Wydrowie mieszkali przed wojną w Jaśle. Matka pracowała na gospodarstwie, ojciec i syn na kolei. Po śmierci ojca w 1941 r., utrzymaniem rodziny zajął się osiemnastoletni wtedy Józef.
Kiedy w sierpniu 1942 r. w Wiśniowej pod Jasłem hitlerowcy rozstrzeliwali złapanych Żydów, była wśród nich rodzina dziewięcioletniej Chany Bodner. Tylko dziewczynce udało się uciec z miejsca kaźni.
Józef Wydro pracował wtedy w tamtej okolicy jako dyżurny ruchu. W nocy, w poczekalni znalazł wyczerpaną Chanę.„Podzieliłem się z nią moją skromną kolacją i posłałem do rodziny mojej matki” - opowiada Wydro.
Decyzja o zaopiekowaniu się małą Żydówką nie była dla krewnych Józefa oczywista. Matka zgodziła się jednak po namowach syna.
Sąsiedzi a nawet bracia Józefa zostali poinformowani, że dziewczynka jest córką krewnej z Białegostoku. Chaną zajmowała się głównie Bronisława Wydro: „Nauczyła ją się modlić, klękać w kościele. I to ją uratowało!” – wspomina Józef.
Bodnerówna przebywała pod opieką Wydrów do maja 1946 r., kiedy zabrali ją przedstawiciele krakowskiego kahału.
Wydrowie i uratowana zobaczyli się powtórnie dopiero w 1989 r., gdy kobieta przyjechała do Polski. Na stałe mieszka z dziećmi i wnukami w Izraelu. Obie rodziny pozostają w kontakcie telefonicznym.