Rozalia Braunrot lubiła siedzieć na werandzie z ciotką Marii Bytnar. Ciocia nigdy nie poznała, że pani Rozalia jest Żydówką. Bo pani Braunrot wraz z mężem, córką i siostrą przyrodnią przebywali w leśniczówce Święcickich jawnie. Tyle że jako państwo Lasoccy. Dla sąsiadów, dalszej rodziny i pozostałych gości byli letnikami, których pobyt nieopodal podwarszawskich Ząbek nieco się przedłużył. Mieszkali tam od czerwca do grudnia 1944 r.
Opowiada pani Bytnar:
„Mama [Stefania Święcicka] z góry zapowiedziała, że mają się normalnie zachowywać. Tak że odżyli u nas po prostu, bo ta pani siedziała podobno za szafą przez pół roku z dzieckiem, w jakimś ukryciu i tam szykanowana dosyć była”.
Lasoccy musieli uważać, by nie zdradzić się językiem, akcentem, zwyczajem. Rozalia i Elżbieta co niedzielę chodziły do kościoła. W warunkach wojennych o zachowaniu koszerności nie było mowy – jadło się to, co było, a było niewiele. Raz Henryk Braunrot, który jeździł do Warszawy do pracy, uciekał przed dawnym znajomym, przerażony, że ten mógłby go szantażować denuncjacją.
„Może się niektórzy mogli domyślać – sąsiedzi czy inni ludzie – że to są... Ktoś mógł nerwowo nie wytrzymać i powiedzieć. Po prostu…”.
Po wojnie rodzina Braunrotów wyemigrowała do Francji. Z panią Bytnar utrzymywała stały, serdeczny kontakt. Dziś żyje już tylko Mary Ross, mieszka w USA. Dwa razy do roku przysyła pani Marii prezenty.
„Uważa mnie za swoją siostrę, tak jak rodzoną siostrę traktuje”.
Maria Krystyna Bytnar przepracowała 37 lat jako dentystka. Mieszka w Ząbkach. Leśniczówka, do której jej mama przyjęła Żydów, jeszcze stoi. Pani Bytnar chodzi tam czasem na spacer.