„Nikt nie myślał – mówi – i Żydzi też nie myśleli, że Niemcy będą chcieli Żydów całkiem zlikwidować. Myślało się, że chcą ich tylko ukarać albo przestraszyć”.
Piórowie przyszli do nich, bo ich dobrze znali, w nocy. Prosili, że tylko na chwilę. Uciekli z Nowego Brzeska. Ukrywali się tam pół roku. Ale ktoś ich ostrzegł, że po nich przyjdą.
„Jacyś bandyci. I przyszli. Żydów nie zastali, to zastrzelili sąsiadów – Sęka i jego córkę, Polaków. Może tym bandom albo partyzantom – zastanawia się – chodziło o żydowski dom, żeby go zasiedlić, a po wojnie zabrać”.
Henryk Pióro był dostawcą bydła, żona Balbina krawcową, córki miały 23, 17 i 12 lat, a Mosze Palasz około 60. Razem sześć osób. Byli u nich w gospodarstwie 28 miesięcy. We wsi Kuchary obok Proszowic w Małopolsce.
Wie, że ktoś z Kuchar zamordował Żyda. Wyprowadził go w łąki, obiecywał, że go do kryjówki zaprowadzi i zarąbał siekierą. Ludzie z Bobina pochowali go koło rzeki.
Wie, że Żyda przechowywał też chyba Przybytniuch, bo po wojnie ludzie się śmiali, że sprzedał jałówkę i kupił za nią krowę i trzy morgi pola.
I wie, że kiedy Genia Pióro po wyzwoleniu starała się odebrać swoje tekstylia, którymi przed wojną handlowała, ludzie niechętnie jej oddawali. Straszyli i mówili: „lepiej uciekaj, bo możesz życie postradać”.
Dlatego dobrze, że nikt o tym, że przechowywali Piórów, nie wiedział.
„Nawet rodzina. Mieli później wielkie pretensje do nas, że jak my tak mogli w tajemnicy to trzymać przed rodziną”.