Wieczorek Stanisława

powiększ mapę

Więcej o Stanisławie Wieczorek

Późną jesienią 1944 roku rodzina Wieczorków z Częstochowy przyjęła pod swój dach uchodźcę z Warszawy, piętnastoletniego chłopca przedstawiającego się jako Józef Balicki.

Józek - Bronisław

Bronisław Weissberg urodził się we Lwowie. Ojciec, Izrael Weissberg, był właścicielem największego składu tekstylnego w mieście. Matka, Dora, z wykształcenia nauczycielka języków (francuskiego i niemieckiego), prowadziła dom, udzielała się towarzysko i zajmowała działalnością filantropijną. Bronisław i jego młodszy brat Marian mieli wychowawczynię.

W październiku 1941 roku Weissbergowie zmuszeni byli przenieść się do getta. Izrael za łapówkę zdobył zatrudnienie w fabryce tkanin Textilia, która szyła mundury dla niemieckiego wojska. Podczas akcji w sierpniu 1942 roku Dora wywieziona została do obozu zagłady w Bełżcu. Chłopcy przechowali się między belami sukna w Textilii.

Praca chroniła przed wywózką. Dziesięcioletniemu Marianowi Izrael zorganizował schronienie na wsi, natomiast Bronkowi – wówczas trzynastoletniemu – załatwił, używając w tym celu sprytu i znacznej sumy pieniędzy, pracę robotnika w fabryce.

Dla starszego syna kupił też fałszywe dokumenty na nazwisko Józef Balicki. 22 grudnia 1942 roku Bronisław Weissberg nie wrócił z pracy do getta. Pozostał w fabryce, a kiedy opustoszała, wydostał się przez okno i czekał na umówionego przewodnika. Dostał się do Warszawy, gdzie dzięki pomocy ciotki i wujków ukrywał się po tzw. aryjskiej stronie do upadku Powstania.

W październiku 1944 roku z transportem wysiedlonych warszawiaków znalazł się w Częstochowie. Do obozu uchodźców trafił zagłodzony – ważył około 30 kg – i chory na czerwonkę.

Prof. Dov Weissberg wspomina obóz w Częstochowie: „Obóz (...) składał się z szeregu drewnianych budynków, każdy mogący pomieścić paręset ludzi. Każda osoba otrzymała miejsce na drewnianej pryczy i jeden cienki koc. Prycze ustawione były w długich szeregach, na trzech poziomach. Mnie przydzielono miejsce na najwyższym poziomie („trzecie piętro”) w głębi baraku”.

Wieczorkowie

Stanisława Wieczorek, druga żona Józefa Wieczorka, zajmowała się domem. Mieszkali z dziećmi Józefa: Janiną (22-24), Antonim (18) i Stanisławą (16-17). Pan Wieczorek utrzymywał rodzinę z pracy w hucie szkła. Skromne dochody uzupełniali plotąc całą piątką kosze z trzciny.

>> Na śniadanie zawsze była zalewajka z ziemniakami, a na obiad była zalewajka z ziemniakami i po kromce chleba. Na kolację znowu zalewajka. Jak jeszcze chleb był, to było bardzo dobrze<< - mówi w wywiadzie dla MHŻP Danuta Włodarczyk, wnuczka Wieczorków, a historię zna z relacji matki Stanisławy z domu Wieczorek.

Janina Wieczorek, zwana Jasią, służyła w domu aptekarzy - państwa Placków. Regularnie towarzyszyła pani Plackowej oraz jej matce pani Sommerfeldowej podczas wizyt w obozie dla uchodźców z Warszawy usytuowanym na jednym z przedmieść Częstochowy.

„Bieda była przygniatająca”. - wspomina prowadzony przez PCK i Radę Główną Opiekuńczą obóz ocalony prof. Dov Weissberg (Józef Balicki) - „W istniejących warunkach, każdy, kto mógł sobie na to pozwolić, opuszczał obóz, przenosząc się do wynajętego mieszkania lub pokoju albo do przyjaciół lub krewnych, o ile miał takich w okolicy. Wielu uchodźców załatwiło sobie miejsce zamieszkania wcześniej, omijając obóz w ogóle. Ci, którzy przybyli i pozostali byli najuboższymi wśród ubogich (...). Do tej biedoty przychodzili co dzień dobrzy mieszkańcy Częstochowy, przynosząc pożywienie, koce i odzież.”.

Jasia opowiedziała rodzicom o piętnastoletnim sierocie. Zaproponowali, żeby zamieszkał z nimi.

Izba z kuchnią

Domek na ulicy Wysockiego 32B składał się z izby z kuchnią. Pani Danuta Włodarczyk mówi: >> W pokoju nie było żadnego ogrzewania. Tylko tyle, co się pod blachą paliło... no to drzwi się otwierało, żeby tam trochę tego ciepła było. Woda to studnia. Do tej pory zresztą studnia jest. (...) Dziadek za domkiem króliki hodował. Miał kury.<<

Józio Balicki zamieszkał z Wieczorkami. Na obiady Jasia zabierała go do państwa Pasków. Dorabiał pomagając w domu Sommerfeldów.

Pani Stanisława

Rodzina Wieczorków była bardzo religijna. Modlono się przed posiłkami, rano, po obudzeniu i przed snem. Któregoś wieczoru, gdy Józio Balicki skończył odmawiać pacież, pani Stanisława cichym głosem zwróciła mu uwagę: >> W czasie modlitwy należy klęczeć przed krzyżem albo przed obrazem świętym, a nie przed fotografią rodzinną<<.

Prof. Dov Weissberg wspomina: „W jednej chwili jasnym mi się stało, że pani Wieczorkowa ostrzegła mnie. Widziała mnie ona kilka razy klęczącego i modlącego się przed jakimś portretem rodzinnym, lub malowidłem krajobrazu, ale nie chcąc przyciągnąć uwagi innych do mojej pomyłki, czekała na sposobność, gdy sami będziemy w domu i z wielką delikatnością wskazała mi moją gafę. (...)

Nikt nie wymówił słowa Żyd i ona nie wypowiedziała swego podejrzenia. (...) na pewno od dawna wiedziała, że byłem Żydem i chroniła mnie przed swoją własną rodziną”.

Wprowadzając się do Wieczorków, Józef przedstawił się jako syn oficera policji ze Zborowa – wybrał zawód bardziej „polski” niż profesja kupca, którym w rzeczywistości był jego ojciec. Antek Wieczorek, znawca i amator policji, zapytał któregoś dnia o rangę. Odpowiedź – kapitan – zdziwiła go.

Zaczął dociekać: >>Jak to? Czy maleńki Zborów miał oficera w randze kapitana?<<. Widząc wahanie Józefa Stanisława Wieczorek ucięła rozmowę: >>Antek, zostaw Józka w spokoju, jak może on po tylu latach pamiętać rangę swojego ojca?<<. Interwencja pani Wieczorek uratowała go od dalszego śledztwa.

Chroniła przed rodziną

We wspomnieniach profesor Dov Weissberg zastanawia się nad motywami Stanisławy Wieczorek: „Jak i inni członkowie jej rodziny (...) nie lubiła ona Żydów i oskarżała ich o większość kłopotów jakie Polska kiedykolwiek miała (...) Jednak w tym samym czasie ukrywała ona w swym domu żydowskiego chłopca.

Chroniła mnie ona nie tylko przed obcymi, przed nazistami, przed wrogim światem zewnętrznym, ale też przed swą własną rodziną. Potrafiła rozróżnić pomiędzy ogólną swą niechęcią do Żydów z jednej strony, a myślą o wysłaniu żydowskiego chłopca, którego znała, na ulicę w zimie, może do rąk nazistów, z drugiej.

Może przypomniała sobie jakichś Żydów, których znała i którzy nie byli tak źli, jak jej ogólny pogląd o Żydach. A może była to reakcja na wrogość doznawaną od swych adoptowanych dzieci?”.

Po wojnie

Józek pozostał z Wieczorkami do wyzwolenia w styczniu 1945 roku. Osierocony - ojciec z Marianem zginęli w marcu 1943 roku w obozie Janowskim - kolejne dwa lata spędził w Domu Dziecka w Zatrzebiu skąd przeniósł się do Wałbrzycha, do ciotki Steli, siostry matki. W 1950 roku wyemigrował do Izraela.

Skończył medycynę, został chirurgiem. Jest profesorem Uniwersytetu Tel Awiwskiego, był kierownikiem kliniki chirurgii ogólnej i klatki piersiowej w szpitalach Shmuel Harofe i im. Wolfsona.

Ma trzy córki i syna.

Pod koniec lat osiemdziesiątych odwiedził Polskę, usiłował odnaleźć częstochowskich opiekunów, bez rezultatu:

„Niestety w przeciągu 44 lat od końca wojny, nazwy wielu ulic w miastach Polski zostały zmienione (...). Spotkałem starszego wiekiem kierowcę taksówki, który całe życie spędził w Częstochowie i znał świetnie wszystkie ulice, lecz nawet on nie pamiętał tej ulicy i nie mógł jej znaleźć. (...) Wieczorek jest nazwiskiem niezwykle pospolitym w Częstochowie, a imiona „moich” Wieczorków też były bardzo powszechne”.

Dopiero w 2008 roku, kiedy rozpoczął starania o tytuł Sprawiedliwej wśród Narodów Świata dla Stanisławy Wieczorek, udało mu się z pomocą Instytutu Yad Vashem odnaleźć jej potomków.

Tajemnica

Stanisława nigdy nie powiedziała rodzinie o prawdziwym pochodzeniu chłopca z Warszawy. Po wojnie pomagała w wychowaniu córek najmłodszej z pasierbów Stasi.

Wnuczka wspomina ją jako wspaniałą bajarkę: >>Z siostrą słuchałyśmy z zapartym tchem<<. O wojennej tajemnicy babci i Dova Bronisława Weissberga – Józefa Balickiego – dowiedziała się kilkadziesiąt lat po jej śmierci.

Stanisława Wieczorek zmarła na raka w 1958 roku w domku przy ulicy Wysockiego.