W 1942 r. rodzina Wolskich: Małgorzata, jej syn Mieczysław oraz córki Halina i Wanda, mieszkająca na warszawskiej Ochocie przy ulicy Grójeckiej 81 (inne źródła podają 84), przyjęła pod swój dach uciekinierkę z getta warszawskiego o imieniu Wiśka. Tę „Żydówkę, średniego wzrostu, o rudych włosach, kulejącą na lewą nogę”, jak opisywała ją po wojnie Wanda Szandurska z d. Wolska, przyprowadziła do domu Halina. Wolscy zaopiekowali się nią, traktowali jak członka rodziny i czynili to bezinteresownie. Z czasem na swojej posesji zbudowali kryjówkę, zwaną bunkrem „Krysia”, która stała się jedną z największych i najlepiej zorganizowanych w okupowanej Warszawie.
„Gdy Żyd znalazł się po aryjskiej stronie, miał przed sobą dwie ewentualności: zostać »na powierzchni« albo pójść pod ziemię. W pierwszym wypadku Żyd przeobraża się w aryjczyka, zaopatruje się w papiery aryjskie i mieszka legalnie [...]. W drugim wypadku Żyd o wyglądzie semickim chowa się albo do schronu, albo do zamaskowanego pokoju, gdzie przebywa nielegalnie”, pisał dr Emanuel Ringelblum, historyk i współtwórca Podziemnego Archiwum Getta Warszawskiego, kiedy ukrywał się w bunkrze „Krysia”.
„Krysia”. Kryjówka dla uciekinierów z getta warszawskiego
Wiśka, która w domu Wolskich ukrywała się do stycznia 1944 r., była łączniczką między tzw. aryjską stroną a gettem warszawskim. Informacja o życzliwym stosunku Wolskich do żydowskiej dziewczyny dotarła do działaczy Żydowskiej Samopomocy Społecznej. Ci zwrócili się do Mieczysława Wolskiego, mającego związki z Polską Partią Socjalistyczną, z propozycją przygotowania schronienia dla kolejnych uciekinierów z getta. Teren, na którym zlokalizowany był dwupiętrowy dom Wolskich, doskonale się do tego nadawał – cała posesja zajmowała ponad hektar ziemi. Mieczysław Wolski był ogrodnikiem, więc na terenie rozległego ogrodu mieściła się również szklarnia. Stała się ona bazą dla planowanej kryjówki.
Dokładny projekt schronu Wolski otrzymał od działaczy ŻSS za pośrednictwem Wiśki, z którą przedostał się za mury getta. Według planu kryjówka miała znaleźć się pod szklarnią, w części ogrodu przylegającej do budynku zlokalizowanego przy ul. Grójeckiej 77. Do realizacji tego zadania sprowadzono kilku uciekinierów z getta warszawskiego, których przez czas budowy Wolscy ukrywali w piwnicy. Aby nie wzbudzić podejrzeń sąsiadów, Wolscy mówili, że w miejscu tym przygotowują pieczarkarnię.
Powierzchnia bunkra, który pieszczotliwie nazywano „Krysią”, wynosiła 28 metrów kwadratowych, natomiast jego wysokość – 1,83 m.:
„Wejście do Krysi było zamaskowane przez otwór między parapetami w szklarni, zamykane drewnianą klapą, były zrobione schody do wejścia i wyjścia. Aby dostać się do Krysi trzeba było przejść dwa podwórka i ogródek dość duży aż do szklarni, która stała przy szczycie budynku firmy Piwer”, relacjonowała Wanda Szandurska.
Wyposażenie schronu było na ówczesne warunki imponujące. Znajdowały się w nim dwa rzędy prycz do spania dla 34 osób oraz dodatkowo łóżka polowe, na środku ustawiono stoły i ławy. Bunkier posiadał również kuchenkę podłączoną do komina sąsiedniego budynku, bieżącą wodę, światło i prowizoryczną toaletę.
Emanuel Ringelblum w bunkrze „Krysia”. Jak powstał znany esej o stosunkach polsko-żydowskich
Do tak przygotowanej kryjówki systematycznie sprowadzano uciekinierów z getta. Od momentu powstania schronu do dnia dekonspiracji w marcu 1944 r. ukryło się tam około 40 osób. Wśród nich był historyk Emanuel Ringelblum z żoną Judytą i synem Urim, którzy do „Krysi” trafili pod koniec lutego 1943 roku.
Ringelblum dość często opuszczał kryjówkę, by pomóc innym wydostać się z getta na tzw. aryjską stronę. Ostatnia z jego wypraw, którą podjął dzień przed wybuchem powstania w getcie, zakończyła się aresztowaniem i wywiezieniem do obozu w Trawnikach. Informacja o tym zdarzeniu dotarła do Rady Pomocy Żydom „Żegota” w lipcu 1943 roku. Dzięki Radzie i żydowskim organizacjom konspiracyjnym Ringelblum został wykupiony i ostatecznie wrócił do „Krysi”, gdzie nadal przebywała jego rodzina. Pod koniec 1943 r. napisał tam esej Stosunki polsko-żydowskie w okresie II wojny światowej, który okres wojny przetrwał dzięki Adolfowi Bermanowi.
W swojej pracy Ringelblum scharakteryzował postawy Polaków wobec Żydów przed i w czasie wojny oraz dokonał ich oceny. W części opisującej pozytywne zachowania Polaków znalazł miejsce także dla rodziny Wolskich, ale dla bezpieczeństwa nazwał ich „rodziną M.”, a Mieczysława „panem W.”. Ringelblum z wielkim szacunkiem i wdzięcznością odnosił się do Wolskich. Tak pisał o Mieczysławie:
„Kiedy trzeba było ratować obecnych lokatorów »Krysi« z getta, pan W. osobiście zjeżdżał wozem do «mety», ładował walizy i pakunki na wóz, wsadzał ludzi na paczki i jechał do domu. Raz wsadził 8 ludzi, kobiety i dzieci, i na oczach policji, »szmalcowników« i sąsiadów przewiózł głównymi ulicami miasta bezpiecznie do domu”.
Życzliwe Żydom zachowanie Wolskich Ringelblum motywował następująco:
„W ich dwupiętrowej kamienicy mieszkali przed wojną Żydzi, z którymi żyli po sąsiedzku. Produkty z ogrodu i sadu kupował żydowski kupiec warzywami i żydowski handlarz owocami. Stary M. [ojciec Mieczysława – red.] znany był ze swojego liberalnego stosunku do Żydów. Był człowiekiem uczciwym, znanym ze szlachetności charakteru. Nowoczesne prądy nie dotarły do niego, nie rozumiał nienawiści do Żydów i w tym duchu wychowywał swoje dzieci, którym wpajał zasady sprawiedliwości i jednakowego traktowania wszystkich, bez różnicy wyznania i narodowości. Tradycję rodzinną po mężu przejęła pani M. [Małgorzata, matka Mieczysława]”.
„Krysia była naszym całym życiem”. Życie codzienne rodziny Wolskich podczas okupacji niemieckiej
W akcję pomocy ukrywającym się zaangażowana była cała rodzina Wolskich. Całość działań nadzorował Mieczysław, pośredniczył również w kontaktach między działaczami żydowskiego ruchu oporu a ukrywanymi, był łącznikiem między Adolfem Bermanem i Żydowskim Komitetem Narodowym a Ringelblumem. Dwie z pięciu sióstr Mieczysława, które mieszkały przy Grójeckiej, podzieliły się obowiązkami związanymi z opieką nad mieszkańcami schronu: Wanda odpowiadała za dostarczanie żywności i utrzymanie czystości w kryjówce, Halina kupowała żywność. Starsze siostry też pomagały: Eugenia Warnocka dostarczała korespondencję, a Maria Czekajewska, z zawodu pielęgniarka, w razie potrzeby udzielała pomocy medycznej.
Aby uniknąć podejrzeń, które mogły wyniknąć z dużej ilości kupowanej i gromadzonej żywności, Wolscy otworzyli mały sklepik z towarami spożywczymi. Prowadziła go kolejna siostra Mieczysława – Leokadia Borowiakowa. Seniorka rodu zaś – Małgorzata – podtrzymywała ukrywających na duchu i wspierała.
„Pani M. [Małgorzata Wolska] jest sercem »Krysi«, pan W. [Mieczysław] mózgiem, a oczyma jest wnuk pani M. – Mariusz [Janusz Wysocki], anioł stróż »Krysi«, jej nieodłączny towarzysz”, pisał Ringelblum o rodzinie Wolskich.
Wymieniony przez Ringelbluma Mariusz to Janusz Wysocki, siostrzeniec Mieczysława, który odpowiedzialny był przede wszystkim za bezpieczeństwo schronu i pełnił funkcję wartownika. W razie konieczności, ostrzegał ukrywających przed zbliżającym się niebezpieczeństwem.
Koszty wyżywienia i utrzymania ponosili sami ukrywani, częściowo wspomagała ich finansowo Rada Pomocy Żydom „Żegota”. Każdy, kto wprowadzał się do bunkra, zobowiązany był do wpłacenia 10 tys. złotych, a następnie do systematycznego uiszczania opłat w okresie całego pobytu. Za pobieranie należności, organizację i porządek w bunkrze odpowiadał jeden z ukrywanych, niejaki Borowski (prawdziwe nazwisko nieznane). Wanda Szandurska natomiast w swojej relacji wspomina, że tymi sprawami zajmował się powołany zaraz po otwarciu „Krysi” Komitet, w którego skład wchodził Ringelblum, adwokat Tadeusz [Klinger] oraz dwie kobiety.
Rozmowy, nauka, zabawy z dziećmi oraz zaduch, pluskwy i kłótnie. Warunki życia w ukryciu
Warunki życia w ukryciu w tak licznie zamieszkanym bunkrze były dość trudne. Życie toczyło się tam głównie w nocy. Był to czas na rozmowy, naukę, gotowanie, zabawy z dziećmi. O tej porze także Wolscy dostarczali ukrywanym jedzenie, wynosili nieczystości, bo, jak deklarowała Wanda Szandurska, „Krysia była naszym całym życiem”. Ale brak intymności, przymus przebywania cały czas w jednym pomieszczeniu w tym samym gronie, zaduch spowodowany brakiem dostępu świeżego powietrza, pluskwy – wszystko to wpływało negatywnie na wzajemne relacje, co, z kolei, zagrażało bezpieczeństwu grupy. Ringelblum pisał:
„Mimo korzystnych warunków zewnętrznych jest sporo czynników, które zagrażają bezpieczeństwu »Krysi«. To dzieci, uwięzione w ciasnym pokoju, a raczej w piwnicy, zbyt hałaśliwe, a dorośli zamknięci w 28 m. kw, zbyt głośno rozmawiają, ba, czasem nawiedzeni tzw. Stacheldrahtkrankheit, kłócą się ze sobą”.
Hałas i głosy dochodzące „spod ziemi” mogły wzbudzić podejrzenia wśród pracujących w ogrodzie i szklarni polskich robotników, i stać się przyczyną dekonspiracji. Taka sytuacja miała miejsce, kiedy ukrywający nie domknęli klapy wejściowej do schronu. Głosy dochodzące spod podłogi szklarni zaniepokoiły jedną z robotnic zatrudnionych przez Wolskiego. Sytuacji zagrażających bezpieczeństwu schronu było więcej, dom Wolskich kilkakrotnie nawiedzany był przez gestapo.
Dekonspiracja. Aresztowanie i zamordowanie ukrywających się Żydów oraz ich polskich opiekunów
7 marca 1944 r., na skutek donosu, Niemcy oraz funkcjonariusze tzw. granatowej policji przybyli do domu Wolskich i skierowali się do miejsca, w którym znajdował się bunkier. Wanda Szandurska tak opisywała tę sytuację:
„7 marca 1944 r. przed południem do kuchni, w której była mama, brat Mieczysław, ja i chora siostra Halina przyszli Niemcy i granatowi policjanci. Zabrali brata i zaprowadzili prosto do ogrodu do szklarni. W tym czasie szybko wpadłam do pokoju i opuściłam roletę na znak niebezpieczeństwa. Janusz był przy szklarni, jak zobaczył opuszczoną roletę wpadł do Krysi i tam został. Przez okno zobaczyłam Niemców przy Krysi i wychodzących z niej Żydów, którzy ustawiali się pod ścianą z podniesionymi rękami”.
Niemcy zabrali wszystkich Żydów wyciągniętych z bunkra, w tym rodzinę Ringelblumów, oraz Janusza Wysockiego i wywieźli na Pawiak. Dołączono do nich Mieczysława Wolskiego oraz, według zeznania Wandy Szandurskiej, także Marię (inne źródła podają, że aresztowana została nie Maria, ale Halina, którą po kilku dniach wypuszczono). Wszystkich rozstrzelano prawdopodobnie trzy dni później na terenie nieistniejącego już getta.
„Tego samego dnia czy następnego, »Krysia« została zrabowana, a potem – jak wspominała Wanda Szandurska – spalona. Jeszcze trzy dni stały posterunki policji granatowej, potem je zdjęto”.
Kto doniósł Niemcom na rodzinę Wolskich? Tożsamość konfidenta odkryta po latach
Przez blisko 80 lat badacze spierali się, kto zdradził Niemcom lokalizację bunkra „Krysia”. W dotychczasowych opracowaniach naukowych wskazywano najczęściej znanego w Warszawie konfidenta, 18-letniego Jana Łakińskiego, lub byłą dziewczynę Mieczysława Wolskiego, która w ten sposób miała zemścić się na byłym partnerze za zerwanie związku.
W marcu 2024 r. do Muzeum POLIN napisał Adrian Sandak, badacz II wojny światowej, autor książki „Muszkieterowie 1939–1942. Historia tajnej organizacji wywiadowczej”, który dotarł do nieznanych dokumentów kontrwywiadu Okręgu Warszawskiego Armii Krajowej. Jego przełomowe odkrycie pozwoliło poznać tożsamość donosiciela bunkra „Krysia”:
„Według dokumentu kontrwywiadu autorem donosu był Marian Nowicki, zamieszkały w Warszawie przy ul. Ogrodowej 65, który za usługi dla Niemców miał dostać 38 000 zł i w nagrodę został przyjęty jako stały konfident Gestapo. W nagłówku dokumentu pojawia się pseudonim »Lektor« – prawdopodobnie chodzi o por. rez. Bolesława Nanowskiego kierownika referatu policyjnego kontrwywiadu Okręgu Warszawskiego AK, który zgodnie z poleceniem przełożonego miał dostarczyć meldunek z policji na temat donosu. W przedwojennej książce telefonicznej Warszawy występuje Marian Nowicki przedstawiciel budowlany zam. ul. Ogrodowa 27”, napisał Adrian Sandak.
Upamiętnienie kryjówki i uhonorowanie Wolskich tytułem Sprawiedliwych wśród Narodów Świata
Po tym wydarzeniu znajomi i bliscy niechętnie odnosili się do Wolskich. Mimo to, po latach Wanda konstatowała:
„Jeszcze do dziś nie rozmawiamy z nikim o historii Krysi, a przecież to nie było przestępstwo pomóc ratować życie ludziom”.
4 czerwca 1989 r. Instytut Yad Vashem w Jerozolimie uhonorował rodzinę Wolskich – Mieczysława, Małgorzatę, Halinę Michalecką, Wandę Szandurską oraz Janusza Wysockiego tytułem Sprawiedliwych wśród Narodów Świata.
Od 2009 r. Emanuel Ringelblum jest patronem Żydowskiego Instytutu Historycznego w Warszawie, gdzie przechowywane jest Podziemne Archiwum Getta Warszawskiego – unikalny zbiór dokumentów do badań nad zagładą Żydów w okupowanej Polsce, wpisany na listę UNESCO „Pamięć Świata”.
O wydarzeniach z marca 1944 r. przypomina tablica pamiątkowa, odsłonięta w 1990 r. w miejscu, gdzie stał dom i ogród rodziny Wolskich, przy ul. Grójeckiej 77 (adres współczesny). Od 9 września 2021 r., decyzją Rady m.st. Warszawy, miejsce to nazywa się Skwerem im. Rodziny Wolskich. Wyryta na tablicy inskrypcja głosi:
„W tym miejscu znajdowała się ziemianka, w której rodzina Wolskich, miejscowych ogrodników, ukrywała w latach 1942–1944 około 40 Żydów, uciekinierów z Getta Warszawskiego, wśród nich znanego historyka dr. Emanuela Ringelbluma, badacza dziejów Żydów polskich, organizatora tajnego archiwum Getta. W marcu 1944 r. po ujawnieniu ziemianki hitlerowcy wymordowali wszystkich ukrywających się w niej Żydów oraz ich opiekunów”.