Jehuda Leib Blum wraz żoną Traną, córką Reizlą i jej kuzynem Mosze Kuflikiem z Dukli, mieszkali w Bieczu, w domu położonym przy dawnej ulicy Piłsudskiego 11. Blum handlował konfekcją, był właścicielem sklepu bławatnego. Ze względu na prowadzoną działalność, miał rozległe kontakty z polskimi sąsiadami. Kiedy po wybuchu wojny, Żydów w mieście zaczęły spotykać represje, ukrył u kilku zaprzyjaźnionych rodzin część swojego dobytku. Jedną z nich była rodzina Marii i Józefy Pruchniewiczów mieszkająca na Przedmieściu Dolnym.
Blumowie, podobnie jak inni Żydzi, w 1940 r. zmuszeni zostali do zamieszkania w getcie w Bieczu. 15 sierpnia 1942 r. podczas likwidacji getta, rodzina, wraz z kilkoma innymi osobami, schowała się w przygotowanej zawczasu skrytce. Następnego dnia rano Żydzi opuścili Biecz i schronili się w pobliskich lasach.
Po kilkumiesięcznym okresie koczowania w przypadkowych miejscach, w grudniu 1942 r. Blumowie przyszli do Marii i Józefa Pruchniewiczów. Rodzina przyjęła zbiegów. Zostali ukryci w specjalnie przygotowanym pomieszczeniu w stajni.
Po pewnym czasie sąsiedzi zaczęli podejrzewać, że u Pruchniewiczów ukrywają się Żydzi. W obawie przed dekonspiracją, ze strachu o życie rodziny, Józef odmówił Blumom dalszego schronienia. Jehuda Leib pisał powojnie: „Ja sam ukrywałem się u Polaka, na przedmieściu, przez 16 miesięcy. Dłużej nie mogłem tam zostać, ponieważ ten Polak zaczął się bać...”.
W listopadzie 1943 r. Blumowie opuścili Przedmieście Dolne. Początkowo ukrywali się w lesie, w końcu znaleźli schronienie w gospodarstwie Dylągów w Strzeszynie. Tam szczęśliwie doczekali końca wojny. Niestety, Trana Blum, żona Jehudy Leiba nie przeżyła wojny. Zdarzył się tragiczny wypadek. Tak okoliczności zdarzenia opisuje jej mąż:
„Stale musieliśmy oświetlać pomieszczenie lampą naftową. Pewnego razu nafta się zapaliła i ogień poparzył moją żonę, bł. p. Trajnę, która zmarła po 13 dniach straszliwych cierpień. Pochowaliśmy ją potajemnie i po wyzwoleniu przeniosłem ją na cmentarz żydowski”.
W marcu 1944 r. któryś z sąsiadów doniósł na gestapo, że Pruchniewiczowie ukrywali Żydów. Wkrótce Niemcy przeprowadzili rewizję. Pobili Józefa, aresztowali i osadzili w więzieniu w Jaśle. Tam został zamordowany.
Ocalony Jehuda Leib pisał: „Po trzech miesiącach mojego ukrywania się u drugiego Polaka, niemiecka policja dowiedziała się o mojej kryjówce u pierwszego Polaka [Pruchniewicza] na przedmieściu. Szukali mnie tam, a Polak został dotkliwie pobity – przyznał się, że rzeczywiście mnie ukrywał, ale potem przepędził. Puszczono go wolno, mnie zaczęto szukać. Po kilku dniach Niemcy dowiedzieli się, kto mnie ukrywał, zabrali tego Polaka [Pruchniewicza] i zawieźli go do Jasła, skąd nigdy nie wrócił”.
Józefa pochowano w bezimiennej mogile zbiorowej w Warzycach. Rodzina dowiedziała się o rozstrzelaniu z ogłoszenia, tzw. afisza śmierci. Na cmentarzu w Bieczu Pruchniewicz ma tylko symboliczny grób.