Konstanty i Justyna Celuch wraz z trójką dzieci mieszkali przed wojną na skraju wsi Pieczonogi w powiecie proszowickim, obecnie województwo małopolskie. Utrzymywali bliskie kontakty z rodziną Figowiczów, bowiem Konstanty dowoził produkty do ich sklepu w oddalonym o 2 km Nadzowie. Co więcej, szkolna znajomość córki Celuchów, Janiny, z jej rówieśniczką Rachelą (Rózią) Brzeską przerodziła się w serdeczną przyjaźń. Rachela, pochodząca również z pobliskiego Nadzowa, chodziła razem z Janiną do szkoły w Ibramowicach. Justyna Celuch darzyła dziewczynę niemal matczynym uczuciem.
Najbliższa rodzina Racheli, rodzice Dora i Cwi oraz jej dwie młodsze siostry Pola i Sara - zginęli. Natomiast Rachela znalazła schronienie w domu Celuchów, którzy ukrywali ją i jej przyszłego męża Hermana (Herszla) Figowicza. Rozalia zjawiła się w domu Celuchów jesienią 1941 r. lub 1942 r. Celuchowie udzielili schronienia zarówno Racheli, jak i jej towarzyszowi. Justyna Celuch, pełna współczucia dla losu dziewczyny, nie chciała nawet słyszeć o jakichkolwiek opłatach. Ona też zadecydowała, że Celuchowie nie odprawili Brzeskiej i jej narzeczonego, kiedy rok później samego Konstantego ogarnęły wątpliwości i strach przed represjami.
„W końcu ona tu przyjechała, czy by nie byli ją... No i matka: »Choć tu, zostań dziecko, zostań«. I tak dalej... No ale jak ona została, to przecież ona tu kawalera też... żeby i z nią. Dobra! Też będzie. Niech siedzi. Zostawili ich” - wspomina Tadeusz Celuch w wywiadzie dla Muzeum Historii Żydów Polskich.
Początkowo Żydzi ukrywali się w specjalnie przygotowanym i zamaskowanym bunkrze w stodole. Z powodu zimna para została jednak niebawem przeniesiona na strych domu, gdzie pozostała do końca wojny. Kryjówkę opuszczali w nocy. Celuchowie zaopatrywali ich w jedzenie i wynosili nieczystości.
W listopadzie 1943 r. Celuchowie udzielili również tymczasowego noclegu nieznanej żydowskiej kobiecie z dwojgiem dzieci. Wkrótce po jej odejściu, w wyniku sąsiedzkiego donosu, ich gospodarstwo zostało przeszukane, a Konstantego i jego syna Tadeusza brutalnie pobito. Jednak pomimo maltretowania i rewizji Celuchowie nie wydali ukrywanych.
„I jak mnie złapał za głowę... i o mur. O ścianę. Tak mi poprzecinał tu głowę, tu nos, tu usta. Głowy to nie było nic, jedno tylko: krew! I dopiero matka doleciała i tak się rzuciła na mnie. No i dali mi spokój, bo może mnie by i zabili” – kontynuuje Tadeusz Celuch.
Celuchowie zostali również obrabowani przez bandytów, którzy zabrali przechowywane przez gospodarzy przedmioty należące do Brzeskiej. Pod koniec wojny Tadeusz zaczął pełnić funkcję kuriera miejscowych oddziałów AK. Po nadejściu Armii Radzieckiej w styczniu 1945 r., Figowiczowie opuścili kryjówkę i udali się najpierw do Krakowa, a następnie do Wrocławia, skąd wyjechali do Izraela. Oboje zmarli w latach 90. Ich syn i córka do tej pory utrzymują bliski kontakt z rodziną pana Tadeusza.