W 1932 r. rodzina Tomków przeprowadziła się z Krakowa do pobliskiego Radziszowa, gdzie wynajęła położoną na skraju lasu drewnianą willę „Przyroda”. Adrianna Tomek nie pracowała zawodowo, zajmowała się prowadzeniem domu i wychowywaniem córki. Była wykształcona, znała biegle niemiecki i francuski. Jej mąż Franciszek był już wówczas emerytowanym pułkownikiem Wojska Polskiego. Dorabiał dorywczo jako technik. Tomkowie należeli do miejscowej elity towarzyskiej – ich dom zawsze był pełen gości.
Gdy wybuchła wojna, Franciszek przestał pobierać świadczenia emerytalne i niezłe dotychczas warunki życia rodziny uległy znacznemu pogorszeniu. Ze względu na dawną służbę w armii austro-węgierskiej Niemcy zaproponowali Franciszkowi współpracę, ale nie zgodził się na nią. Tymczasem domowników przybyło – do willi wprowadzili się rodzice Adrianny oraz jej brat – Ottokar Skibiński.
Najprawdopodobniej w drugiej połowie 1942 r. w domu państwa Tomków znalazła schronienie żydowska rodzina Wassermannów z Tarnowa – Paula i Oskar z córeczką Lidią. Paula i Oskar byli głuchoniemi. Kobieta straciła słuch po upadku ze schodów, miała również kłopoty ze wzrokiem i trudności motoryczne. Jej mąż ogłuchł w wieku 5 lat w wyniku zapalenia opon mózgowych. Pobrali się w 1935 roku. 21 grudnia 1939 r. przyszła na świat Lidia, a 31 stycznia 1943 r. – już w ukryciu – syn Henry.
Przed wojną Oskar Wassermann był prezesem krakowskiego oddziału Związku Głuchoniemych. Gdy w Krakowie utworzono getto, tak jak inni musiał się tam przenieść z żoną i dzieckiem. W getcie ciężko pracował, a dzięki znajomości niemieckiego i umiejętności czytania z ruchu warg, nigdy nie zdradził przez Niemcami swojej głuchoty. Nie słyszał krzyków i gróźb nadzorców, co pozwalało mu zachowywać spokój.
Paula i Lidia opuściły getto i ukrywały się na terenie Krakowa. Nieco później także Oskarowi udało się zbiec. Nieznane są okoliczności tych ucieczek. Po „stronie aryjskiej” Oskar zdobył dla siebie i rodziny fałszywe dokumenty na nazwisko Kowalewscy. Rodzina trafiła do Radziszowa.
W oczach sąsiadów Wassermannowie mieli uchodzić za krewnych rodziny Tomków. Oskar zapuścił wąsy, by upodobnić się do Polaków. Zdarzało się, że ukrywani wychodzili do sąsiadów kupić mleko. Pani Stanisława Rak z domu Maślanka, która wychowała się w sąsiedztwie, pamięta, że Wassermannowie nigdy się nie odzywali, za to ich córeczka mówiła czystą polszczyzną. Pani Tomkowa zabierała ją do kościoła. Jak twierdzi pani Rak, nikt nie wiedział o głuchocie Wassermannów, ale ludzie domyślali się, że mogą to być Żydzi.
W Radziszowie i w okolicach aktywnie działała Armia Krajowa. Każda akcja partyzantów wymierzona przeciwko okupantom niosła za sobą rewizje i obławy na mieszkańców. Wassermannowie często musieli więc kryć się w szafach, bądź w piwnicy. W czasie jednej z rewizji w bliskim sąsiedztwie doszło do denuncjacji ukrywającej się rodziny żydowskiej. Rodzinę zamordowano.
Wassermannowie nie byli jedynymi, którzy znaleźli pomoc w domu Tomków. Adrianna wspomina o 16 osobach, którym udzielali pomocy. W liście do Moshe Flakowicza z 1965 r. – znajomego Oskara, który w czasie wojny odwiedzał kilka razy rodzinę Wassermannów w Radziszowie - napisała: Pamiętam Pana z tych czasów okropności – szczególnie został mi w pamięci list – któren mi Pan raz napisał w którym Pan ocenił moją opiekę nad rodziną W. i prosił o dalszą opiekę. Robiłam co mogłam wówczas, a dzisiaj jestem zadowolona z tego, że tak właśnie postąpiłam. W. nie byli jedyni. Przechowywałam kolejno (jedni byli krócej – jedni dłużej). W moim domu gościło 16 Izraelitów. Nie pamiętam dokładnie dat – kiedy kto do mnie przyszedł – po powstaniu warszawskim był u mnie hotel. Przygarniałam – co tylko ściany mogły zmieścić. Miałam głowę dość zaprzątniętą problemami jak wyżywić całe to towarzystwo.
Wyżywienie wszystkich lokatorów było bardzo trudne. Jak wspominają najstarsi mieszkańcy Radziszowa, Franciszek chodził od domu do domu i prosił o wsparcie. Dawano mu warzywa i mąkę. Choć było to nielegalne, nocami mielono zboże, by móc upiec chleb i nakarmić domowników. Podczas okupacji co najmniej raz w tygodniu pułkownik Tomek jeździł regularnie do Krakowa.
Pod koniec 1943 r. Adrianna i Franciszek Tomkowie na miesiąc trafili do niemieckiego więzienia. Adrianna pisała: Za fałszowanie kart meldunkowych byłam wywieziona i aresztowana w Radomiu. Dzięki temu, że znałam język niemiecki, mogłam się wykłamać, a oprócz tego zostałam wykupiona przez ówczesnych wpływowych ludzi z AK. Mam o czem myśleć – wspominając owe czasy.
Wassermannowie mieszkali u Tomków do stycznia 1945 roku. Nieznane są okoliczności ich wyjazdu z Radziszowa. Przez jakiś czas przebywali w Krakowie, gdzie w 1946 r. urodziło im się trzecie dziecko, Helena. Tego samego roku wyjechali do Szwecji. Tam w 1950 r. Paula zginęła potrącona przez samochód. Po tej tragedii Oskar wraz z dziećmi wyjechał do Stanów Zjednoczonych, gdzie mieszkała jego siostra Sophia z mężem Zygmuntem Rohlikiem. W 1955 r. wyjechali do Izraela.
Dzieci Wassermannów wspominają, że ich ojciec nigdy nie rozstawał się ze zdjęciem Adrianny Tomek oraz książką, którą dostał od niej wyjeżdżając w 1945 roku. Pani pułkownikowa mieszkała w Barwałdzie Dolnym od 1950 r., żyła wówczas w nędzy. Oskar przysyłał jej czasem paczki z żywnością.
Dzieci Oskara niechętnie słuchały opowieści o trudnych czasach wojennych. Jednak wiele lat po śmierci ojca rodzeństwo postanowiło zadośćuczynić rodzinie z Radziszowa. Jednym z głównych dowodów przedłożonych przez Wassermannów w Yad Vashem na poświadczenie pomocy udzielonej im przez państwa Tomków była domowa pamiątka – książka z dedykacją od Adrianny, w której wspomniała o ukrywaniu.
13 listopada 2011 r. Instytut Yad Vashem odznaczył Adriannę i Franciszka Tomków tytułem Sprawiedliwych wśród Narodów Świata.