Antonina Liro urodziła się na Syberii w ubogiej polskiej rodzinie. W okresie międzywojennym wyjechała z bliskimi do Polski i zamieszkała w Warszawie. Sytuacja materialna rodziny nadal była trudna. W 1938 r. wzięła ślub z Jakubem Juliuszem Kamienieckim, pochodzącym z dobrze sytuowanej żydowskiej rodziny. Rodzice nowożeńców o małżeństwie zostali powiadomieni telegramami. „Moi rodzice nie życzyli sobie, żebym poślubiła Żyda, a dla matki Julka żadna synowa nie była godna ich jedynaka” – wspominała.
Dla Antoniny był to początek życia w wyższych sferach. Wówczas też poznała żydowską rodzinę Wajnsztajnów, którym pomagała podczas okupacji.
7 kwietnia 1940 r. Jakub wyjechał za granicę. Antonia została w Warszawie, by opiekować się teściami. Dopóki getto nie zostało otoczone murem, odwiedzała ich i przynosiła im jedzenie. Starała się też pomagać Krysi i Zosi – dwóm znajomym Żydówkom, które przed wojną uczyły ją języków obcych. Przez pewien czas ukrywały się nawet u niej w domu.
Wyjazd męża, głównego żywiciela rodziny, sprawił, że sytuacja materialna Antoniny znacznie się pogorszyła. Kobieta straciła też mieszkanie, gdyż ich kamienica została częściowo zburzona, a częściowo przejęta przez Niemców. Na pewien czas Antonina zatrzymała się u znajomych, Klemensiewiczów. Mieszkał też u nich mały syn Wajnsztajnów, Anatol, nazywany Tolo (lub Tolek). Rodzice zostawili go u polskiej rodziny, sami przebywali w getcie.
Kiedy Antonina znalazła mieszkanie dla siebie, odwiedzała Klemensiewiczów i Tola. Zabierała chłopca na spacery. „Opowiadała mi, że był niezwykle pięknym dzieciakiem, miał piękne blond loki, niebieskie oczy. Czasami ubierała go w jakiś ładny strój, wędrowali sobie Alejami Ujazdowskimi i ludzie po prostu się zachwycali małym Tolem” – wspomina Anna, córka Antoniny.
Wkrótce kobieta znalazła pracę w fabryce w Pruszkowie. Szybko jednak naraziła się majstrowi, za co ten chciał wysłać ją na roboty przymusowe do Niemiec. By tego uniknąć, ukrywała się. W tym trudnym dla niej okresie okazało się, że polska rodzina nie chce dalej udzielać schronienia Tolowi.
Antonina słyszała, jak Klemensiewicz groził żonie, że odda chłopca na posterunek policji. Zdecydowała, że zabierze dziecko. Postanowiła zawieść go do rodziców, do miejscowości Łosie. Pociągiem pojechali do Radzymina, a następnie piechotą udali się do wsi. Na nieszczęście w tym samym czasie Niemcy likwidowali getto radzymińskie i wyszukiwali Żydów ukrywających się w okolicy. „Mama zobaczyła, że przed domem stoją samochody. Rodzice stoją z podniesionymi rękoma pod ścianą, celuje do nich Niemiec, a z szopy, która stała koło domu, wyciągają ludzi” – relacjonuje Anna.
Antonina, zatroskana o los rodziców, zabrała Tola i ukryła się z nim w lesie. Przebywali tam przez noc, a następnie udali się w podróż powrotną. Dziecko było zmęczone, głodne i płakało. Antonina obawiała się zabrać je do swojego domu w Warszawie. W akcie desperacji podjęła decyzję, że zostawi chłopca w pociągu. „Kupiłam za ostatnie pieniądze jedzenie dla niego, wsadziłam Tola do pierwszego pociągu jaki stał na stacji, posadziłam w towarzystwie starszych kobiet i powiedziałam mu, że idę do toalety i za chwilę wrócę. Wyskoczyłam z pociągu, gdy ten ruszył” – wspominała. Antonina zostawiła Tolowi paczkę z jego rzeczami oraz kartką, w której podała jego dane i opisała jego historię.
Dopiero po wojnie dowiedziała się, że dziecko przeżyło. Samotnym chłopcem zainteresował się konduktor i zaprowadził go do Wandy Bulik, jednej z pasażerek pociągu, która na ramieniu miała opaskę Czerwonego Krzyża. U rodziny Bulików w miejscowości Wesoła pod Warszawą chłopiec przebywał od jesieni 1942 r. do początku 1946 r. „Wychowywałem się razem z ich dziećmi Wandą, Tadeuszem, Teresą. Traktowali mnie jak członka swojej rodziny. Wobec sąsiadów, znajomych uchodziłem za syna ich dalekich krewnych” – wspominał Tolo, dziś Matityahu Greenberg, po wojnie. Po zakończeniu okupacji został adoptowany przez Juliana i Gustawę Greenbergów i wyjechał z nimi do Izraela.
Po latach Antonina i jej córka obejrzały w telewizji program o ocalonych z Zagłady, w którym rozpoznały Tolo Wajnsztajna. Kobieta skontaktowała się z nim. Od tego czasu utrzymywali relacje. Tolo przyjechał do Warszawy, a Anna była w Izraelu. W rozmowie z nią podkreślał, że docenia działania Antoniny: „z jej strony próba ratowania mnie była bohaterstwem i po prostu zrobiła to, co mogła zrobić. Dała mi szansę przeżyć”.