W latach okupacji niemieckiej Franciszek i Maria Jaroszowie z dziećmi, Józefem i Stanisławą, mieszkali w miejscowości Stańkowa (woj. małopolskie). Od 1943 r. opiekowali się grupą Żydów, którzy uciekli z getta w Zakliczynie, m.in. rodzinami Wolmanów i Riegelhauptów z pobliskiego Nowego Sącza. Jaroszowie zbudowali dla nich kryjówki w piwnicy pod stodołą i na strychu. Mimo ogromnych problemów z aprowizacją i innych codziennych trudów, niemal wszystkim osobom udało się przetrwać w ukryciu do zakończenia wojny.
„A cóż bym się miał nie bać… Wszyscy się bali. Ale jak już Żydzi przyszli, to nie było wyjścia. Tato był człowiek bogobojny, nie mógł ich wygonić na śmierć”, wspominał po latach Józef Jarosz, który w 1943 r. miał dwanaście lat.
Wolmanowie, Riegelhauptowie i inni. Przyjęcie żydowskich tułaczy przez rodzinę Jaroszów
Rodzina Jaroszów mieszkała w Stańkowej pod numerem 69. Ich gospodarstwo położone było na uboczu, pod lasem, od reszty wioski oddzielone było wąwozem. W warunkach wojennych okazało się to ogromnym atutem. To właśnie w tym ustronnie położonym domu, w obliczu Zagłady, bezpieczną przystań znalazły dwie żydowskie rodziny.
Wiosną 1943 r. sąsiad Franciszka Jarosza przyprowadził do jego gospodarstwa pięcioosobową rodzinę Wolmanów (in. Welmanów) – Mojżesza z żoną Lolą, córkami Bronisławą i Genowefą oraz kuzynem Michałem Tobiaszem, którzy uciekli z getta w Zakliczynie. Mimo początkowych oporów, gospodarz udzielił rodzinie schronienia w piwnicy pod stodołą.
Jesienią tego samego roku inny sąsiad – Andrzej Piechnik, przyprowadził do Jaroszów następną, tym razem siedmioosobową rodzinę Riegelhauptów (in. Riegielhauptów lub Rygielhauptów) – Mojżesza, jego córkę Reginę Kempińską z córką Anną, synową Reginę Riegelhaupt z córkami Itą i Pesią oraz syna Zygmunta Riegelhaupta. Wkrótce u Jaroszów zamieszkali jeszcze dwaj Żydzi – Jakób Elner i Stefan Krowa, a także dwóch innych mężczyzn, których nazwiska nie są dziś znane.
Ogółem pomocy podczas Zagłady otrzymało od Jaroszów szesnaścioro osób, spośród których czternaścioro dotrwało do wyzwolenia w styczniu 1945 roku. Jedynie owi dwaj nieznani z nazwiska mężczyźni przepadli bez wieści – pewnego dnia opuścili kryjówkę, by udać się do Polaka, który pożyczył od nich pewną sumę pieniędzy przed wojną. Nigdy już nie powrócili do Jaroszów.
W piwnicy pod stodołą i na strychu. Warunki ukrywania się Żydów w gospodarstwie Jaroszów
Gdy było ciepło ukrywający się Żydzi mogli przebywać na strychu, nie opuszczając w ciągu dnia kryjówki; gdy nadchodziła zima, przenosili się do piwnicy, wychodząc z niej tylko nocą, by zaczerpnąć świeżego powietrza.
Przebywanie w zamknięciu było szczególnie trudne dla dzieci, dlatego na czas wakacji wnuczki Wolmana, Bronia i Gienia, przebywały w domu Jaroszów, uchodząc za bratanice Marii Jarosz z Krakowa. Jednak gdy wakacje się kończyły, dziewczynki wracały do piwnicy. Dla Anny Kempińskiej (po wojnie Grygiel-Huryn), urodzonej w 1942 r., wspomnienie kryjówki stało się jednym z pierwszych wspomnień najwcześniejszego dzieciństwa. Po latach pisała:
„Gdzieś u góry był mały otwór, przez który wpadało trochę światła. Kiedy nauczyłam się mówić, pytałam: Mamo, co to? »To słoneczko«. A co to jest słoneczko? Mama obiecywała: »Kiedy wojna się skończy, zobaczysz słoneczko«”.
Ukrywający się jedynie sporadycznie opuszczali gospodarstwo Jaroszów, m.in. udając się po pomoc żywnościową do znajomych Polaków, Tomasza i Marii Bielów, którzy udzielali pomocy Riegelhauptom na przełomie 1942 i 1943 roku.
Przez całą wojnę w pobliżu domu Jaroszów nie pojawił się żaden Niemiec. Nie znaczy to, że Jaroszom nie towarzyszył co dzień strach. Bardziej niż Niemców bali się polskich sąsiadów, zwłaszcza takich – jak twierdził Józef: „co partyzantów udawali, a tylko patrzyli, gdzie komu co ukraść, kogo zabić i ograbić. Jakby wypatrzyli Żyda, to koniec”.
Aprowizacja, gotowanie, opieka nad osobami w kryjówce. Podział obowiązków w gospodarstwie
W opiekę nad osobami ukrywającymi się była zaangażowana cała rodzina Jaroszów, dzieląc między siebie obowiązki. Aprowizacją zajmował się Franciszek z synem Józefem, Maria gotowała posiłki i nocami piekła chleb, zaś córka Stanisława zanosiła jedzenie dla osób ukrywających się w piwnicy.
Największą codzienną bolączką było zapewnienie żywności tak dużej grupie osób. Jarosz wykorzystał w tym celu swoje znajomości w majątku w Łososinie oraz w okolicznym młynie i stamtąd przywoził żywność wozem konnym. Także syn Franciszka, wówczas trzynastoletni Józef, wyprawiał się wozem konnym po żywność do okolicznych miejscowości, by nie ryzykować zakupów większej ilości produktów w jednym miejscu.
Ukrywający się dokładali się do codziennych zakupów spożywczych, ale nie płacili Jaroszom dodatkowych pieniędzy za otrzymywaną pomoc.
Losy ratujących i ocalałych po wojnie
Obie żydowskie rodziny rozjechały się po świecie. W Polsce pozostali Regina Kempińska z córką Anną oraz Zygmunt Riegelhaupt (później znany jako Rygiel). Przed wyjazdem, w dowód wdzięczności, Mojżesz Riegelhaupt przepisał na córkę Jaroszów morgę ziemi. Wolmanowie utrzymywali kontakt listowny z Jaroszami do 1958 roku. Stały kontakt z nimi utrzymała również Anna Grygiel-Huryn, która po wojnie osiadła w rodzinnym Nowym Sączu.
7 czerwca 1990 r. Instytut Yad Vashem w Jerozolimie uhonorował Franciszka i Marię Jaroszów oraz ich dzieci, Józefa i Stanisławę, tytułem Sprawiedliwych wśród Narodów Świata. Tytuł ten otrzymali również Tomasz i Maria Bielowie z Wojakowej k. Brzeska.
25 marca 2019 r. Prezydent RP Andrzej Duda odznaczył pośmiertnie Franciszka i Marię Jaroszów oraz ich córkę Stanisławę Liptak Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski. Rok wcześniej to odznaczenie otrzymał również Józef Jarosz. Mówił wtedy:
„Wspólnie z tatą przyszykowaliśmy kryjówkę. Piwnica była dość duża. Zrobiliśmy w niej prycze. Ci, których ukrywaliśmy, nie marzli. Troszczyliśmy się, aby ci ludzie mieli co jeść. Tato, który był takim, w tamtych czasach wiejskim weterynarzem miał wielu znajomych i jakoś się tą żywność ściągało. Mama nocami piekła dla nich chleb. Trzeba było bardzo uważać. Oprócz piwnicy mieliśmy także przygotowaną szopę pod lasem, do której, w razie niebezpieczeństwa, można było uciec i się schronić”.
W 2017 r. w dawnym gospodarstwie Jaroszów w Stańkowej zawaliła się piwnica, w której podczas okupacji niemieckiej ukrywali się Żydzi. Dzięki wykonanej rok wcześniej dokumentacji fotograficznej (zob. galerię zdjęć na górze strony), wiemy jak wyglądało to historyczne miejsce.