Wspomina Stanisław Garbuliński:
„Przyszli do nas w nocy i prosili ojca, aby dał im trochę żywności”.
Stanisław z rodzicami, Zofią i Andrzejem, oraz bratem, Władysławem, mieszkał wtedy w Czermnej pod Jasłem. Uciekinierami proszącymi o pomoc byli przedwojenni sąsiedzi: Sara Elfenbein z synem Maierem i córką Chaną. Żydzi pozostali u nich przez jakiś czas, żeby się ogrzać, a później zaczęli prosić o schronienie. Ojciec się zgodził. Chana -Hania -mieszkała z Garbulińskimi. Jej matka z bratem urządzili sobie kryjówkę w stajni, do której ojciec Andrzej przynosił jedzenie. W ciągu dnia ukrywający się siedzieli w schronie.
„W nocy gdzieś wychodzili, ale nie mówili, dokąd idą”.
W kwietniu 1943 r., nad ranem do gospodarstwa Garbulińskich przyjechało kilkunastu uzbrojonych Niemców. Rozpoczęli rewizję. Jeden z nich powiedział, że szukają Żydów.
„Nic mi nie wiadomo o tym, kto z sąsiadów ich zawiadomił”.
Odkryli pusty schron w stajni, a potem dostrzegli uciekających Żydów. Wszystkich zabili. Aresztowali Andrzeja Garbulińskiego i jego najstarszego syna, Władysława. Andrzej został przewieziony do więzienia w Jaśle i rozstrzelany. Władysław znalazł się w więzieniu przy Montelupich w Krakowie. Zamordowano go w nieznanym miejscu latem 1943 r.