Anna weszła do sali klasztoru sióstr Urszulanek w Krakowie, pełnej chorych i niedożywionych dzieci. „Jej wzrok przyciągnęło zwłaszcza jedno dziecko. Leżało w kącie i miało bardzo smutne oczy. Wzięła je na ręce, a ono mocno się w nią wtuliło. Tym dzieckiem byłam ja” – opowiada Monika Goldwasser.
Anna i Maksymilian Kamińscy mieszkali w Skarżysku-Kamiennej, pobrali się podczas II wojny światowej. Dla Anny było to drugie małżeństwo – z pierwszym mężem farmaceutą prowadziła aptekę, drugi pracował w fabryce. Anna i Maksymilian nie mieli dzieci, chociaż bardzo tego pragnęli.
Jesienią 1942 roku Maksymilian udał się do klasztoru sióstr Urszulanek przy ul. Starowiślnej 9 w Krakowie w poszukiwaniu siostry jednej ze znajomych w pracy. W klasztorze mieszkało wiele polskich, żydowskich i węgierskich sierot – dziewczynek do trzeciego roku życia. Podczas wizyty przełożona s. Jadwiga Glemówna poprosiła Kamińskiego, aby zaopiekował się choć jednym dzieckiem. Wkrótce przyjechał do klasztoru ponownie, razem z żoną. Do domu wrócili z małą dziewczynką, Moniką.
Trafiła do klasztoru Urszulanek w 1942 roku. Miała kilka miesięcy i była bardzo chora. Kamińscy wiedzieli, że jest żydowskim dzieckiem – miała przy sobie karteczkę z nazwiskiem i imionami rodziców. Nadali jej nowe imię – Łucja.
Anna ukrywała się z dzieckiem aż do zakończenia wojny. Przebywała w różnych kryjówkach, m.in. w ciasnej piwnicy z inną żydowską kobietą. Mieszkała także w domu swojej znajomej poza miastem.
„»Wyrosłaś na taką ładną dziewczynę!« – usłyszałam od tej znajomej po latach. Wskazała gdzie stało moje łóżeczko, wspominała jak moja polska mama bardzo się o mnie troszczyła. Zdobywała leki, w nocy przyprowadzała lekarza. Wszystko, by mnie ratować”.
Po wojnie Kamińscy wyjechali na tzw. ziemie odzyskane, gdzie rozpoczęli nowe życie. Zapewnili przybranej córce szczęśliwe dzieciństwo, a przeszłość trzymali w tajemnicy.
„Kiedyś coś nabroiłam i usłyszałam od mamy: »Ach, ty niedobry Goldwasserze!«. Mówię: »Mamo, dlaczego wyzywasz mnie od jakichś Niemców?«. To nie był przypadek. Już wtedy przygotowywali mnie do poznania prawdy”, wspomina Monika.
Gdy znalazła w domu karteczkę, którą miała przy sobie w klasztorze, zaczęła wątpić, że jest dzieckiem Kamińskich. Był to jedyny ślad jej żydowskiej tożsamości. Na wyjawienie prawdy Anna zdecydowała się tuż przed śmiercią. Wcześniej radziła się w tej sprawie najbliższej rodziny.
„Miałam 22 lata. Zawołała mnie do siebie: »Usiądź dziecko, mam ci coś do powiedzenia«. Opowiadała i płakała, a ja słuchałam. Wtedy postanowiłam – to będzie moja tajemnica”.
Wkrótce zmarł także Maksymilian, a Łucja znowu została sama. Przez wiele lat nie szukała informacji o biologicznych rodzicach, nikomu nie zdradziła swojej tajemnicy. Nawet wtedy, gdy założyła własną rodzinę. Przełom nastąpił w 1990 roku. W telewizji zobaczyła kobietę, która poszukiwała Moniki Goldwasser, córki doktora Adama i Salomei: „Pomyślałam: Boże, przecież ona szuka mnie!”.
Po spotkaniu z siostrą biologicznej matki, Monika zaczęła docierać do dokumentów i świadków historii. Pierwsze kroki skierowała do Żydowskiego Instytutu Historycznego w Warszawie.
„W wieku 50 lat po raz pierwszy zobaczyłam moją biologiczną mamę na fotografii. »Popatrz, jaka jesteś podobna do mamy, spójrz« – usłyszałam i wybiegłam na korytarz. To była emocja”.
Biologicznymi rodzicami Moniki byli Adam i Salomea Goldwasserowie. Ich jedyna córka przyszła na świat w 1941 roku w Myślenicach. Przed wywiezieniem Żydów do getta w Skawinie, Goldwasserowie oddali ją w ręce polskiej rodziny ze wsi pod miastem. Podczas deportacji, na rękach, zamiast córki, Salomea trzymała lalkę. Razem z mężem zginęła wkrótce w Skawinie. Po kilku miesiącach Monika trafiła do sióstr Urszulanek w Krakowie.
„Przeszłość się o mnie upomniała” – przyznaje Monika.
W 2016 roku Anna i Maksymilian Kamińscy zostali pośmiertnie uhonorowani tytułem Sprawiedliwych wśród Narodów Świata. O nadanie tego tytułu wystąpiła ich przybrana córka Monika Goldwasser, którą ocalili z Zagłady.