Podczas II wojny światowej Izabella Wołodkowicz, jej syn Wincenty oraz kuzynka Maria udzielali pomocy Żydom w Warszawie, udzielając im schronienia i dostarczając fałszywe dokumenty tożsamości. W 1944 r. w ich mieszkaniu przy ul. Mokotowskiej 40 ukrywała się m.in. kilkuletnia Lilian Falk z d. Raviv (Worobejczyk). Ponadto, Wincenty współpracował z Radą Pomocy Żydom „Żegota”.
Izabella Wołodkowicz z d. Morsztyn po śmierci męża – jeszcze przed wojną – przeprowadziła się z dziećmi do brata, do domu przy ul. Mokotowskiej 40 w Warszawie.
Kiedyś wpadli […] Niemcy i zrobili rewizję. Chodziło im o wuja Pawła, wysokiej rangi urzędnika w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. […] na biurku zobaczyli zdjęcie Von Ribbentropa z dedykacją, oprawione w srebrną ramkę ozdobioną swastyką. Postawił je tam Wicek [syn Izabeli – red.] specjalnie. Była to pamiątka z okazji spotkania ministrów spraw zagranicznych Polski i Niemiec i podpisania traktatu o nieagresji. […] przeglądali każdy papierek, z biurka wszystko konfiskowali, a tę fotografię pierwszą zabrali. Na pożegnanie powiedzieli nam jeszcze uprzejmie „Heil Hitler”.
Paweł Morsztyn zmarł na serce w 1940 r. podczas ucieczki z rządem generała Sikorskiego z Francji do Wielkiej Brytanii.
Mieszkanie przy Mokotowskiej było przestronne, bogato urządzone. „Na podłodze była piękna mozaika dębowa, w czarne i jasne gwiazdy. […] Były piękne obrazy, ładna porcelana meissenowska na dziesiątki osób, kryształy baccarat”. W kuchni, we wnęce, spał Aleksander, służący.
Pomoc Wołodkowiczów dla Żydów
Lilian Falk z d. Raviv (Worobejczyk) urodziła się w Warszawie. W 1939 r. miała sześć lat. Kiedy wybuchła wojna, jej ojciec Mosze, przebywał w Palestynie. Razem z matką, dr Rozalią Szajn-Worobejczyk, lekarką, znalazła się w getcie warszawskim, z którego udało im się przedostać na tzw. aryjską stronę.
Rozalia znalazła zatrudnienie u Marii Lisowskiej-Wołodkowicz, kuzynki Izabelli, przy ulicy Wilczej. Maria, arystokratka, utrzymywała siebie i nastoletnie dzieci z handlu domowym pasztetem. Jej mąż, podobnie jak mąż Rozalii, pozostawał za granicą. Dr Szajn-Worobejczyk dostała pokój i wynagrodzenie za pracę przy produkcji pasztetu. Przebywała tam na tzw. fałszywych papierach jako uchodźczyni z małego miasta. Kobiety, w podobnej sytuacji, polubiły się. Według relacji Lilian prowadziły rozmowy do późnej nocy. Dla Marii był to pierwszy w życiu kontakt z osobą pochodzenia żydowskiego. Wypytywała Rozalię o obyczaje, radziła się również – ze względu na jej profesję – w sprawach zdrowia.
U nas w domu tleniło się włosy małym dzieciom, zanim trafiały pod opiekę Niepokalanek z fałszywymi dokumentami. Mama […] przechowywała jakiś czas żydowskie dzieci. Na Mokotowskiej mieszkało ich dwoje, czy troje. Jedną z dziewczynek, która parę miesięcy u nas mieszkała nazywaliśmy Lilka.
– wspominała Elżbieta Morawska z d. Wołodkowicz.
Lilian tymczasem, przez kilka tygodni (lub miesięcy, najpewniej w 1944 r.) mieszkała z Izabellą przy Mokotowskiej. Odwiedzała ją tam mama. „Od czasu do czasu przychodziła do Lilki i siedziała z nią przy kominku”, wspominała Izabella. Obecność dziewczynki mogła budzić podejrzenia, więc kiedy gospodyni spodziewała się gości, zamykała małą w pokoju.
Przed służącą, która pomagała Aleksandrowi w sprzątaniu domu mama oczywiście utrzymywała wszystko w tajemnicy. Ale gdy do niej zwróciła się kiedyś mówiąc, żeby coś podała jej córce (małej Lilce), to służąca z wyrzutem powiedziała: „Co pani opowiada, ja wszystko wiem”.
Dzieci Izabelli, młodzi dorośli, wszyscy zaangażowani w działalność Armii Krajowej, jeśli mieli czas, dawali dziewczynce lekcje. Obdarowywali ją książkami. Czas przy Mokotowskiej pozostał dla Lilian – wówczas 11-letniej – jasnym wspomnieniem:
[…] zapamiętała naszą mamę jako drobną, niewysoką, bardzo miłą osobę. Podobno zawsze pytała: „Co chcecie dzisiaj na obiad, bo nic nie ma”. I nie raz zaczynała coś gotować nie zdejmując kapelusza. Mama była osobą bujającą w obłokach, ale dzięki temu zawsze w domu było bardzo wesoło i panowała miła atmosfera.
Kiedy brakowało pieniędzy, rodzina wyprzedawała co cenniejsze przedmioty. „Najpierw została sprzedana piękna komoda, która stała w salonie”.
Wincenty Wołodkowicz, jeden z dwóch synów Izabeli, działał w Radzie Pomocy Żydów „Żegota”. Załatwiał fałszywe dokumenty:
Wicek został zamordowany przez Niemców w 1944 r., podczas powstania warszawskiego. Działał wtedy w ramach „Żegoty” w redakcji podziemnej gazety, która miała kwaterę na Marszałkowskiej, […] blisko placu Unii Lubelskiej. Stamtąd zaraz w pierwszych dniach powstania gestapowcy wszystkich zabrali na Szucha i rozstrzelali. Helenka dowiedziała się o tym od ludzi z obozu przejściowego w Pruszkowie, którym pokazała jego zdjęcie. Nie znali nazwiska, a jedynie pseudonim. […] Tam też Helenka spotkała panią, która po obejrzeniu fotografii Wicka powiedziała, że zna go pod takim, a takim pseudonimem.
Podczas powstania Izabella opuściła Warszawę, uciekła do Krakowa. Razem z jedną z córek utrzymywały się wyprzedając biżuterię, pracowały też w fabryczce produkującej sandały i kapcie.
Losy ratujących i ratowanych po wojnie
Po wojnie Izabella wróciła do Warszawy. Ograbione mieszkanie zajęli obcy ludzie. W oknach brakowało szyb. Siłą wprowadziła się do własnej kuchni. Spała pod płaszczem na drewnianej ławie. Stopniowo zaczęli wspomagać ją krewni z zagranicy. Listy od nich paliła w strachu przed Urzędem Bezpieczeństwa.
Lilian wyjechała z Polski. Osiadła w Kanadzie, gdzie wykładała na uniwersytecie jako profesor języka angielskiego. „Maria z matką pozostały przyjaciółkami. Podzielały wspomnienia i niechęć do pasztetu. Spotkałam się kilkakrotnie z Marią i jej synem Andrzejem, który żyje w Ottawie”. Z Izabellą, która zmarła w 1957 r., nie spotkała się nigdy więcej po opuszczeniu jej domu.
10 czerwca 1982 r. Instytut Yad Vashem w Jerozolimie uhonorował Izabellę i Marię Wołodkowicz tytułem Sprawiedliwych wśród Narodów Świata.