Rodzina Sałków

powiększ mapę
Zdjęć : 5

„Moje imię stało się jej pseudonimem partyjnym”. Historia ocalenia Katarzyny Meloch przez Jadwigę Deneko

W latach okupacji niemieckiej Jadwiga Deneko z d. Sałek, pseud. „Kasia”, należała do Robotniczej Partii Polskich Socjalistów. Razem z bratem Tadeuszem Sałkiem niosła pomoc Żydom w ramach działalności w partii, a także współpracowała z referatem dziecięcym Rady Pomocy Żydom „Żegota”. Zginęła 6 lub 8 stycznia 1944 r., prawdopodobnie rozstrzelana w gruzach getta warszawskiego.  


Dzięki pomocy Jadwigi Deneko wojnę przeżyła m.in. Katarzyna Meloch. W latach 80. XX wieku, starając się o tytuł Sprawiedliwej wśród Narodów Świata dla ratującej, usiłowała zebrać informacje na temat innych ocalałych:

„Po czterdziestu latach od okupacji hitlerowskiej Tadeusz Sałek, brat »pani Wisi« na liście ocalonych, którzy jego siostrze zawdzięczają uratowanie życia wymienia cztery osoby: żonę mego wuja Jacka Goldmana, Eugenię Sigalin, Marię Taglicht i Jana Szelubskiego. Nie zabrakło też na tej liście pięcioletniej Brońci, córki Marii Taglicht. No i mnie, Katarzyny Meloch”.

Pan Sałek posługiwał się opisując losy siostry nazwiskiem takim, jakie widnieje w dokumentach – Sałek-Deneko. Odnotował działalność, w której również brał udział. Mieszkali wówczas razem na warszawskim Kole przy ulicy Obozowej 76.

Działalność konspiracyjna Jadwigi Deneko

Urodziła się w 1912 r., szkołę średnią skończyła w Łodzi. „Jadwiga Deneka była uczennicą mojej matki Wandy Meloch, a potem przyjaciółką naszej rodziny”. W latach 1934–1938 kontynuowała naukę w Studium Pracy Społeczno-Oświatowej Wolnej Wszechnicy Polskiej. Tuż przed wybuchem wojny, 29 sierpnia 1939 r. umarła jej córka, Haneczka.

„Zrezygnowana i zdecydowana na śmierć staje do walki na barykadach Warszawy. Po kapitulacji […] nawiązuje kontakty organizacyjne z grupą polskich socjalistów i prowadzi pracę polityczną wśród młodzieży robotniczej na Kole. Z jej inicjatywy powstaje w 1942 roku drużyna bojowa Milicji Ludowej RPPS [Robotniczej Partii Polskich Socjalistów – red.], w okresie późniejszym wchodzi w skład III kompani AL im. Czwartaków [Batalionu Armii Ludowej, który powstał w październiku 1943 r. – red.]. Utrzymuje kontakty z gettem warszawskim. Przez jej mieszkanie [oraz jej brata Tadeusza Sałka] przechodzi szereg ludzi, kierowanych do partyzantki, jak również dzieci żydowskich kierowanych do polskich rodzin”.

Jadwiga współpracowała z referatem dziecięcym Rady Pomocy Żydom „Żegota”.

„Moje imię stało się jej pseudonimem partyjnym”, zapisała Katarzyna Meloch.

Pomoc dla Katarzyny Meloch

Katarzyna po wybuchu wojny uciekła z rodzicami do Białegostoku. Razem mieszkali tam około dwóch lat – do wejścia Niemców na te tereny. Po stracie rodziców trafiła do domu sierot w białostockim getcie. Po kilku miesiącach nawiązała kontakt z wujem, który jesienią 1941 r. zabrał ją do Warszawy. W getcie przebywała z babcią Michaliną, wujem Jackiem, ciotką Misią (siostrą Jacka i mamy Katarzyny), którzy utrzymywali kontakt z Jadwigą. Rodzeństwo Deneków komunikowało się z dzielnicą zamkniętą przez Alę Grynberg, pielęgniarkę, która dysponowała przepustką.

Kiedy w sierpniu 1942 r., podczas wielkiej akcji likwidacyjnej, w getcie zapanował chwilowy spokój (likwidowano wówczas podwarszawskie getta), babcia Michalina wydostała się na tzw. stronę aryjską i trafiła na Obozową. Wkrótce dołączyła do niej Kasia. Akcję wyprowadzenia dziewczynki przygotował Jacek Goldman, jej wujek. Za mur wyszła z Alą Grynberg, tam – w bramie domu – czekała Barbara Wardzianka, polska pielęgniarka ze szpitala na Woli. Tramwajem pojechały na Koło. Ani ona, ani jej babcia nie miały tzw. aryjskich papierów. „Wyszłam z getta w upalne lato. Z mieszkania na Kole niewiele pamiętam”, napisała Katarzyna Meloch.

„Pozostały mi w oczach ogromne pomidory dojrzewające w słońcu, na oknie. Rzuciły mi się w oczy, kiedy przybyłam z dzielnicy zamkniętej, w której od czasu funkcjonowania Umschlagplatzu nie zauważało się, czy jest lato, czy zima. Nasza «ratowniczka» nie tylko konspirowała i ukrywała Żydów: ona także uprawiała działkę! Chodziłam na działkę z moją babcią […]. I miałyśmy pełne poczucie bezpieczeństwa!”.

Ukrywanie w Domu ks. Boduena i klasztorze w Turkowicach

Kasia spędziła przy Obozowej kilka tygodni. Uczyła się modlitw i chrześcijańskich tradycji. W końcu otrzymała od księdza z Targówka autentyczną metrykę zmarłej Ireny Dąbrowskiej. Wtedy Jadwiga umieściła dziewczynkę w Domu Małego Dziecka im. ks. G. P. Boduena przy ul. Nowogrodzkiej 75 w Warszawie. Jesienią odwiedziła ją babcia, nadal bez tzw. aryjskich papierów ukrywała się u Barbary Wardzianki, skąd po jakimś czasie zdecydowała się wrócić do getta i zginęła. Po latach Katarzyna Meloch zapisała w eseju poświęconym Michalinie Goldman:

„Mogę się domyślać, że wróciła po żydowską śmierć dlatego, że była o mnie już spokojna, nie musiała ani nie mogła czuwać nade mną, jak na Kole, jak w getcie, zapewne nie czuła się już nikomu potrzebna…”. 

Jadwiga Deneko po jakimś czasie postarała się, aby Kasia (Irena) znalazła się w domu dziecka jak najbardziej oddalonym od Warszawy. Dziewczynka trafiła na Zamojszczyznę, do Turkowic. Zakład prowadziły siostry, służebniczki ze Starej Wsi.

„Nie ustawała jej troska o moje bezpieczeństwo. Do mnie, dziewczynki dziesięcioletniej, jedenastoletniej pisała listy i posyłała paczki z żywnością. Nie traciła osobistego kontaktu z zakonnicami turkowickimi. Ponieważ mocno tkwiła w konspiracyjnej robocie (w PPS) [RPPS – red.] bała się, że jeśli »wpadnie« – Niemcy mogą trafić także na mój ślad. Prosiła więc siostrę przełożoną, Anielę Polechajłło, aby przenieść mnie do innego domu dziecka. Siostra przełożona […] mówiła podobno: »Tylko w Turkowicach mogę być o nią spokojna. Tu jest bezpieczna!«. Wykreśliła mnie z rejestru turkowickich dzieci, ale pozostawiła na miejscu”.

Szmalcownicy. Eugenia Sigalin po tzw. aryjskiej stronie

U Jadwigi Deneki na Kole znalazła schronienie również ciotka Kasi, Eugenia Sigalin, żona Jacka Goldmana. W getcie pracowała w szpitalu przy ulicy Leszno.

„Niektórzy z (szpitalnych) pracowników byli wywożeni, jakoby na roboty u Niemców, tylko po to, by można było komunikować się i urządzać jak kto mógł, poza terenem getta. […] Pojechałam z woźnicą, mieliśmy opaski na ramieniu, poza murami zdjęliśmy je. Przyjechaliśmy na Koło, tak zwane drewniane […]; było otoczone przez Niemców. Wysiadłam”.



Kobietę otoczyli szmalcownicy, grozili, że oddadzą ją Niemcom. Odebrali jej teczkę z dokumentami, kazali oddać palto. Kiedy odchodzili jedni, przychodzili następni.

„[…] kazali mi zdjąć buty i w tym momencie nagle znikli. Okazało się, że ta uliczka wychodziła na przystanek autobusowy. Z przystanku przybiegły do mnie dwie kobiety, mówiąc, że tu często napadają na ludzi i pytając dlaczego nie krzyczałam. Powiedziałam, że grozili mi bronią. Rozstałyśmy się i ja, klucząc po małych uliczkach osiedla, chcąc zmylić ślady, dotarłam do mieszkania Wisi. Przyjęła mnie w swoim niedużym mieszkaniu”.

Eugenia Sigalin usiłowała wyciągnąć na tzw. aryjską stronę męża Jacka. Chciał wstąpić do partyzantki. Był marzec 1943 roku. „Pojechałam po niego i przywiozłam go tramwajem na Koło, a sama przeniosłam się z Koła na Saską Kępę do mojej przyjaciółki, Jossety Senior”.

Pomoc dla Jana Szelubskiego i rodziny Taglichtów

Jan Szelubski był uciekinierem z Lublina. „Mieszkał u nas w 1943 roku wraz z żoną, Zosią Baranowską, przez kilka miesięcy, do czasu wyjazdu do partyzantki w rejon Ryk”, relacjonował Tadeusz Sałek. „Pracował ze mną w warsztacie stolarskim w Warszawie przy ulicy Zajęczej 11 a jednocześnie prowadził działalność konspiracyjną jako członek Armii Ludowej [wówczas Gwardii Ludowej – red.] z ramienia Robotniczej Partii Polskich Socjalistów”.

Jadwiga wsparła również rodzinę Taglichtów – Marię, Karola i ich córeczkę Anusię-Brońcię. Rodzice wahali się, gdzie umieścić dziewczynkę. „No i w końcu zasięgnęliśmy rady Wisi. Wisia była fachowcem, gdyż przed wojną pracowała w jakimś sierocińcu i interesowała się ochronkami dla bezdomnych dzieci”. Jadwiga umieściła Brońcię w Domu im. ks. Boduena, dzięki temu rodzice mieli przez jakiś czas kontakt z dzieckiem. Tadeusz Sałek o dalszych losach dziewczynki relacjonował:

„Brońcia przez dwa lata mieszkała u moich rodziców we wsi Sałki-Pionki (gmina Suskowola) do maja 1944, to jest do czasu ostrzeżenia mego ojca przez grupę partyzancką AK, że dziecku grozi niebezpieczeństwo. Załatwiliśmy przyjęcie do domu dziecka w Radomiu, gdzie przebywała do wyzwolenia”.

Rewizja i śmierć Jadwigi Deneko

Okoliczności śmierci Jadwigi Deneki nie są jednoznaczne. Relacje różnią się co do dat i miejsca egzekucji. Wpadła w konspiracyjnym lokalu przy ulicy Nowiniarskiej 15 lub Świętojerskiej, gdzie podczas rewizji znaleziono broń, radiową stację nadawczą i 13 lub 14 Żydów. Ukrywali się w schronie urządzonym pod sklepem i według Jakuba Mulaka [Polska lewica socjalistyczna 1939-1944, Warszawa 1990] wykonywali część prac technicznych, takich jak powielanie. „W połowie 1943 roku zostaje aresztowana w lokalu przy ulicy Nowiniarskiej 15 w czasie odbijania na powielaczu »Biuletynu informacyjnego« RPPS”. Eugenia Sigalin:

„Wiem, że pracowała w tak zwanym biurze odpadków. […] Prawdopodobnie ktoś doniósł. Żydzi, wiedząc, że idą na śmierć powiedzieli, że nigdy tej kobiety nie widzieli, że chyba przyszła do biura jako interesantka”.

Władysław BartoszewskiWarszawskim Pierścieniu Śmierci napisał:

„25.XI. 1943 w domu przy ulicy Świętojerskiej aresztowano jednocześnie Jadwigę Sałek-Deneko (ur. 1911 pseud. „Kasia”), kierowniczkę kolportażu RPPS, zasłużoną działaczkę tej partii, współdziałającą z Marczakiem, która również została stracona”.

W czasie przesłuchań nikogo nie wydała. Niemcy rozstrzelali ją 6 lub 8 stycznia 1944 roku. Zginęła na Pawiaku lub w gruzach getta razem z aresztowanymi Żydami.

27 stycznia 1987 r. Instytut Yad Vashem w Jerozolimie uhonorował pośmiertnie Jadwigę Deneko i jej brata Tadeusza Sałka tytułem Sprawiedliwych wśród Narodów Świata.

Historie pomocy w okolicy

Więcej

Bibliografia