ur. w 1929 r. w Tomaszowie Lubelskim, w czasie wojny mieszkała w Lublinie.
Podczas okupacji nosiła Żydom jedzenie do getta i była świadkiem zagłady Żydów lubelskich
Nazywam się Włodarczyk Eugenia. Urodziłam się Tomaszów Lubelski. 20 kwietnia 1929 roku. Przed wojną mieszkałam na Równej [Kośminek], a w czasie wojny na Majdanku. Po wojnie mieszkałam jeszcze na Majdanku, a potem pobudowałam się koło cukrowni. Szkołę powszechną skończyłam na Bronowicach. Skończyłam krawiecką zawodową. Pracowałam w spółdzielni „Moda”.
Tatusia rodzice to byli rolnicy, gospodarze za Łęczną. Wioska nazywała się Szpica. Tatuś był z bogatej rodziny. Dziadkowie nazywali się Gnyp. Rzekomo tatuś nie chciał pracować w roli, nie dostał nic, bo przyszedł do miasta. Przyszedł do miasta, uczył się na stolarza. Mamusia się nazywała Mycek z domu. Tatuś miał warsztat stolarski, a mamusia prowadziła dom. Na Kuśminku tośmy mieszkały jako lokatorzy. Tatuś miał warsztat. Tatuś umarł w 1941 czy 1942, 1940... Już nie pamiętam.
Przyszedł kuzyn i mówi: „Oj, wujeńciu, tutaj jesteś, chodź, u nasz jest plac, będziesz bliżej rodziny.” Bomba upadła i cały róg [domu] obcięła. To było trzeba poprawić. Sąsiady mówiły: „Niech pani nie idzie, pani Gnypowa, my pomożemy. Tam dali całkiem rozwalone jest. Weźmiem cegłę i zamurujemy.” Ale „nie, nie, nie.” I w to bagno nas przeprowadziła.
Rodzeństwo miałam. Dwóch braci. Stanisław i Józef. Stanisław pracował w warsztacie, prywatnie. A Józef do tej pory pracuje, warsztacik ma.
Żydzi
Jak się urodziłam, to u babci mieszkałam w Tomaszowicach.
Na Równej [jak mieszkaliśmy] to już miałam 4 lata [zamieszkałam tam w 1933 roku]. Dom był parterowy, jednospadowy. Gospodarze miały pokój z kuchnią, a myśmy miały pojedynczy. Oni dzieci nie miały, tylko miały króweczkę. Gospodarz Pałyska.
Na Kuśminku sklep miały [Żydzi]. Kazarma była, duża. Tą kamienicę [nazywali] kazarma. Wszystkie domki były jednorodzinne, [a ta była] wysoka, dwu trzypiętrowa kamienica czerwona, cegła i kazarma. Za kazarmą był sklep żydowski. Spożywczy. Chodziłam, ogień im podpalałam w sobotę. Za to dostawałam rybki [cukierki]. Co sklep tutaj miały, to były bliźniaki: chłopiec był Icek i Salka [dziewczynka]. Oni im dokuczały, to ja się biłam za to...
Nie pamiętam [ich nazwiska]. Jeszcześmy na Kuśminku mieszkały. Miałam koleżankę i kolegę. Jeszcze na Łęczyńskiej stoi ich dom z czerwonej cegły. Mieli sklep na Łęczyńskiej [z] naftą. Musi tam był zbiorniki z naftą i jeszcze skład z paszami. Ten chłopiec ze mną do szkoły chodził. W jednej ławce śmy siedziały.
Nie pamiętam żadnych nazwisk.
Getto
W 1934 wyprowadziłam się na Majdanek. Getto. Kiedyś to było pole gospodarzy z Tatarów. Na ulicy Majdanek krótko mieszkałam. Parterowy dom. Dwa pokoje z kuchnią. Tylko myśmy do getta nie należały. Getto było od Lotniczej. Zagrodzone, a tu była bardzo duża przestrzeń. Także już nie ciągnęli w nasze druty. 10 domków było luźno.
Ogrodzenie było - kolczaste druty. Niemcy z karabinami - taka ochrona chodziła wkoło, policjanci.
Wszystkich widziałam Żydów. Rano wstawałam, leciałam na Zadębie, kupowałam mleko [w] bańki 5-litrowe. Zadębie jest koło fabryki samochodów. 10 litry mleka i biegiem do gieta. Patrzyło się, czy już przeszły, przeszedł [Niemiec] i pod drutami się wsunęło, poszło się, zaniosło. Ja handlowałam.
Jedzenie
Jak się nosiło im... Tam były 3 Żydóweczki ładne, wspaniałe. Niemcy do nich zachodziły. Jak poszłam zanieść im [jedzenie], Niemcy [do nich szli] Boże... Nie wiedziały, gdzie mnie [ukryć]. [Jedna z nich] mówi: „Eugeniu, nie denerwuj się. Ja będę do ciebie mówić, a ty pomału powiedz «jo, jo, jo, jo, jo››.” Nauczyła mnie „jo, jo, jo”.
Pani Banaszkowa wiedziała... [Przez] okno [widziała], że ja jestem w gecie. Do niej przychodziły niewolniki, Żydzi mieszkały, w biedzie, u pani Banaszkowej.
Jak się kupiło, to się tam też zaniosło. To ta poprosiła, to dzieci. Jej nie można było zanieść. Sprowadzili, przyprowadzili, to mam na sumieniu, ale Boże ratowałam, nosiłam, co chciały. Mleko, kury, jaj... Rano wstawałam. Mamusia: „Już gdzieś polazła!” A ja rano wstałam i pomiędzy zbożami. Z Majdanku z lagrów reflektory. Już widziałam, jak się wykręca reflektor, to się kładłam i leciałam pod fabrykę samochodów do Zadębia po mleko, jajka. Nie jadłam. Dostawałam ładne nagasztki, też im przynosiłam. Kontakty miałam.
Opaskę sobie [z] gwiazdą wzięłam i poszłam. Ale bita byłam od mamusi: „Oj, jak cię złapią, to nas wszystkich wymordują.” [Żydzi] mogli wychodzić [z getta], jak miały przepustki. Ale nie wolno było im opasków zdejmować jako jest Żydówka. Ona szła do miasta, nie wolno jej było zdejmować.
Mogli wnosić jedzenie do getta. Mogli mieć pieniądze, tak. I tam sklep też był. Spożywczy. Czy to Hachman prowadził ten Niemiec...
Tam same byli Żydzi szewce, krawce. Jak nosiłam to tak, płaciły mi za mleko, jajka, kurę.
Na Lubartowskiej dłużej było [getto]. Później tutaj [Majdanie Tatarskim] zrobiły gieto, gdzieś na wiosnę, a na jesieni już ich sprzątnęli. Rozwiązali. Wszystko wywiozły na Majdanek.
Później, jak rano się wstało, obstawiły cały Majdanek i wszystkich zabrali do lagrów, do obozu.
Egzekucja dzieci na Łęczyńskiej
Tam była kopalnia piachu. A dalej była huta szkła. Dlatego ulica Hutnicza jest. Tam przywiozły samochodem. Nie dowiozły na Majdanek. Było ciepło. Czerwiec, maj? W maju. Wtenczas z wózeczkiem jechałam. Patrzę - dwa samochody, Niemcy. Kowal zaczął mnie wołać. Skręciłam do niego. Ony tam podjechały i już prosto miały jechać [do obozu, ale] cofnęli do tej kopalni. Tamoj wybiły, zasypali, drugie zasypały, wsiadły i pojechały.
Dwa. Dwa samochody ciężarowe. I to z dziećmi. A Niemców? Ośmiu ich było. [A dzieci były] same, bez rodziców, bez niczego.
[Moment] strzelania? Widziałam. I skąd bym mogła powiedzieć? Karabin maszynowy. Żywe, nieżywe... Koło trzydzieścioro [dzieci] mogło być, do czterdziestu. Jedno drugie na rękach niosło. Szło i goniły, goniły te dzieci, żywe, nieżywe... Tam wpadło, może mógł ktoś uratować. Poszłam zobaczyć. A co widziałam, jak się dzieci jeszcze ruszały... krwi pełno... W tym miejscu jest dom postawiony, blok stoi. Nie wiem, czy jak kopali pod blok to może ciało wyciągnęły i wywiozły. Zdaje się, że wywiozły na Kalinę, na cmentarz.
Relacja pochodzi ze zbiorów Ośrodka „Brama Grodzka – Teatr NN” w Lublinie; została zarejestrowana w ramach projektu "Światła w ciemności - Sprawiedliwi wśród Narodów Świata".