapisali się na wyjazd przez „Hotel Polski” i zapewne zginęli. Bela Montrol z córką zmieniły kryjówkę. Do Turczyńskich wróciły jeszcze na początku 1944 r., lecz gdy wiosną tego roku cofające się wojsko niemieckie zajęło dwa pokoje w domku na Leśnej, Drozdowicz znalazł im i Annie Mintz lokum na Pradze. Tam doczekały wejścia żołnierzy radzieckich.
We wrześniu 1944 r. z obozu w Pruszkowie uciekli Jadwiga, Krystyna i Piotr z matką Gorodeccy, znajomi Adama Drozdowicza-Gutgissera. Ukryli się u Turczyńskich do czasu wkroczenia do Brwinowa wojsk radzieckich w styczniu 1945 roku.
Turczyńscy utrzymywali po wojnie serdeczne kontakty z większością ocalałych i ich rodzinami. Bela Montrol tak ich wspomina: „Czułyśmy się jak członkowie rodziny. Pomimo że narażali się wszyscy życiem, a czasami były chwile bardzo ciężkie, mimo to nie dawali odczuć nam, że jesteśmy dla nich ciężarem”.