W 1942 r. matka i siostra Chaima Birenbauma zostały wywiezione z Umschlagplatzu w warszawskim getcie do obozu zagłady. Chaim trafił do transportu rok później, gdy getto płonęło podczas Powstania. Wyskoczył z pociągu.
Opowiada Helena Bąkała:
„Strzelali za nim, ale nie trafili. Dotarł do leśniczówki. W tej leśniczówce pani dała mu jedzenie, a mrugnęła do męża, żeby poszedł zawiadomić, że jest uciekinier u nich. On się zorientował. Mówi: »Zostawiłem wszystko i dałem nogę w las.«Na pewno przyjechali, bo była strzelanina do tej leśniczówki”.
Po kilku dniach wędrówki, kilkunastoletni wówczas Chaim, wykończony dotarł do Warszawy. Zapukał do domu przedwojennych sąsiadów – Heleny Bąkały, jej męża Tadeusza i matki Julianny Raszkiewicz. Spędził u nich trzy tygodnie. Nerwowe, bo dom graniczył z gettem, w którym trwało powstanie. Pod oknem przechadzali się ukraińscy żandarmi, naprzeciwko mieszkała ich samozwańcza współpracownica. Pani Helena, żeby przerzucić do getta jedzenie, udawała dozorczynię.
„Brałam szczotkę i wychodziłam na ulicę. Jak te Ukraińce się tam tego, niby zamiatałam, że jestem dozorczynią. To jest tak trudne do opowiedzenia wszystko, co się przeszło. Wy teraz żyjecie, młodzi, w dobrych czasach, ale my to żeśmy przeszli”.
Tadeusz Bąkała wyrobił Chaimowi nowe papiery. Ten, już jako Zbyszek, zgłosił się na roboty do Niemiec. Tam doczekał końca wojny. W 1947 r. wyemigrował do Izraela. Mieszka w Hajfie, stale koresponduje z Heleną Bąkałą, przysyła jej zdjęcia dzieci i wnuków. W 1994 r. odwiedził ją w Warszawie.