Rodzina Jaworskich

powiększ mapę

Historia pomocy - Rodzina Jaworskich

Przed II wojną światową Katarzyna i Eugeniusz Jaworscy mieszkali na Wileńszczyźnie. W końcu sierpnia 1939 r. Eugeniusz został zmobilizowany do wojska i oddelegowany do Dowództwa Obozu Warownego Wilno. Niespełna miesiąc później, 18 września, po przekroczeniu granicy Litwy, oddziały garnizonu, w którym służył zostały internowane, a Jaworski trafił do obozu jenieckiego w Połądze. W końcu listopada udało mu się stamtąd zbiec i wyjechać do Warszawy. Z czasem dołączyła do niego matka oraz żona Katarzyna wraz z ich czteroletnim synem.

W 1940 r. Niemcy przystąpili do tworzenia zamkniętej dzielnicy dla Żydów w Warszawie. Eugeniusz wspominał po wojnie: „W końcu 1940 r., zgłosiła się do nas znajoma mojej siostry Janiny – Jadwiga Strauch. Ani moja żona, ani ja [jej] nie znaliśmy […]. Była ona w strasznym stanie, obdarta, zawszona. Straciła w getcie męża i syna. Była bez środków do życia”. Małżonkowie pomogli Jadwidze w zorganizowaniu tzw. aryjskich dokumentów i wyrobieniu kenkarty na nazwisko Maria Dziubalska. Pomimo nienajlepszej sytuacji materialnej rodziny Jaworskich, Jadwiga zamieszkała w ich domu. Dzięki fałszywym dokumentom została zarejestrowana i pracowała u nich legalnie jako pomoc domowa, otrzymywała też kartki żywnościowe.

Po jakimś czasie okazało się, że dalszy pobyt Eugeniusza w Warszawie niesie za sobą ogromne ryzyko, wzmogły się bowiem aresztowania oficerów rezerwy. Nie mógł on także znaleźć pracy w swoim zawodzie (był z wykształcenia technologiem drewna), przez co sytuacja finansowa rodziny Jaworskich się pogarszała.

Jaworscy przenieśli się do miejscowości Przeździatka na przedmieściach Sokołowa Podlaskiego, gdzie Eugeniusz został kierownikiem tartaku. Jadwiga wyjechała razem z nimi. Po wojnie Eugeniusz podkreślał, że ukrywana, przebywając z rodziną, czuła się zupełnie swobodnie: „Dziubalska zadomowiła się u nas całkowicie, pomagała żonie prowadzić gospodarstwo i była traktowana jak członek rodziny. Była zupełnie siwa, dobrze mówiła po polsku, a w nowym miejscu pobytu nikt nas nie znał, co w znacznej mierze wykluczało możliwość jakiegoś donosu”. Do tartaku, w którym pracował Eugeniusz po doraźną pomoc przychodzili Żydzi z getta w Sokołowie Podlaskim. W taki sposób Jaworscy poznali m.in. Hersza Bidermana.

Sytuacja rodziny Jaworskich uległa zmianie, kiedy w 1942 r. do tartaku przybył nowy kierownik, volksdeutsch o nazwisku Adamczewski. Jego zachowanie zmusiło Jaworskiego do poszukiwania nowej pracy i zmiany miejsca zamieszkania.

W lipcu 1942 r. Eugeniusz rozpoczął pracę jako kierownik niewielkiego zakładu przerobu drewna, położonego w lesie koło wsi Nowa Grabownica niedaleko Ostrowa Mazowieckiego. Rodzina zamieszkała w Ostrowie. Katarzyna była wówczas w ciąży. .

Jesienią do ich mieszkania przybył Hersz Biderman wraz z trzyletnim synkiem oraz dwiema siostrami, którzy właśnie uciekli z getta. Pierwsze słowa Hersza brzmiały: „Niech nas pan ratuje, getto w Sokołowie zlikwidowane. Wszystkich Niemcy wymordowali. Ja z rodziną uciekłem. Błagam o schronienie choć na kilka dni”. W przeciwieństwie do Jadwigi, Hersz zwracał uwagę otoczenia zarówno swoim wyglądem, jak też polszczyzną z silnym żydowskim akcentem. Ponadto w domu, w którym mieszkali Jaworscy przebywały trzy inne polskie rodziny, co dodatkowo komplikowało możliwość niesienia im pomocy. Eugeniusz zdecydował więc, by zorganizować im schronienie przy zakładzie w Grabownicy, gdzie mieszkał jeden z jego pracowników – Kazimierz Hrynkiewicz wraz z żoną Eweliną oraz synem Aleksandrem. Hrynkiewiczowie zgodzili się na to.

Hersz posiadał  tzw. aryjskie dokumenty na nazwisko Henryk Dubliński, jego siostry także miały podrobione kenkarty. Posłużyły one do rejestracji w Arbeitsamt, tym sposobem pozyskano dla nich karty żywnościowe. Hersz i jego rodzina nie wychodzili jednak poza swoją kryjówkę, obawiając się, by ktoś ze znajomych ich nie zobaczył. Eugeniusz wspominał po wojnie o postawach okolicznych mieszkańców: „Trzeba podkreślić, że ani od robotników pracujących w zakładzie, ani od mieszkańców pobliskiej wsi Grabownica, którzy musieli się zorientować kim są Bidermanowie, nigdy nie wyszła żadna plotka, która musiałaby skończyć się donosem”.

Do zakładu przetwórstwa drewna często przyjeżdżali Niemcy, zatem Jaworski nakazał Herszowi, by dla bezpieczeństwa udawał głuchoniemego. Pomoc Żydom dodatkowo utrudniały obławy na uciekinierów z obozu jenieckiego mieszczącego się w pobliskim Komorowie oraz z obozu zagłady w Treblince. Pomimo niesprzyjających okoliczności, Jaworscy nie przestali pomagać Żydom.

Eugeniusza, jako członka Armii Krajowej, wezwano w połowie 1944 r. do Warszawy. Tam zastał go wybuch powstania. Jaworski walczył aż do jego zakończenia, po czym został wzięty do niewoli i przebywał w oflagu w Bawarii do końca okupacji. Katarzyna sama udzielała pomocy ukrywającym się Żydom. W tamtym okresie bardzo wspierała ją Jadwiga Strauch. Kobieta opiekowała się dziećmi, gotowała i pomagała przy pracach domowych. Żydzi, którym Jaworscy udzielali pomocy, przeżyli do końca wojny. Po zakończeniu okupacji Katarzyna z dziećmi wyjechała do Warszawy, zaś w 1946 r. Eugeniusz powrócił z niewoli i dołączył do nich.

We wrześniu 1946 r. rodzina Bidermanów opuściła Polskę i wyjechała do Ameryki Południowej. Po kilku miesiącach zaprzestali kontaktu z Jaworskimi. Jadwiga Strauch-Gerc w 1951 r. wyemigrowała do Izraela, skąd nadal utrzymywała z nimi serdeczne relacje i korespondencję. W 1962 r. córka Jaworskich – Anna – odwiedziła ją w Izraelu.

Historie pomocy w okolicy

Bibliografia

  • Archiwum Żydowskiego Instytutu Historycznego, Dział odznaczeń Yad Vashem. Dokumentacja sprawy Katarzyny i Eugeniusza Jaworskich, 349/24/250