Przed wojną Bronisława i Stefan Ryniewiczowie mieszkali w Siennicy, wsi położonej w pobliżu Mińska Mazowieckiego. Prowadzili tam sklep spożywczy. Mieli pięcioro dzieci, córki: Danutę, Marię, Helenę, czwarta umarła jako dziecko; jedyny syn - Tadeusz był podchorążym Wojska Polskiego. Podczas wojny trafił do obozu w Mauthausen, gdzie zmarł w 1943 r., w wieku 25 lat.
Danuta Korzanecka opowiada: „My bardzo dobrze żeśmy żyli [z Żydami], w szkole nas tak wychowywano, że to są tacy sami ludzie jak i my, i trzeba ich szanować. (…)
Pamiętam, że kolega mojego brata szedł do seminarium [nauczycielskiego], już był chyba na IV roku. I jak on szedł tam do uczelni, to tam się jacyś sprzeczali chłopcy z tymi żydowskimi, jak to zwykle takie małe. A on mówi: >>Bij Żyda<<.
I za to wyrzucił go dyrektor z seminarium. Nie skończył. No, myśmy wszyscy tak przeżywali to, bo jego matka - wdowa, i chodziła, i prosiła, i płakała. Nie pomogło. Mówi: >>Nie nadaje się na nauczyciela<< i tyle. Widzi pani za to jedno słowo: >>Bij Żyda!<<”.
Zaraz po rozpoczęciu wojny dom Ryniewiczów spłonął. Zimę 1939 r. cała szóstka spędziła u znajomej. Na początku 1940 r. Bronisława i Stefan z dziećmi przenieśli się do domku gospodarczego na granicy Świdra i Otwocka, przy ulicy Słowackiego (obecny adres: Otwock, ulica Kołłątaja 15). Tutaj ojciec z braku innych możliwości dorabiał pędząc bimber.
Dom ten Stefan Ryniewicz zbudował jeszcze przed wojną. Składał się z pokoju i kuchni, trzecia, niewykończona izba służyła jako chlew dla świń.
W budynku przy Słowackiego, przez 22 miesiące – od października 1942 r. do lipca 1944 r. Ryniewiczowie udzielali schronienia Racheli Kiejzman i Pinkusowi Messingowi.
Żydzi
Messing znał Ryniewicza za szmuglu. Szmuglował mięso z getta otwockiego do warszawskiego. Pomagali mu w tym między innymi Stefan Ryniewicz i jego córka - Danuta, mieszkający w domu nieopodal getta.
Jak tłumaczy Korzanecka: „Żydowscy tragarze przynosili do nas mięso w plecakach, około trzydziestu kilogramów tego mięsa, bez kości, miękkie, tak że nie bolały plecy. Przynosili je, a ja z ojcem i z naszymi sąsiadami, takimi zaprzyjaźnionymi, woziliśmy [pociągiem] do Warszawy, do dozorców, których okna były po stronie getta warszawskiego. To było na ulicy Złotej, Freta”.
Danuta wspomina: „Oni płacili chyba ojcu, ja już nie pamiętam. Pół roku jeździłam i ojciec mi zawsze opowiadał, że mi kupi sukienkę. A mnie oszukiwał. W końcu mnie to zdenerwowało i mówię: >>Dosyć, nie będę już jeździć<<. No, i zastrajkowałam, i potem mi płacili, ale już nie pamiętam, jakie to były sumy”.
Prośba o pomoc
19 sierpnia 1942 r. Niemcy zaczęli likwidację getta w Otwocku. Messingowi z przyjaciółką Rachelą Klejzman udało się uciec. W październiku zgłosili się do Ryniewiczów, prosząc o schronienie. Rozmówczyni wspomina:„Zapukał do nas w nocy pan Messing z przyjaciółką i prosił ojca o przechowanie. Po długich rozmowach z matką, ojciec postanowił im pomóc.
Wykopał małą piwnicę pod naszym pokojem, który łączył się z komórką. W komórce hodowaliśmy świnkę. Wejścia do piwnicy nie było, był tylko otwór o średnicy około trzydziestu centymetrów, przez który podawało się jedzenie i odbierało nieczystości”.
Zajmowały się tym córki: Danuta, Maria i Helena. Otwór zakrywano płytą chodnikową i gnojem.
Kryjówka
Danuta opowiada: „Oni w nocy podobno wychodzili na powietrze. Łapali trochę powietrza. [W schronie] chyba nie było światła, nie było warunków, żeby czytać, mam wrażenie. Coś do spania musieli mieć, na pewno. Na pewno matka im coś musiała dać. Przecież nie spali na ziemi gołej”.
Para rzadko opuszczała kryjówkę. W chlewiku znajdowało się duże okno, istniało więc niebezpieczeństwo, że ktoś ich zauważy.
Pewnego razu zajrzała do pomieszczenia, znajoma Ryniewiczów - pani Gulina i zobaczyła Pinkusa. Korzanecka opowiada: „Jedna sąsiadka, tylko to porządna była kobieta, ona zajrzała i go zobaczyła. Znała Messinga, bo też jeździła z nami, z tym mięsem.
No, i później długi czas już po, po wyzwoleniu spotkałam się z nią, mówię: >>Słyszałam, że pani widziała tego Messinga<<. Ona mówi: >>Widziałam<<. Ja panią podziwiam, że pani nie rozgłosiła, że pani to... A ona mówi: >>Jak ja bym mogła?<< – z takim oburzeniem – >>jak ja bym mogła?<< – powiada”.[audio3]
Po wojnie
Według relacji Danuty Korzaneckiej, Pinkus i Rachela „doczekali się wolności po wstąpieniu wojsk radzieckich do Otwocka. Wyjechali najpierw chyba na zachód, do Francji, potem do USA. Dobrze im się powodziło a..., no... nam pozostała nerwica i przedwczesna śmierć matki na raka”.
Ryniewiczowie pozostali w Otwocku. Zaraz po wojnie Danuta wyjechała do Jeleniej Góry, gdzie spędziła kilkanaście lat. Skończyła Liceum Pedagogiczne, została nauczycielką. W latach 60. wróciła w rodzinne strony.
Ukrywani rzadko kontaktowali się z rodziną Ryniewiczów. Danuta ma o to do nich żal: „pan Messing nie okazał nam żadnej wdzięczności. Sporadycznie przesyłał ojcu dwa dolary w liście. Po śmierci ojca pisałam, ze dwa razy do niego, bo też mi było wtedy trudno, ciężko, nawet nie odpisał. Ja już nie muszę tych pieniędzy mieć, bo mam swoją emeryturę, jako taką. Ale, ale to zawsze się odezwać, życzenia przysyłać na święta...”.
Odznaczenie
Danuta Korzanecka sama poczyniła starania o przyznanie medalu Sprawiedliwych wśród Narodów Świata jej i rodzinie.
Rodzina Ryniewiczów
Galeria
Zdjęć
:
1
Więcej o rodzinie Ryniewiczów
Historie pomocy w okolicy
Bibliografia
- Brzostek Agnieszka, Wywiad z Danutą Korzanecką, Otwock 22.04.2009