W 1940 r. kamienica przy Krochmalnej 12 w Warszawie, gdzie mieszkali Jasikowie, znalazła się na terenie getta. Rodzina musiała przenieść się do części domu po tzw. stronie aryjskiej. Z ich okien widać było mur getta. Widać było akcje szmuglerskie, w które zaangażowała się nastoletnia Janina Jasik. Cała rodzina udzielała pomocy żydowskim znajomym i przez kilka tygodni ukrywała u siebie 11-letnią Larissę Cain. Dziewczynka przeżyła wojnę, jest pisarką, żyje we Francji. „W żadnym innym miejscu nie było takiego uczucia do mnie, jak w rodzinie Jasików”, wspomina Ocalała.
Jasikowie – polscy mieszkańcy dzielnicy żydowskiej w Warszawie
Rodzina Jasików wywodziła się z Warszawy. Po I wojnie światowej, przez pewien czas przebywała w Wojutyczach w powiecie Samborskim (dziś w Ukrainie), gdzie ojciec rodziny pracował w miejscowej gorzelni. Ze względu jednak na edukację dzieci, Jasikowie w 1930 r. wrócili do Warszawy, a 1934 r. zamieszkali w Śródmieściu, w kamienicy przy ul. Krochmalnej 12.
Ta część Warszawy była w większości zamieszkana przez Żydów. „Niewiele było [tam] rodzin polskich. Bawiłam się i przyjaźniłam z dziećmi żydowskimi i chodziliśmy razem do Ogrodu Saskiego”, wspomina Janina Garbień, jedna z córek Jasików, w wywiadzie dla Muzeum Polin w 2018 roku. „Szczególnie lubiłam Chaimka, który mi imponował swoją wiedzą i był taki grzeczny, miły. Jak wyjrzałam przez okno, że Chaimek jest na podwórku, to chciałam zaraz wynieść śmieci, żeby się z nim spotkać”.
Na Krochmalnej Jasikowie obserwowali tradycje żydowskie. „Pewnego roku stały kuczki na podwórku i tak nam się to podobało, tak ładnie pachniały świeżą zielenią”. Janina pamięta także widok płaczek na pogrzebach i żydowskich handlarzy na podwórkach. Okna Jasików wychodziły na synagogę. „Kiedyś szłam z mamą przez podwórko i podszedł do nas […] sąsiad z parteru i przeprosił mamę, że się nie kłania jak idzie do bożnicy, bo jemu wtedy nie wolno patrzeć na kobiety”.
Polska rodzina zajęła mieszkanie po niewypłacalnym żydowskim lokatorze, który zdewastował lokal przed eksmisją, m.in. zniszczył instalację elektryczną i piec. Mieszkanie wymagało remontu. Jak wspominała Janina, rodzice kupili meble od żydowskiego właściciela fabryki na Młocińskiej 13 – Samuela Magida. Zatrudniał ojca Janiny w fabryce na stanowisku ślusarza i konserwatora. Obie rodziny utrzymywały też przyjacielskie relacje i zapraszały się na ważne uroczystości, np. śluby.
Dom na terenie warszawskiego getta
W 1940 r. Jasikowie zostali zmuszeni do wyprowadzki. Kamienica od strony ulicy Krochmalnej została włączona w teren warszawskiego getta, a wszystkie polskie rodziny musiały się z niej wynieść. Jasikowie zamienili się wtedy na mieszkania z żydowską rodziną mieszkającą w kamienicy po drugiej stronie podwórka, przy Placu Mirowskim 9.
Wkrótce, w 1941 r., w wyniku choroby zmarł ojciec rodziny, Michał Jasik. Odtąd Kazimiera musiała sama zadbać o utrzymanie swoje i dzieci. Córki pomagały jej w pozyskiwaniu środków do życia. Najstarszy syn Mieczysław mieszkał już wówczas z żoną Barbarą, w 1943 r. wyprowadzili się do podwarszawskiej Magdalenki.
Szmugiel żywności do getta
Jedno z okien nowego mieszkania Jasików wychodziło na podwórko, gdzie zbudowano mur getta. Widać było stamtąd także fragment dzielnicy żydowskiej. W tym miejscu często odbywał się szmugiel żywności. Janina obserwowała akcje szmuglerskie: „widziałam te wory, które szły przez mur” oraz sama, razem z bratową Barbarą, brała w nich czynny udział. Do akcji włączył je towarzysz dziecięcych zabaw, Chaim.
„Myśmy się tak z Chaimkiem umówili, że on mi poda torbę, w murze były cegły ruchome i się je wysuwało. Były w niej pieniądze i zamówienie np. na mąkę, kaszę, marmoladę”.
Przekazywanie zamówionej żywności za mur było bardzo trudne, ze względu na patrole tzw. policji granatowej i żydowskiej. Zgodnie z relacją Janiny Garbień, zdarzało się, że w tym miejscu policjanci byli opłacani przez hurtowych handlarzy, co dawało szansę na przemknięcie z pakunkiem. Torbę zawieszało się na haku spuszczanym z drugiej strony muru.
Chaim nie raz przekradał się przez strych na tzw. aryjską stronę do mieszkania Jasików. „Opowiadał nam o tym jak tam [w getcie] się żyje. Mój brat Mieczysław proponował mu żeby on został po stronie aryjskiej. Chaimek miał dobry wygląd, a mój brat miał kontakty z organizacją pomocy, nie wiem jak ona się nazywała”. W pewnym momencie Janina straciła kontakt z chłopcem, nie wie, co się z nim stało.
Pomoc udzielana żydowskim znajomym
Od początku funkcjonowania getta warszawskiego Jasikowie udzielali pomocy żydowskim znajomym. W 1941 r., już po śmierci Michała Jasika, w ich domu zjawił się fabrykant Magid. „Przyszedł do nas w nocy, kiedy była godzina policyjna, po jakiejś akcji w getcie […]. Przyszedł tak strasznie cuchnący taki brudny i powiedział, że udało mu się przeżyć tylko dzięki temu, iż wskoczył do jakiegoś dołu kloacznego i głowę nakrył gazetą. Oczywiście mama dała mu ubranie naszego taty, umył się i zawiadomione zostały jego córki. One go zabrały od nas, nie mógł zostać, bo miał bardzo zły wygląd”, wspominała Janina. Mężczyzna wrócił do getta, nie przeżył wojny.
„Przychodził do nas jeszcze Marian Tennenbaum, zatrudniony w fabryce po stronie aryjskiej”. Posługiwał się tzw. aryjskimi papierami na nazwisko Aleksander Pilecki. Pewnego dnia, ustaliwszy to z moim bratem Mieczysławem i mamą, przyprowadził ze sobą dziesięcioletnią siostrzenicę, Larissę.
Dziewczynka z getta ukrywana przez kilka tygodni
Larissa Sztorchan urodziła się w 1932 r. w Sosnowcu. Jej ojciec był stolarzem, matka pielęgniarką. Od 1934 r. mieszkali w Warszawie, gdzie prowadzili sklep ze słodyczami. Matka zginęła w trakcie tzw. wielkiej akcji likwidacyjnej getta warszawskiego. Dziewczynka została z ojcem, który także wkrótce zginął. Najprawdopodobniej w grudniu 1942 r. wuj Marian, brat mamy, wyprowadził Larissę z getta. Początkowo przebywała u nieznanych z nazwiska dwóch polskich rodzin, potem trafiła do domu Kazimiery Jasik.
„Taka była pogodna dziewczynka, nie wiedziała, że jej mama nie żyje i ojciec. Wtedy właśnie moja siostra, która uczyła się w szkole krawieckiej, uszyła jej sukieneczkę. Nie było z czego, to z parawanu w takie duże kwiaty ją uszyła i Larysia stała przed lustrem i mówiła, że na pewno spodoba się mojej mamie, tak ładnie jej w tej sukience. Jej mama już nie żyła, a moja mama wtedy uciekła do kuchni, bo nie mogła, bo nie chciała żeby Larysia widziała że ona płacze...”.
Dziewczynka mieszkała w domu Jasików przez kilka tygodni. Zajmowała się nią głównie Helena, jedna z sióstr. Janiny nie było wtedy w Warszawie, była u rodziny na Podlasiu. Gdy do domu przychodzili krewni lub znajomi, Larissę przedstawiano ją jako kuzynkę z Siedlec, która potrzebuje pomocy. Przy wsparciu ks. Marcelego Godlewskiego, proboszcza parafii pw. Wszystkich Świętych przy Placu Grzybowskim w Warszawie, uzyskano dla niej fałszywą metrykę chrztu na nazwisko Maria Kozłowska.
„W żadnym innym miejscu nie było takiego uczucia do mnie”
Ze względu na lokalizację mieszkania Jasików, Larissa nie mogła tam długo pozostać. W lutym 1943 r. wuj umieścił ją u innej rodziny. I tamto miejsce nie było ostatnim adresem ukrywającej się dziewczynki. Nie u wszystkich rodzin zaznała tyle ciepła, ile dali jej Jasikowie. W 2018 r., podczas ceremonii uhonorowania jej dobroczyńców tytułem Sprawiedliwych wśród Narodów Świata podkreślała: „Jestem zdumiona, że [Helena] nie zapomniała mojego pobytu u jej rodziny, tej małej dziewczynki, która była Polką pochodzenia żydowskiego i dlatego była skazana na śmierć. To dziecko przeżyło wojnę i prześladowania trochę dzięki jej rodzinie. Choć nie mogłam zostać u nich długo, w żadnym innym miejscu nie było takiego uczucia do mnie, jak w rodzinie Jasik”.
Powstanie Warszawskie
Janina, po dwuletnim pobycie na Podlasiu, wróciła do Warszawy tuż przed wybuchem powstania warszawskiego. W wyniku pierwszych walk i wybuchów szyby w mieszkaniu były tak gorące, że Janina zdjęła firanki, by się nie zapaliły. Zniszczyła je przy okazji. „Następnego dnia nie było firanki, nie było okna, nie było domu”. Razem z mamą i siostrami zawczasu zeszły do schronu przy Krochmalnej, gdzie spędziły kilka dni.
„W szarej torbie były dwie sukienki, które lubiłam, spódniczka z szelkami i dwie bluzki, nowe brązowe, sznurowane trzewiczki, peleryna przeciwdeszczowa, świadectwo ukończenia siedmioklasowej szkoły powszechnej, z którego byłam dumna i mała kosmetyczka z kremem Nivea i szminką, a najważniejsze – kilka cennych zdjęć z Mamusią i Tatusiem a także trochę żywności; torebka z mąką i suchy chleb. Tę torbę zabierałam do schronu, kiedy były alarmy i naloty. Miałam ją zawsze przy sobie. Wkrótce okazało się, że tylko jej zawartość pozostała z naszego mieszkania”.
Schroniły się na Pańskiej, w fabryce krówek, później na Konopczyńskiego, w budynku szkolnym, z innymi ludźmi, którzy stracili domy. Janina włączyła się w walki powstańcze, szyjąc torebki na granty, nosząc wodę, jedzenie. Po upadku powstania Kazimiera i jej córki trafiły do obozu przejściowego w Pruszkowie. Kazimierę i Helenę zabrał Czerwony Krzyż, a Janinę i Marię skierowano kolejno do Kahle i Ilsenburga, do obozów pracy w Niemczech, gdzie szyły pokrowce na fotele samolotowe. Do Polski Janina wróciła ciężko ranna, postrzelona przypadkowo, w walkach wojsk niemieckich i amerykańskich.
„Znalazła się moja młodsza siostra”
Ponad 60 lat po wojnie Mariusz Zapotocki-Zapalski, wnuk Heleny, odnalazł ocaloną w czasie wojny Larissę. W 1954 r. dziewczynka trafiła do sierocińca dla dzieci żydowskich w Otwocku. Tam odnalazła ją siostra matki i razem wyjechały do krewnych we Francji.
„Znalazła się moja młodsza siostra”, powiedziała Helena, gdy Larissa przyjechała odwiedzić ją w Jeleniej Górze. Także Larissa podkreślała jak istotne jest dla niej spotkanie z córkami Kazimiery Jasik: „Znalazłam nową rodzinę”. Od tego czasu rodziny nie raz spotkały się i utrzymują kontakt.
Larissa Cain mieszka w Paryżu. Jest autorką licznych książek, głównie wspomnień z czasów okupacji, a także biografii Ireny Adamowicz.
Na wniosek Larissy w 2018 r. rodzina Jasików została uhonorowana tytułem Sprawiedliwych wśród Narodów Świata.
„TA CEREMONIA JEST UKORONOWANIEM MOJEGO RATOWANIA”