Jan Dobraczyński był pisarzem, publicystą, działaczem ruchu narodowego. W okresie PRL blisko współpracował z władzami państwowymi. Podczas wojny, jako urzędnik warszawskiej opieki społecznej, brał udział w akcji ratowania dzieci żydowskich.
Urodził się i mieszkał w Warszawie. Po ukończeniu studiów w 1932 r. znalazł zatrudnienie w Wydziale Opieki Społecznej Zarządu Miejskiego M. St. Warszawy. Przez kilka lat pracował w Lublinie, w 1941 r. wrócił do stolicy i ponownie zatrudnił się w Wydziale. Od początku wojny zaangażowany był w działania konspiracji, urzędnicza praca Wydziału niespecjalnie go zajmowała. Wkrótce umieszono go na bardziej odpowiedzialnym stanowisku – został kierownikiem Sekcji Opieki Zamkniętej prowadzącej zakłady opiekuńcze dla dzieci i dorosłych.
Zadaniem Sekcji było kwalifikowanie osób znajdujących się w trudnej sytuacji materialnej i kierowanie ich do zakładów opiekuńczych. Na podstawie dokumentów – wywiadu środowiskowego, metryki, świadectwa zdrowia – wystawiano skierowanie. W czasie wojny otrzymywały je głównie sieroty, dzieci porzucone i bezdomne. Trafiały one do placówek warszawskich podlegających Wydziałowi Opieki (np. do Domu Małego Dziecka im. Ks. G.P. Boduena, Instytutu dla dzieci starszych, Zakładu dla chłopców trudnych) lub do ośrodków w innych rejonach Polski, prowadzonych przez zgrupowania zakonne. W czasie okupacji placówki te często otrzymywały pomoc materialną ze źródeł konspiracyjnych.
Jan Dobraczyński osobiście znał wielu kierowników placówek opiekuńczych i pozostawał z nimi w przyjaznych relacjach, ufano mu. Znał dobrze dyrektor Domu Ks. Boduena dr Marię Wierzbowską czy siostrę Stanisławę Polechajło, przełożoną zakonu Sióstr Służebniczek Najświętszej Marii Panny w Turkowicach. Pracownicy Wydziału w Warszawie (zwłaszcza ci zaangażowani w konspirację) także widzieli w nim sprzymierzeńca. Dlatego też opiekunki wydziałowe zwróciły się do Dobraczyńskiego z prośbą o wsparcie ich akcji pomocowej dla dzieci żydowskich.
Dobraczyński pisał w swych wspomnieniach: „Z tą sprawą przyszły do mnie pewnego dnia moje panie – tzn. opiekunki społeczne pracujące w Wydziale. Cała ich grupa – że wymienię tylko Ireną Sendlerową, Jagę [Jadwigę] Piotrowską, Nonnę Jastrzębską, Haliną Kozłowską, Janiną Barczakową, Haliną Szablakównę – już od pewnego czasu na własną ręką prowadziły akcję wydobywania dzieci żydowskich z getta i umieszczania ich w tym lub tamtym zakładzie opiekuńczym na podstawie fałszywego wywiadu społecznego i po ułożeniu całej sprawy z kierownikiem zakładu. Ale ich możliwości były już na wyczerpaniu”.
Dobraczyński przyłączył się do akcji. Jako kierownik Sekcji mógł samodzielnie kierować dzieci do zakładów. Dobre kontakty Dobraczyńskiego z dyrektorami ośrodków okazały się wtedy niezwykle cenne: „Postanowiłem odwołać się do ich pomocy. Wytypowałem zakłady – wyłącznie zakonne – których kierownictwu mogłem całkowicie ufać, i postawiłem wobec nich sprawę otwarcie”.
Pracowniczki zakładowe sporządzały fałszywe dokumenty (metrykę i wywiad środowiskowy) dla wszystkich dzieci żydowskich, które zdołały wydobyć z getta. Następnie wystawiały skierowanie do zakładu opiekuńczego, które osobiście podpisywane było przez Dobraczyńskiego. Irena Sendler pisze: „Bardzo szybko na drodze konspiracyjnej doszłyśmy do porozumienia z panem Janem Dobraczyńskim, który zgodził się na kierowanie dzieci żydowskich do polskich zakładów. Każda opracowana przez nas sprawa dziecka z getta «szła» do podpisu do pana Jana”.
Podpisywanie tego rodzaju dokumentów nie należało jednak do stałych obowiązków kierownika Sekcji. Bliska współpracowniczka Dobraczyńskiego, Jadwiga Piotrowska (odznaczona medalem „Sprawiedliwego” w 1987 r.) podkreśla: „Normalnie, kierownik referatu nie podpisywał takich papierów. Podpis Janka był więc kluczem, prostym szyfrem, a zarazem sygnałem dla zainteresowanych, że mają do czynienia z dzieckiem, jak mówiliśmy wtedy – specjalnej opieki i troski, z dzieckiem żydowskim”.
W swych wspomnieniach Jan Dobraczyński przyznaje: „Mój wkład w tę akcję był minimalny. Nie ja szukałem tych dzieci, nie ja je przewoziłem, nie ja sporządzałem fałszywe wywiady”. Rzeczywiście, to opiekunki zakładowe bezpośrednio narażały się szmuglując dzieci z getta, przechowując je w swych domach, dostarczając do zakładów i fałszując dokumenty. Wszystkie skierowania podpisywał jednak Dobraczyński biorąc na siebie wielką odpowiedzialność. W razie donosu, najpewniej to on jako pierwszy poniósłby konsekwencje. Szczęśliwie nie przydarzyła się żadna wpadka. Dzięki akcji pracowników zakładowych udało się uratować ok. 500-700 dzieci.
12 września 1993 r. Instytut Yad Vashem przyznał Janowi Dobraczyńskiemu tytuł „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata”. Odznaczony zmarł niedługo potem, 5 marca 1994 r. Relacje potwierdzające działalność Dobraczyńskiego na rzecz pomocy dzieciom żydowskim złożyli: współpracowniczki Irena Sendlerowa i Jadwiga Piotrowska oraz uratowani w zakonie w Turkowicach: Katarzyna Meloch i Michał Głowiński.
Dziękujemy pani Mirosławie Pałaszewskiej za udostępnienie materiałów dot. Jana Dobraczyńskiego.