W latach okupacji niemieckiej Feliks Widy-Wirski i Marta z d. Wołyńcewicz, przy współudziale swojej córki Krystyny, udzielali pomocy Żydom, m.in. Janinie Poswolskiej i jej synowi Romkowi. Ci, dzięki znajomym Polakom, otrzymali schronienie po ucieczce z getta warszawskiego. Ukrywali się po tzw. aryjskiej stronie w Warszawie, a następnie w jej okolicach, zmieniając kryjówki ze względów bezpieczeństwa. W sierpniu 1943 r. mąż Janiny, Henryk Poswolski, ocalał z buntu w Treblince – niemieckim nazistowskim ośrodku zagłady, gdzie pracował przymusowo w krematorium. Po ucieczce otrzymał od Widy-Wirskich pomoc medyczną i schronienie.
„Ciągle pamiętam, jak go [Romka Poswolskiego – red.] zamykałam w szafie. Te jego wielkie, czarne oczy, które się na mnie patrzyły, dlaczego on a nie ja”, mówi Krystyna Widy-Kierska w filmie dokumentalnym poświęconym swoim rodzicom, który w 2022 r. stworzył jej wnuk, Aleksander Antoni Kierski.
Lekarz i farmaceutka. Losy Feliksa i Marty Widych przed wojną i podczas okupacji niemieckiej
Państwo Widy poznali się podczas studiów na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Feliks urodzony we Lwowie studiował medycynę; Marta, która pochodziła z Horodca (dziś na terytorium Białorusi), farmację. Już wtedy Feliks angażował się w działalność polityczną, był związany z Lewicą Akademicką, a w późniejszych latach należał do Frontu Ludowego.
Młodzi pozostali po studiach w Poznaniu, gdzie Feliks pracował w Szpitalu Ginekologicznym. Pobrali się w 1933 r., a trzy lata później urodziła się ich córka, Krysia.
We wrześniu 1939 r. Feliks został powołany do wojska jako podporucznik rezerwy służby sanitarnej. Ranny, znalazł się w niewoli. Próby ucieczki nie powiodły się, trafił do obozu jenieckiego Gross-Born, a następnie na warszawski Pawiak.
W czerwcu 1940 r. został zwolniony jako lekarz i rozpoczął pracę w Ubezpieczalni Społecznej w Warszawie. Razem z Martą, która pracowała w Aptece mgra Radomskiego przy ul. Nowy Świat, podjęli działalność konspiracyjną. Związani byli z Kadrą Polski Niepodległej, organizacją, która m.in. drukowała fałszywe dokumenty. Apteka była jednym z punktów kontaktowych. Pytanie o lekarstwa wycofane z obiegu stanowiło hasło w sprawie dokumentów. Feliks przybrał tożsamość operacyjną „Rosław Wirski”.
Żydzi z getta warszawskiego. Pomoc Widych dla rodziny Poswolskich podczas Zagłady
„[…] byliśmy ukryci, chronieni i żywieni, przez wymienione małżeństwo, narażając ich życie jak również ich dzieci Rosława i Krystynę”, zapisał Henryk Poswolski w relacji dla Instytutu Yad Vashem po wojnie.
Janina Poswolska i Marta Widy przyjaźniły się w okresie studiów na farmacji w Poznaniu. Na przełomie 1941 i 1942 r. Marta spotkała wspólną znajomą i od niej dowiedziała się, że Janka z synem i mężem znajdują się w getcie warszawskim.
„Wówczas zapłaciłam większą sumę pieniędzy naczelnikowi granatowej policji, który przyprowadził do mnie do domu w Warszawie, ul. Żulińskiego 3 m. 9 [tak od 1935 r. nazywał się odcinek ul. Żurawiej między Marszałkowską i Poznańską – red.] panią Janinę Poswolską z domu Potok wraz synkiem lecz bez męża. Niestety Pan Henryk Poswolski został wywieziony do obozu (potem okazało się, że do Treblinki)”.
Noc po wyjściu z getta Janina z Romkiem spędzili w grobowcu na Cmentarzu Powązkowskim. Rano skontaktowali się z Martą.
„Panią magister Poswolską, po biologii i farmacji […], trzeba było nauczyć kilku piosenek wulgarnych, dać jej odpowiednie ubrania”, relacjonowała Krystyna w filmie dokumentalnym. „Była za służącą, brała się pod boki, śpiewała dziwne piosenki, poruszała pupą, nogami i śmiała się przy tym. Były bardzo z mamą zżyte. Nazywałam ją ciocią”.
Chłopiec miał tzw. zły wygląd. Kiedy u Widych pojawiał się ktoś spoza rodziny, np. konspiracyjni kurierzy, obowiązkiem Krysi było dopilnować, żeby znalazł się w ukryciu.
„Był zrozpaczony, ale grzecznie siedział w tej szafie i nie wydawał żadnego odgłosu. […] Pamiętam dyskusję mojego ojca z matką, czy odbarwiać małemu rzęsy i brwi i jeśli zaczną odbarwiać to co ile będą musieli to robić. W końcu ustalono, że nie będą odbarwiać”.
Mimo ścisłej tajemnicy lokatorzy kamienicy zorientowali się, że u Widych ktoś się ukrywa, a na Żulińskiego zaczęli pojawiać się szmalcownicy. W 1943 r., po ostrzeżeniach dozorczyni, Janina wywiozła synka – wówczas ok. 5-letniego – w okolice Warszawy i oddała go pod opiekę zakonnic.
Codzienność Poswolskich w ukryciu. Szantaże ze strony Polaków i strach przed Niemcami
Rodzina Widych kilkakrotnie, dla bezpieczeństwa własnego i podopiecznych, zmieniała miejsca zamieszkania. Przeprowadzka ze Śródmieścia na Saską Kępę wymuszona była szantażem. Kilkakrotnie nachodził Martę w aptece dalszy znajomy, grożąc jej denuncjacją. Wizyty skończyły się, kiedy Feliks poinformował go, że konspiracyjna organizacja, z którą jest związany, ogłosi na mężczyznę wyrok. Mimo to, rodzina opuściła ul. Żulińskiego i wynajęła mieszkanie po drugiej stronie Wisły.
Krystyna zachowała wspomnienie nocnej akcji w ogrodzie, gdzie kopała z ojcem dół, w którym schowali tajne papiery. Kiedy okazało się, że właścicielka mieszkania jest Żydówką, Feliks podjął decyzję o ponownej zmianie lokalu. Ciężarna wówczas Marta potrzebowała spokoju. Przenieśli się do Sulejówka a stamtąd do Podkowy Leśnej, gdzie ich dom sąsiadował przez łąkę ze Stawiskiem, posiadłością Jarosława Iwaszkiewicza.
„Zawsze stałam przed domem na czatach”, wspominała Krystyna Widy-Kierska. „W razie czego, miałam szybko dać znać, że Niemcy przychodzą. Wtenczas odsuwało się dużą szafę, pod którą była klapa do piwnicy. Wołałam, że Niemcy nadchodzą, oni odsuwali szafę, otwierali drzwi do piwnicy. Żydzi, którzy u nas byli – ciocia Janka i chłopiec starszy [Roman Kocen – red.], wchodzili do skrytki, zasuwało się szafę i witało Niemców. Kiedyś tak było, że za późno dałam znać, że Niemcy nadchodzą. Za późno na wejście do kryjówki. Więc schowali się za szafę i było widać nogi. Ale Niemcy zrewidowali i wyszli. Dyskutowaliśmy wielokrotnie, czy nie widzieli tych nóg, czy widzieli a nie chcieli widzieć”.
Tego dnia za szafą ukryli się Janina Poswolska i Romek Kocen. Chłopak był jedną z osób, które okresowo, poza Poswolskimi, znajdowały schronienie u Widych. Wśród nich byli również Jul Bryl, profesor Wydziału Weterynarii Uniwersytetu Warszawskiego, jego żona Rózga, pani Lola Rabe, a także adwokat Siemięcki.
Henryk Poswolski – ocalały z buntu w Treblince
„Tuż przed wybuchem powstania Warszawskiego pojawił się u nas chłop podwarszawski z informacją, że P. Henryk Poswolski leży ranny w jego oborze”, zapisała Marta Widy-Wirska w relacji dla Żydowskiego Instytutu Historycznego. „Wtedy przewiozłam wraz z mężem rannego po ucieczce z Treblinki p. Poswolskiego do Podkowy, gdzie miał zapewnioną pomoc medyczną (wyrwany pociskiem policzek)”.
Henryk Poswolski, przed wywózką do ośrodka zagłady w Treblince, pełnił w getcie warszawskim funkcję policjanta. W obozie zmuszony został do pracy w krematorium. Przez jego ręce przeszło ciało rodzonej siostry.
W sierpniu 1943 r. był uczestnikiem buntu w Treblince, jednym z niewielu, którym udało się przeżyć i zbiec. Widowie uznali, że bezpieczniejszy będzie w Krakowie, dlatego skontaktowali się ze znajomym lekarzem i tam przetransportowali Henryka na leczenie. Tam też doczekał końca wojny.
Ucieczka przed pochodzeniem i wspomnieniami. Emigracja Poswolskich do Brazylii
Wskutek donosu znajomej Janiny, której ta zwierzyła się, że syn pozostaje w ukryciu u sióstr, Niemcy przeprowadzili rewizję w klasztorze. Obrzezani chłopcy zostali przetransportowani do sierocińca żydowskiego przy ul. Ogrodowej w Warszawie, który zlikwidowano podczas powstanie w getcie warszawskim. Romek figuruje w spisach dzieci zabranych przez Niemców z rodzin polskich w celu germanizacji. Informacje te jednak nigdy nie zostały potwierdzone. Chłopiec zaginął.
W 1946 r. Poswolscy zdecydowali się na emigrację z Polski, chociaż Henryk zajmował stanowisko kierownika finansowego w jednej z łódzkich fabryk. Janina spotkała na ulicy znajomą, która zadenuncjowała Romka i inne dzieci w klasztorze. Według Krystyny Widy-Kierskiej małżeństwo wybrało na wyjazd Brazylię ze względu na możliwość „zgubienia się w tłumie” i nie bycia posądzanym o żydowskie pochodzenie.
Janina przyjęła ofertę pracy od Heleny Rubinstein. Kierowała firmą produkującą szminki i kremy w Rio de Janeiro. Henryk został przedstawicielem handlowym firmy farmaceutycznej. Urodził się ich drugi syn, Andre. W latach 60. pan Poswolski był świadkiem w procesie komendanta Treblinki, Franza Stangla: „Niemcy grozili mu, że jeśli będzie zeznawał, to z drugim synem zrobią to samo, co zrobili z poprzednim”, opowiadała Krystyna.
Uhonorowanie tytułem Sprawiedliwych. Losy Widy-Wirskich po wojnie
Po wojnie Feliks dodał do nazwiska pseudonim konspiracyjny „Wirski”. Wstąpił w szeregi Polskiej Partii Robotniczej i był zaangażowany w prace rządu na różnych stanowiskach. Lata 1953–1955 spędził w więzieniu, aresztowany pod fałszywymi zarzutami. Po wyjściu na wolność pracował na stanowisku dyrektora Państwowego Szpitala Klinicznego nr 2 w Warszawie i kontynuował pracę naukową, skupiał się na profilaktyce i leczeniu raka szyjki macicy. Do śmierci w 1982 r. pozostawał niezwykle aktywny.
„Życie wielu osób zostało uratowane przez poczucie solidarności Polaków, jak rodzina Widy-Wirskich, która nie oszczędzała wysiłków, aby utrzymać nas żywych i odżywionych, abyśmy mogli przeżyć ciężkie i gorzkie momenty naszego życia, i przyznajemy, że bez pomocy tych osób, których działalność w wielu wypadkach była lepsza i odważniejsza od naszych własnych krewnych, bylibyśmy niestety zginęli pod sam koniec drugiej wojny światowej”, pisał Henryk Poswolski.
26 lipca 1992 r. Instytut Yad Vashem w Jerozolimie uhonorował Feliksa (pośmiertnie) i Martę Widy-Wirskich tytułem Sprawiedliwych wśród Narodów Świata.