Nazywam się Iwaniuk Danuta, panieńskie Puch. Urodziłam się w 1932 roku w Wólce Kańskiej i cały czas tu przebywam. Duża miejscowość, wieś, blisko stacji kolejowej.
Rodzice nazywali się Antek i Marta
Przed wojną
Dużo, bardzo dużo było Żydów. Przed wojną Żydzi byli najbogatsi. Umieli szpekulować, umieli zarabiać. Handlowali. Jajek nikt nie kupował, tylko oni tym się zajmowali.
Żydzi w pożyczanych mieszkaniach mieszkali. Jak ktoś bidniejszy był [z Polaków], a miał 2 mieszkania [pokoje], to już aby kogoś w komorne. Ogromne dziadostwo było [wśród Żydów]. Sadów pilnowali.
Wszystko wystrzelane. Nie było, nie było z Żydami litości... Wystrzelane, wymordowane.
Historia Żydówki Gitli
Tutej po sąsiedzku Żydy mieszkali. Zawsze jak mama nas uczyła pacierza, to ona [Gitla] prosiła, żeby jej nie wyganiać tylko: „Puchowo, ja chcę polskiego pacierza, Puchowo ja chcę polskiego pacierza”. Jak mama mogła powiedzić: „nie”?! Jak najbardziej, kiedy chcesz, proszę bardzo. Ona po prostu łykała. Lepi znała tego pacierza jak mama. 5 lat ode mnie starsza była. I tak się tuliła do nas.
Ona do moji siostry podobna, do Staśki. Jej matka - nazywali ją Psipsia - była nienormalna. Coś ji tam brak było. A może tak udawała? Ojciec [Lejba] był garbaty. Brat sadów pilnował. I tak to żyło, jak mogło. Aby przeżyć. A życie kosztowało. Jak nie zarobisz, nie postarasz się to, co będziesz jadł.
Historia ukrywania
Żydówka młoda, chciała koniecznie po polsku, żeby ją nauczyć. Gucia, po żydowsku Gitla.
Ja akurat chodziłam do komunii się uczyć i ona przy mnie się uczyła. W Kanim jest kościół nowo wybudowany. To była cerkiew kiedyś, a już za nas - ksiądz. Wojciechowski [dziedzic w Kanim, również odznaczony medalem] dał drzewo na kościół. Jak szłam do komunii, to już był kościół. Ksiądz nazywał się Gąsek. Gitla miała wtedy kilkanaście lat. Kiedyś było inaczej, dzisiaj poubierane wszystko na ekstra. Kiedyś balon leciał, z materiału sukienkę mnie uszyli. A pantofle trzeba było pożyczyć. Wszystko za Niemców.
Jak już mieliśmy tę Żydóweczkę wychrzcić, trzeba było księdza uswobodzić. Ojciec poszedł, powiedział, że ja nie umię nic. Błagać księdza, żeby mnie przepuścił. To była umowa, że Gitlę trzeba wychrzcić. Jak poszła do księdza, to wszystko wiedziała, egzamin zdała do pierwszej komunii. Jak ksiądz mógł nie ochrzcić?! To jest wszystko dla Boga.
Wychrzciliśmy ją na moje nazwisko i imię [pewna niejasność, bo o Gitli mówi potem „Stasia”, czyli nazywa imieniem siostry].
Jeszcze tak Żydów nie mordowali. Ale już późni, jak ona [Gitla] wyjechała, Psipsia mówiła: „Gdzie się podzieli moje Gitle? Puchu, oddajcie mnie, bo poddam policji”.
Ten Lejba [ojciec Gitli] był trocha mądrzejszy. „Nie gadaj nic, Bogu dzięki będzie żyła. Nie gadaj nic, słuchaj, nie gadaj nic. Puch wi, Puchowo wi, co robi. Nic nie gadaj, oni wiedzą, co robią”.
Rodzice nie załatwiali chrztu razem. Za dużo by było podejrzenia. Wszystko ojciec załatwiał.
Jak wychrzciliśmy Gitlę, to ja zostałam, a ona pojechała z warszawianką do Łodzi i tam została. [Ta] facetka 7 jizyków znała, kogo chciała, to oszukała [pani Danuta nie zna lub nie pamięta bliższych informacji o tej kobiecie].
Gitla wsiadła do pociągu, pojechała i nie pokazywała się aż po wojnie.
O tajemnicy ukrywania
Wojciechowscy [dziedzice z sąsiedniej wsi Kanie odznaczeni medalem] mieli dużo lasu. Tam schronisko zrobili i jeść dostarczali. Całe rodzinę Żydów utrzymali. Zaraz po wojnie wszystko wyjechało i te Żydy też.
[Ta historia wyszła na jaw] po wojnie. Skąd by kto wiedział? To tajemnica była. Nie łatwo było, żeby ktoś wiedział. Tajemnica i to prawdziwa tajemnica. Każdy bał się o życie. Polaki sąsiad sąsiada mordował. Takie byli czasy.
My też bardzo długo ukrywaliśmy historię z Gitlą.
Przychodził sołtys, nazywał się Maśluch. On kontaktował z temi Niemcami, żeby spokój był, żeby ludzi nie brać do obozów.
Chodziliśmy z siostrą cioteczną do obozu [w Trawnikach], jak zima była. Dużo wymarzło Żydów. Ta zima była tragiczna. Pierza po tych Żydach napychaliśmy w sienniki [dla niemieckiego wojska]. Cioteczna siostra, była taka ładna i dowcipna, bała się sama iść, ja byłam niby jej córka. Jak tam worek trzeba było przytrzymać, żeby upchała, to ja jej pomagałam.
Widzieć i słyszeć - widziało się. Jak wystrzelali i jak palili na stosach, to kilka dni nie można było nosa wysadzić - taki smród był z tego narodu. Trawniki... Całe morderstwo było w Trawnikach.
Dalsze losy Gitli
Jak już wszystko się unurmowało, pojechałam ją odnaleźć. Listy pisała. Jak rodzona siostra. Pojechałam do nij. Jeszcze była panienką. Chodziła do szkoły. Mieszkała w Łodzi. Stanisława, Staśka, Stasia. Cały czas Stasia. Jak wyszła za mąż, to też Stasia, cały czas Stasia. Stasia K. Przed wojną Wagner.
Dzieci wychowała, uczone. Powiedziała im, jak już podorastali, że jest Żydówką. A tak w tajemnicy trzymała, Polka, Polka, Polka. Nie mieli za złe, że jest Żydówką.
Wcale się nie dowiadywała o losy rodziny. Wiedziała, że nie żyją. Nie było mowy, żeby ktoś z Żydów żył. Kilka osób zginęło na miejscu - to chowali tam, aby pochować. I wywozili.
Przyjechała już z dziećmi do rodziców moich podziękować.
Takie czasy byli. A to, co się przeżyło, to nie daj Boże nikomu. I Bogu dzięki, że się uratowało komuś życie. Jak ktoś prosi o życie, trzeba go ratować i dać to życie.
Medal
Dostałam. Zgłosiłam i dostałam. Gdzieś 20 parę lat temu. W Chełmie.
Rodzice moi już nie żyli.
Jeździłam. Zrobili ucztę. Nas było 7 osób, nie tylko z Wólki. I medale nam wręczali za te zasługę. Nie bardzo ktoś ryzykował komuś rękę podać. Wyjątkowo kto ryzykował, żeby życie ocalił. Kto ryzykował i ocalił życie, dostał medal. Nie za piniądze, tylko za wiarę tych Żydków przetrzymali. Bo za piniądze inaczej utrzymywane, a za wiarę inna sprawa. Dużo się przeżyło i Bogu dzięki, że jakoś tam się żyje, ale dobrze i przyjemnie, jak się komuś życie uratuje.
Relacja pochodzi ze zbiorów Ośrodka „Brama Grodzka – Teatr NN” w Lublinie; została zarejestrowana w ramach projektu "Światła w ciemności - Sprawiedliwi wśród Narodów Świata".