Jan i Wiktoria Mazurowie z siedmiorgiem dzieci byli rolnikami w Kolonii Płouszowice koło Lublina. Goldbergowie pracowali we dworze w Jastkowie, zajmowali się handlem. Mieli także trochę ziemi, która graniczyła z polem Mazurów. Obie rodziny znały się i pozostawały w dobrych relacjach.
W 1942 roku, gdy Niemcy likwidowali lubelskie getto i dalszy los Żydów stał się oczywisty, Goldbergowie z pomocą Mazurów przyszykowali dla siebie kryjówkę. Był to wykopany obok budynku gospodarczego schron, z wierzchu zamaskowany okrąglakami i ziemią; wchodziło się do niego z obory.
Ukrywało się tam 13 osób: Adiwa z mężem i dwoma synami, Gitwa z mężem, Sara z mężem Moszkiem i Berek z żoną; później doszło jeszcze małżeństwo Rubinów z synem.
Dom Mazurów był oddalony kilometr od wsi, więc w spokojne dni, zwłaszcza latem, Żydzi wychodzili ze schronu, żeby odetchnąć na świeżym powietrzu; przychodzili do domu, żeby zrobić pranie czy coś ugotować. Gdy było bardziej niebezpiecznie, pozostawali w ukryciu i wtedy o ich potrzeby troszczyli się Mazurowie.
Relacje między obiema rodzinami nadal pozostawały sąsiedzkie: "Tam do nich się normalnie chodziło, posiedziało się nieraz, w karty graliśmy", wspomina Józef, syn Mazurów, w wywiadzie dla Ośrodka "Brama Grodzka-Teatr NN".
Do Mazurów przychodziła też czasem grupa żydowskich partyzantów, kilkanaście osób. Dostawali od gospodarzy jedzenie, nieraz zostawali w obejściu na noc. Jako jedyni wiedzieli o ukrywających się rodzinach. W lipcu 1944 roku nadeszła Armia Czerwona i Żydzi mogli wreszcie opuścić kryjówkę. Glodbergowie początkowo zamieszkali w Lublinie, potem wyemigrowali do Izraela. W latach 60 wznowili kontakt z Mazurami.