Mieszkali w Opolu Sabince, obok Siedlec. Rodzice byli nauczycielami. Ojciec należał do partii socjalistycznej, sympatyzował z Żydami.
„Ubliżano nam – mówi – że jesteśmy wojtki żydowskie”.
W marcu 1941 r. zjawiła się u nich Lola Zalcman. Uciekła z getta w Siedlcach, była ranna. Ukrywali ją na werandzie. Potem zjawił się Romek Głazowski i Witek Ledel, zrobili im kryjówkę za sklepem, który mama prowadziła. Coraz więcej ludzi było do ukrycia.
„Ojciec zgadał się z panem Kąkolem, który miał stodołę w Opolu Nowym. Stała w polu. Ukryło się w niej około osiemnastu osób. Pamiętam, że byli tam: Lejbko Wiśnia, Motel i Glika Wajnberg, Bunia i Fejga Rowińskie, Szejndla Lewita, Edzia Szosenfogiel, Zosia Wajman, Regina Gilgun, Herszko Cygielsztejn, Rafał (Fule) Kisieliński z bratem i synem. Kąkol się nimi opiekował, a ojciec załatwiał pieniądze na ich utrzymanie w Żegocie”.
Któregoś dnia przybiegła Lola Zalcman, że ci wszyscy ze stodoły zginęli. Ocalała tylko ona i Ledel. Później odnaleźli się jeszcze Regina Gilgun i Fule Kisieliński z bratem. Jego syn zginął. Lola słyszała – znała dobrze niemiecki – że mordercy mówili dziwnym niemieckim. Byli w cywilnych ubraniach.
„Lola z Ledlem zostali zamordowani po kilku dniach. Ojciec z Fule domyślali się, kto ich wszystkich zabił. Przed wyjazdem z Polski Fule przyszedł do nas i powiedział: ››Trzeba będzie wydać tych oprawców.‹‹ A ojciec powiedział: ››Trupów już nie wskrzesimy.‹‹ I Fule przyznał mu rację”.