Przed wojną
„Mieli taki ładny domek drewniany (...) i oni się zajmowali tylko handlem. Sklep tekstylny i obuwniczy. (...) jeszcze to miasteczko pamiętam i tych Żydów, co chodzili do szkoły, Żydóweczki czy Żydki”.
Niemcy
„Niemcy szarpali Żydami, zabierali im rzeczy, towary ze sklepu i taka już była poniewierka nimi. Także oni się bali, po prostu Żydzi się bali Niemców okropnie”.
„W Jodłowej nie było getta. Tylko jak zabrali, to od razu do wystrzelania. Było getto w Tarnowie dopiero. Jakieś 40 km od Jodłowej. (...) pozbierali, wyprowadzili na rynek, powiedzieli, że ich gdzieś wywiozą do innego miasta (...). A oni ich zgromadzili tylko na rynku, w mieście, na środku miasta zgromadzili (...) i wyprowadzili w ten las”.
„Tam byli chłopaki zwani junakami, 18, 19 lat, musieli wykopać taki duży bunkier. (...) Rozebrali wszystkich, po prostu z ubrania ich rozebrali, papierowe koszule im dali, wycięte ręce, szli tak przez kładkę, Niemcy strzelali do nich, oni spadali do dołka i zabijali ich. A tych chłopaków wysłali daleko w las, żeby nie słyszeli...”.
„A wyjątek to zrobiła Parezerówna ze swoim bratem, że uciekła i pani Małka, i jeszcze chyba z tych Herszków ktoś, ale nie cała rodzina. Tylko taki wyjątek, że uciekli pomiędzy domy, tu w wiosce są domy, czy w Jeleniej Górze, w uliczki, tu, tam i tak się ukrywali. (...) Tylko trzy rodziny z Jodłowej, z tego miasteczka się uchroniło, że żyło tych parę osób. A tak to wszystko poszło do dołka. No, ale ten Chaim to cud boski był”.
„Stamtąd uciekł jeszcze taki chłopiec, Chaim, nazwiska nie pamiętam już, w tej koszuli, z tej kładki. I leciał, Niemcy strzelali z automatu, ale miał żyć i przeżył. Leciał przez las, (...) i uciekł do kościoła, do Przyczycy (...). Ukląkł przed ołtarzem Matki Boskiej i prosił ją, żeby go ocaliła, że on jak przeżyje ten cały kryzys, to jej ufunduje złotą koronę. On wykonał to. Przeżył”.
Ukrywanie
„W 42 roku pani Małka w tej strasznej biedzie, jaka na nich naszła, dopiero sobie przypomniała, że w tym miejscu mieszka jej koleżanka, że chodziły do szkoły razem. (...) poszła pod jej dach, aby ją przygarnęli choć trochę, aby ją ogrzać, no ale to ogrzanie trwało (...) dwa lata dokładnie”.
„[Rodzice – przyp. red.] posiadali gospodarstwo. Dlatego się utrzymali, w mieście by się nie utrzymali. Bo w mieście kto by mógł Żyda utrzymać?”
„Jeszcze miałam dwóch braci i siostrę. Najmłodsza siostra miała 3 lata, brat miał 5, a ten starszy brat miał 14 lat, a ja 12. (...) Było nas sześcioro i babcia to siedem, tych troje to dziesięć. (...) Babcia nie wiedziała. Babcia nie wiedziała”.
Prośba
„Wiem, że w listopadzie. (...) Taka była szaruga, deszcz. Tata mój (...) szedł do wioski, do swojej mamy i tą panią spotkał pod domem, blisko. I prosiła, żeby ją do Hanusi, że chciała się z Hanusią widzieć. »Dobry człowieku, zaprowadź mnie do Hanusi, chcę z nią chociaż porozmawiać«”.
„Wrócił się, weszli do domu i tak mówi do mamy: »Ania! Tu jest twoja koleżanka ze szkoły i prosi, żeby ją ogrzać i zatrzymać choć do jutra«. Mama zrobiła oczy, no bo taka speszona trochę. Nie wiedziała, co ma zrobić i jak się zachować przy tym wszystkim”.
„Zgodzili się, bo nieprzyjemnie było ich wypędzić w zimie. No przecież to listopad, grudzień, to już śnieg, zimno, no i gdzie, do kogo ich wypędzić, jak to, no zgroza, to jest po prostu nie do wyobrażenia, to by tak wypadało ich wypchnąć tu w drzwi, idźcie, niech się dzieje co chce z wami?”.
„Dobrze, że mój ojciec był taki religijny dosyć twardo, on miał jeszcze tą litość i mama w tym miejscu też uległa, że się nie sprzeciwiła i nie chciała robić przykrości komu i tak czuła, że jakby weszła w to położenie, to też by rozpaczliwa chwila była”.
Kryjówka
„Zostali do rana, później spali w stajni, w oborze spali. Tam była słoma i siano dla krów, bo listopad to jest już zimno. (...) I tam byli przez kilka czy tygodni, czy dni, (...). Ale później tato wykopał dołek pod domem, taką piwnicę, żeby tam się chowali te dwa lata. Tam musieli przeżyć”.
„Trzy na trzy, więcej nie było. Albo mniejsze jeszcze pomieszczenie było. (...) Dzienne światło, które tam dochodziło przez te szczeliny, to tylko tyle mieli światła (...). Były lampy naftowe, (...) ale oni nigdy nie świecili wieczorem, w tym bunkrze. Bo to był strach, żeby gdzieś ktoś nie spostrzegł, że tam jakaś iskierka ognia... Dlatego zawsze pamiętam ten ciężar ludzki, że tak ludzie potrafią się męczyć, aby przeżyć. To było okropne. Tego naprawdę nie da się przekazać”.
„Wychodzili, jak było ciemno. Wychodzili, żeby skorzystać z naturalnego powietrza, a nie tak z powietrza, jak z tego, żeby rozluźnić kości”.
„Tam było tylko grubo naścielone słomy, nie dało rady łóżka, bo oni siedzieli przeważnie. (...) Tylko wtenczas stali, jak już wyszli, chcieli się przejść, na schyłki, bo przecież to nie można tak wygodnie czegoś zrobić, bo by wyśledzili, wyzabijali i nas, i w ogóle. Ktoś, kto przechowywał Żydów, to w takich schronach tylko”.
„Abram, jak wychodził do nas, do mieszkania, z dziećmi się bawił. Także Abram był często pomiędzy nami w domu. (...) Romek był. (...) A mała Lea nie wychodziła, (...) Lajka miała rysy twarzy takie żydowskie (...). Pani Małka nawet nie chciała jej wypuszczać, bo się bała, żeby czasami gdzieś się nie wydało”.
Dobytek
„Tam miała mnóstwo rzeczy, w Czernym, u gospodarza, ale to nie było tak, żeby mogła wziąć, czy poprosić, żeby on jej dał, bo ona chce zapłacić za to, że u kogoś mieszka. Nie było mowy o tym. Dopiero na koniec wojny, (...) bo obiecała ten dom ojcu zapisać, w którym mieli sklep i mieszkali, i tak zrobiła, zapisała ojcu”.
Okopy
„Byłam zabrana pod linię frontową. (...) Niemcy wyznaczali domy numerami, musiała się znaleźć osoba do kopania okopów, a jak nie, to zabierali do Oświęcimia, czy tam gdzieś do Niemiec wysyłali. (...) No i wtenczas jechaliśmy po amunicję, (...) i Ruski zauważyli, że jechało coś ponad 20 wozów, furmanek, pakować tą amunicję nad Wisłoką (...). No i do tych Niemców zaczęli strzelać, akurat trafiło naszą grupę, żeśmy jechali po tą amunicję, i wtenczas zostałam ranna”.
„Pani Małka była już wtenczas na wolności, to jak mogła jakieś leki znaleźć, to przynosiła, przywoziła. I tę ranę mi zawsze zaopatrywała, (...) chociaż było daleko z Jodłowej, ale biedna przychodziła. (...) i cieszyła się, że się goi i jeszcze szukała czegoś lepszego, (...) jakąś inną gdzieś tam w Krakowie wynalazła, biedna, jeździła”.
Palestyna
„Wyjechali do Palestyny (...), przez te dwa lata, to wiadomo, żeśmy się kontaktowali, wspólnie żyli po prostu. No ale później to coraz mniej, jak już wyjechali do Tarnowa, to już myśmy się mało spotykali. (...) A ja w 47 wyjechałam tu na Zachód. Później miałam tylko taki kontakt, co mama napisała, że pani Małka pisała albo że przysłała paczkę”.
Odznaczenie
„Mama się tym niespecjalnie zajmowała, bo po prostu nie liczyła na jakąś sławę, że to będzie potrzebne czy wynagradzane. Ale pani Małka napisała, a później Abram pisał do Marysi, że się stara, bo to będzie jakieś wynagrodzenie, składka będzie taka w Ameryce”.
„I dopiero wtenczas Marysia, z Czesią Świerczkówną, one obydwie, bo u tych Świerczków też tam Żydzi byli, (...) pisały do Palestyny, (...) tylko to się Marysi nie podobało, że odmówili młodszemu bratu Staszkowi i jej. Nie dostali medalu i nagrody, tych dolarów za to przeżycie całe. (...) Dlatego, że byli małymi dziećmi i nie pomagali jeszcze. Ale gdyby przyszło zabijać, to by nie pytali, że małe dzieci, tylko by wymordowali”.