Franciszek i Maria (z domu Dróżdż) Kaczmarczykowie z dziećmi Janem i Stanisławą mieszkali przed wojną w Stróżach (gm. Zakliczyn nad Dunajcem, pow. Brzesko, w województwie krakowskim). Ich dwaj starsi synowie, Stanisław Mieczysław (ur. 1906) i Tadeusz, pracowali jako kapłani w diecezji tarnowskiej.
Wśród sąsiadów Kaczmarczyków byli Jakub i Helena (z domu Holender) Flaumenhaftowie z trójką dzieci: synem Mojżeszem, córką Rebeką i najmłodszym Berlem (Bernardem, zwanym Berkiem). Dzieci Kaczmarczyków i Flaumenhaftów chodziły razem do szkoły. Kiedy w 1936 r. rodzina Flaumenhaftów przeniosła się do Krakowa, pozostali z dawnymi sąsiadami w kontakcie listownym.
W 1940 r. Flaumenhaftowie zostali wysiedleni z Krakowa. Mojżesz i Berl znaleźli się w Dęblinie, koło Tarnowa. Następnie przebywali w kilku miejscowościach w okolicach Nowego Sącza oraz w obozach pracy, m.in. w Lipniu. Ich rodzice i siostra zginęli. W 1942 r. znaleźli się w obozie w Lipiach, koło Nowego Sącza, a potem w obozie w Będzieszynie, w powiecie brzeskim. We wrześniu 1943 r. udało im się uciec i ukryć w pobliskich lasach. Bracia nawiązali kontakt z dziećmi dawnych sąsiadów. Otrzymali od Jana broń, by mogli bronić się w lesie, oraz garnek do gotowania.
Wobec zbliżającej się zimy, bracia Flaumenhaftowie szukali dachu nad głową wśród rodzin znajomych rolników w rodzinnej miejscowości. Berek znalazł schronienie u Kaczmarczyków – Jan i jego siostra Stanisława swoją decyzję o ukryciu Berka podjęli bez wiedzy i zgody rodziców. Nie chcieli ich narażać, zwłaszcza, że z rąk niemieckich polska rodzina straciła już dwóch starszych synów. Ksiądz Stanisław Mieczysław Kaczmarczyk został aresztowany jako kapelan Związku Walki Zbrojnej w Radomyślu i zginął w Auschwitz w sierpniu 1942 roku. Ksiądz Tadeusz Kaczmarczyk został rozstrzelany w sierpniu 1941 r. w Biegoniach koło Nowego Sącza.
Berek przebywał u Kaczmarczyków przez pół roku, od 20 listopada 1943 r. do 10 maja 1944 roku. Ukrywany był w specjalnie zbudowanej kryjówce w stodole. Stanisława gotowała dla Berka posiłki, a w czasie nieobecności Jana przynosiła je również do kryjówki i wynosiła nieczystości. Mojżesz natomiast znalazł schronienie u rodziny Bocheńskich.
Do listopada 1944 r. bracia ponownie ukrywali się w okolicznych lasach. Odwiedzali gospodarstwo Kaczmarczyków co kilka tygodni. Wtedy karmiono ich i zaopatrywano w chleb, sól czy zapałki. Mogli też korzystać z domowego ogrodu i zabierać do lasu jarzyny. Dostali też drewniaki i koszulę. Ostatni raz dom Kaczmarczyków odwiedzili w październiku 1944 roku.
Sytuacja braci Flaumenhaftów była szczególnie trudna w ostatnich miesiącach przed wyzwoleniem. W listopadzie 1944 r. postanowili szukać schronienia, ponieważ nie mogli już dłużej pozostać w lesie. Spadł śnieg, co sprawiło, że ich kryjówka mogła zostać łatwo odkryta. W podobnych okolicznościach zginęli ich krewni Weinstockowie ze Znamirowic, w powiecie nowosądeckim, których leśna kryjówka została odkryta. Rodzina Bocheńskich zgodziła się znowu przyjąć Mojżesza pod swój dach. Natomiast Berek ukrył się u Wojciecha Malika – przedwojennego działacza ludowego z Woli Stróżskiej (gm. Zakliczyn), gdzie został otoczony troskliwą opieką, aż do wyzwolenia. Czasem pomagał im w gospodarstwie.
W swoim oświadczeniu z 1984 r. Bolesław podał nazwiska 23 rolników ze Stróżów, którzy pomagali braciom w czasie wojny „zupełnie bezinteresownie, z uwagi na dawną znajomość i sympatię”. W większości przypadków była to pomoc sporadyczna, bracia byli karmieni i zaopatrywani w chleb, kiedy przychodzili do gospodarzy z lasu.
Po wyzwoleniu Flaumenhaftowie wrócili do Krakowa, obaj zmienili nazwisko na Śliwiński. Michał Śliwiński (Mojżesz Flaumenhaft) ożenił się z Julią Marią z domu Jagła i mieszkał w Krakowie, gdzie był członkiem Kongregacji Wyznania Mojżeszowego. W 1945 r. Bolesław Śliwiński (Berek Flaumenhaft) został milicjantem, a następnie pracownikiem Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Krakowie. Pełnił też funcję zastępcy szefa Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Nowej Hucie. W 1966 r. zwolniono go ze służby w resorcie.
W swoim oświadczeniu Stanisława podkreśla, że udzielana przez nią pomoc była „całkowicie bezinteresowna, nie liczyłam nigdy na żadną rekompensatę. Zdawałam sobie sprawę, że byłam razem z nimi i wraz z całą moją rodziną narażona na największe niebezpieczeństwo, ponieważ groziła za to kara śmierci ze strony okupanta. Kierowałam się wyłącznie chrześcijańską miłością bliźniego, oraz głębokim humanitaryzmem. Uważałam, że każdy człowiek na świecie ma jednakowe prawa do życia bez względu na narodowość”.
Również Michał podkreśla bezinteresowną pomoc Kaczmarczyków: „razem z bratem byliśmy bez pieniędzy, bez żadnych zasobów, tylko z wyrokiem śmierci w kieszeni”. Pomoc Kaczmarczyków miała nie tylko wymiar praktyczny. Wsparcie i życzliwość Jana Kaczmarczyka – jak pisał w swoim oświadczeniu Michał – dawały braciom „wiarę w przetrwanie tych tragicznych czasów”.
W 1984 r. Instytut Yad Vashem przyznał Janowi Kaczmarczykowi i jego siostrze Stanisławie Witek tytuły Sprawiedliwych wśród Narodów Świata.