Nowakowie z Zawiercia byli zwyczajną polską rodziną, starającą się przetrwać trudny wojenny czas. Mieszkali w sześć osób: czworo dorosłych i dwoje dzieci. Kamienica, w której mieli mieszkanie, w roku 1940 została włączona w obszar getta i Nowakowie musieli się z niej wynieść.
Zamieszkali w domu naprzeciwko, tuż obok granicy getta. Pod ich mieszkaniem znajdował się warsztat ślusarski, w którym pracował Żyd z getta, Sztajkeler. Pewnego dnia zwrócił się on do Nowaków z prośbą, by pomogli wyprowadzić z getta i ukryć jego kilkuletniego synka Frycka. Nowakowie zgodzili się: ich córki, same niewiele starsze od Frycka, dopomogły chłopcu dotrzeć do kamienicy. O jego dalsze ukrywanie miał się zatroszczyć ojciec Frycka.
Wkrótce potem hitlerowcy przystąpili do likwidacji getta. Był sierpień roku 1943. Ślusarz Sztajnkeler, początkowo oszczędzony przez Niemców jako dobry fachowiec, przeżył jeszcze najwyżej kilka miesięcy i nie zdołał zrobić dla syna już nic więcej. Frycek został sam.
Choć Nowakowie nie zamierzali wcześniej ukrywać żydowskiego dziecka, to jednak nie pozwolili chłopcu zginąć. Zabrali go do siebie i przechowali do końca wojny, traktując jak członka rodziny. Choć po wojnie brak pracy i pieniędzy sprawił, że Genowefa Nowak zdecydowała się oddać dziecko do sierocińca, to przecież nigdy o nim nie zapomniała i przez wiele lat próbowała odnaleźć podopiecznego.
Spotkali się ponownie po pięćdziesięciu trzech latach. Dziś pozostają w ciepłych i serdecznych relacjach.