„Przyszli do nas we trzech i poprosili o pomoc. Zadrżałam: »Boże! Co jeśli sąsiad się dowie?« Zamknęłam drzwi i zasłoniłam okna. Ze strachu skuliłam się na łóżku, a mąż długo z nimi rozmawiał. Ukryliśmy ich w stodole” – wspomina Helena Woś.
Helena i Paweł Wosiowie mieszkali w Bystrzycy (województwo lubelskie, powiat lubelski). Byli młodym małżeństwem, prowadzili gospodarstwo rolne. Podczas II wojny światowej zdecydowali się udzielić pomocy trzem Żydom. Jeden z nich, Lejzor Zandberg, był szkolnym kolegą Heleny.
W październiku 1942 roku wszyscy Żydzi w okolicy otrzymali nakaz wysiedlenia. Zandberg zwrócił się wówczas o pomoc do zaprzyjaźnionej rodziny Dziedziców, którzy udzielili mu schronienia. Co jakiś czas opuszczał ich gospodarstwo. Nie wiedzieli, że w tym czasie ukrywa się w sąsiedztwie – u Niezgodów i Wosiów.
„Niejednokrotnie byłem zapraszany do domów w czasie dni świątecznych lub silnych mrozów. Ukrywałem się na strychach, w stodołach, stogach siana lub słomy. Opiekunowie dostarczali pożywienie, prali mi bieliznę, a jeśli moja się podarła, oddawali mi swoją. Dostawałem również tytoń. Najważniejsze, że ludzie ci czynili to z pobudek czysto humanitarnych, a nie z zysku” – pisał po wojnie Zandberg.
Z pomocy Wosiów skorzystali również jego dwaj koledzy, których nazwiska nie są znane – według Heleny pochodzili z Bychawy.
„Po dwóch dniach mąż załatwił dla nich nowe miejsce. U nas nie było warunków. Trzeciego dnia w nocy wyprowadził ich za stodołę i poszli dalej przez pole. Do dziś nie wiem gdzie ich ulokował”.
Ukrywali się w różnych miejscach, a pomoc Pawła, którego Lejzor nazywał „serdecznym przyjacielem”, i jego żony Heleny, polegała na doraźnym dostarczaniu żywności, pomocy w znajdowaniu kryjówek, dostarczaniu, praniu i naprawach odzieży.
Na strychu u Wosiów ukrywała się także starsza kobieta o imieniu Chawa, lecz jej obecność była zakamuflowana nawet przed gospodynią. Paweł nie o wszystkim informował swoją żonę.
Po wojnie Lejzor Zandberg zamieszkał w Gdańsku i zmienił nazwisko na Leon Adamski. Pozostał w stałym kontakcie ze swoimi dobroczyńcami – rodzinami Dziedziców, Niezgodów i Wosiów. W jednym z listów do Heleny pisał: „Chciałbym posiedzieć na bystrzyckiej ziemi, na tamtych łąkach, w lasach, gdzie spędziłem wiele nocy. Chciałbym wykąpać się w naszej rzece Bystrzycy, jak to czyniłem chowając się w piwnicach pałacu”.
Zagładę przeżyli także dwaj koledzy Zandberga. Po wojnie jeden z nich prowadził restaurację w Niemczech, drugi wyemigrował do Stanów Zjednoczonych.
„Chłopski przyjaciel w biedzie pobudzał nas do uśmiechu, do dalszego trwania, do zwycięstwa dobra nad złem” – napisał Zandberg do Yad Vashem. „Ich spokój goił nasze chore serca”.
W 1992 roku Helena i Paweł Wosiowie zostali uhonorowani tytułem Sprawiedliwych wśród Narodów Świata. Tytuł ten przyznano także rodzinie Dziedziców i Niezgodów.