We wsi Komodzonka-Budy niedaleko Frampola na Lubelszczyźnie Żydzi zjawili się dopiero w czasie wojny. Po ratunek do Janiny i Kazimierza Książków przyszli stolarz Aron i dwie kobiety: Rywka Kestenbaum z córką Szangle.
Książkowie mieli czworo małych dzieci. Ich dom był drewniany, połączony z budynkiem gospodarczym. Znajdowała się tam dobrze zamaskowana kryjówka. Przebywały w niej Szangle oraz Rywka. Ich opiekun, Aron, ukrywał się w lesie z innymi Żydami. –Mama przyszykowała jedzenie – opisuje Marianna Sirko, córka Książków – rozścieliła płachtę zgrzebną, bo takie były na podłodze, w miseczkach porozstawiała jedzenie, podjedli, rozgrzali się i poszli. Tata najpierw sprawdził, czy ktoś się nie kręci koło budynków.
Książkowie utrzymali swoją tajemnicę do początku 1944roku. – To było rano, wiadomość doszła, że jest nalot na Żydów– wspomina Marianna. – Mój tato z Żydem Aronem też uciekł,[…] a my, dziewczyny, zostałyśmy z mamą. Napastnicy, uzbrojona grupa Polaków, zdewastowali dom i wyciągnęli Janinę na zewnątrz. Jej córki uciekły do sąsiada. […] z mamą rozprawiali się w podwórzu. – opisuje Marianna. – Do ostatniej chwili nie wydała mama, broniła jak mogła, swoje życie poświęcała.
Bandyci udali, że rezygnują z poszukiwań, dwóch jednak zostało. Schowali się w stodole, gdzie usłyszeli rozmowę Żydówek. Wrócili po roztrzęsioną ze strachu Janinę: „Chodź! Ukrywałaś! Nie wydałaś, same się wydały!”– Żydówkom kazali się rozbierać do goła […], pacierz mówić. Modliły się, dobrze umiały. […] i biły ich potwory – krew pryskała ciurkiem– przede wszystkim tą starszą Żydówkę. Po tym wszystkim kazano im się ubrać – opowiada Marianna. – […] Już tak blisko wieczora i chcemy [wracać] do domu z siostrą. Idą przechodnie drogą i mówią do nas: „Żydówki zabite, w lesie leżą koło choinek”.