W latach okupacji niemieckiej rodzina Jaroszów mieszkała w Piaskach k. Lublina (województwo lubelskie). Ignacy Jarosz i Anna z Kowalskich oraz ich dzieci, Aleksander, Marianna i Maksymilian, pomagali Żydom znajdującym się w piaseckim getcie. Dostarczali żywność i lekarstwa oraz udzielali schronienia w swoim domu i zabudowaniach gospodarczych. Pomogli m.in. rodzinom Honigów, Hubermanów i Lewinów. Ponadto rodzeństwo Jaroszów, działające w Armii Krajowej, organizowało amunicję i fałszywe dokumenty dla Żydowskiej Organizacji Bojowej. Przeczytaj historię pomocy w opracowaniu pisarki i dziennikarki, Teresy Torańskiej.
Relacja Marianny Krasnodębskiej z domu Jarosz
„Trzeba im było pomóc – mówi o Żydach – po prostu ludzki obowiązek. Oni nam też wcześniej pomagali, jak to we wspólnym życiu”.
Mieszkała w Piaskach pod Lublinem. Ojciec był urzędnikiem, budowlańcem, należał do elity miasteczka, mieli kamienicę pod wynajem i duże gospodarstwo rolne. W rodzinie było ośmioro dzieci. Wszyscy od pierwszych dni okupacji działali w konspiracji. Niemcy zamordowali jej czterech braci i dziadka za pomoc partyzantom. W AK miała pseudonim „Wiochna”.
„Z całą stanowczością – mówi – i z czystym sumieniem muszę powiedzieć, że nikt z piaseckich ludzi nie zdradził ukrywających się Żydów. Mógł nie pomóc, bo się bał, ale Żyda nie wydał. Były dwa przypadki konfidentów, ale zostali zgładzeni przez AK”.
Marianna wymienia Żydów, którzy ukrywali się w Piaskach: Nina Drozdowska z Warszawy u Janka Króla, pani Makosiowa z synkiem u Baranowskich. W rodzinie Świtaczów był żydowski chłopiec, na Siedliskach niemiecki albo czeski Żyd, u Zajączkowskich cała rodzina. Zajączkowski bardzo Żydom pomagał. I księża i dr Bażański, który dostarczał im leki, opatrunki. Dzięki pomocy jej rodziny uratowali się również: Godel Huberman, Mendel Plinka oraz Józef Honig z ojcem i bratem. Opisała ich losy w swoich wspomnieniach.
„Każda wojna wyzwala w ludziach albo wielki heroizm, albo bestialstwo. A ludzie w każdym narodzie są tacy sami”.
Relacja Maksymiliana Jarosza
„Matka bardzo ryzykowała – mówi – a ojciec upominał braci: »to się źle skończy«. I źle się skończyło, co zrobić”.
Miał pięciu braci i dwie siostry. Czterech najstarszych zginęło. Mieszkali w Piaskach, 20 km od Lublina. Cała rodzina była w Armii Krajowej.
„Ja byłem najmłodszy, wykonywałem rozkazy. Był taki pan, miał przed wojną zakład fryzjerski, nazywał się Kochen, przezywaliśmy go »Warszawiak«, przewodniczył Żydowskiej Organizacji Bojowej. Powiedzieli: »czyść broń i przynoś«. Bardzo lubiłem broń, u nas mieliśmy jej do licha, komendant policji przekazał“.
Czyścił na strychu w starym budynku kuźni ze swoim bratem-saperem, który zginął potem zastrzelony przez volksdeutscha. Odnosił na punkt kontaktowy. Część tej broni szła do ŻOB.
Cały czas utrzymywał kontakty z miejscowym gettem. Przerzucało się żywność, lekarstwa, przeskakiwało przez płot.
„Przecież w getcie – mówi – było dużo znajomych Żydów i kolegów, co z nami chodzili do szkoły. Potem załatwiało się kenkarty i fałszywe papiery, później przekazywano informacje o niemieckich akcjach wywózkowych, zdobywanych od współpracującego z AK granatowego policjanta”.
Cały czas pomagali rodzinie Lewinów, przesiedlonych w 1940 r. ze Stargardu Szczecińskiego.
Pan Maksymilian jest najmłodszym bratem Marianny Krasnodębskiej.
*
Tekst Teresy Torańskiej pochodzi z albumu „Polacy ratujący Żydów w czasie Zagłady. Przywracanie Pamięci” (2008), wydanej przez Kancelarię Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej i Muzeum Historii Żydów Polskich z okazji uhonorowania Polaków ratujących Żydów wysokimi odznaczeniami państwowymi przez Prezydenta RP.
Uhonorowanie rodziny Jaroszów za udzielenie pomocy Żydom podczas Zagłady
11 czerwca 2001 r. Instytut Yad Vashem w Jerozolimie uhonorował Ignacego i Annę Jaroszów oraz ich dzieci, Aleksandra, Mariannę (Krasnodębską) i Maksymiliana, tytułem Sprawiedliwych wśród Narodów Świata.
Ponadto, postanowieniem Prezydenta RP z 13 listopada 2008 r., Marianna Krasnodębska i Maksymilian Jarosz zostali odznaczeni Krzyżami Komandorskimi Orderu Odrodzenia Polski.