Rodzina Mików

powiększ mapę

Audio

3 audio

Więcej o rodzinie Mików

Sprawiedliwi

Stefan Mika, syn Pawła i Karoliny, urodził się w Zaborowie, galicyjskiej wsi leżącej około 60 kilometrów na wschód od Krakowa, niedaleko Bochni i Brzeska. W chwili wybuchu wojny był dwunastoletnim chłopcem i miał troje młodszego rodzeństwa: Genowefę, Marię i Jana. Jego matka chorowała na raka, więc domem zajmowała się babcia.

Gospodarstwo Mików było spore – jakieś 18 hektarów. Ich dom stał na skraju wsi, był ostatni od strony lasu.

Żydzi

W Zaborowie mieszkała tylko jedna rodzina żydowska – Tiderowie. „To był biedny Żyd i trudnił się krawiectwem (...). Ubrania jakie szył, to szył, natenczas były wystarczająco dobre, że w jakiś sposób mógł się z tego utrzymać”, opowiada Stefan. Pamięta też, że Tider i jego ojciec Paweł, świadczyli sobie drobne przysługi:Ojciec mój, ponieważ miał konie, u tego Żyda czasem robił, zorał mu tam jakieś to pole czy coś. Za to on przyszedł i tam uszył coś. Tak że ta znajomość była stała i wcześniej już się zaczęła”.

Tiderowie mieli czworo dzieci: Mendla, Chaima, Marię (nazywaną Peszką) i Annę (zwaną też Hanią). Stanisław znał ich wszystkich z widzenia, z Anną uczyli się w tej samej szkole. Krawiec był we wsi lubiany: „Jak zmarł pierwszy nauczyciel, kierownik szkoły, pierwszy, który uczył w Zaborowie, to ten Tider ojciec poszedł do kościoła, tak jakby po prostu katolik, bo umarł jego nauczyciel. Więc on był lubiany ten Tider Żyd”.

O swoich relacjach z Tiderami Stefan tak mówi: „Ja się przyjaźniłem na tyle, na ile się wszyscy przyjaźnili (…) Ja ich znałem z tego tytułu tylko, że jak przychodził ten ojciec do mojego ojca, no to jakiś kontakt był i trzeba było coś tam pójść do tego domu, więc ja tam chodziłem (…). To był mały dom, nieduży. Nie wiem czy mieli jeszcze jakąś krowę, ale chyba mieli jedną”.

Wojna

Duża odległość od miasta oraz brak w pobliżu stacji kolejowej sprawiły, że Zaborów był stosunkowo spokojnym miejscem. Stefan wspomina, że mimo kontyngentów, czyli obowiązkowych dostaw żywności dla okupanta, w gospodarstwie jego ojca nie było głodu.

W roku 1940 Niemcy utworzyli getto w Brzesku i tam trafiliTiderowie.O losach rodziny zaborowskiego krawca Stefan tak opowiada: „Jak wybuchła wojna, to (…) w [19]40 chyba roku (…) wzięli ich do getta do Brzeska. Wszystkich, całą tę rodzinę. I ten najstarszy syn [Mendel] pracował na drodze, droga ta, która jest od Krakowa na Tarnów to była żwirowa wtedy. (...) Niemcy stworzyli taką brygadę, która układała kostkę brukową i [Żydzi] układali tę drogę całą, brukowali. (...). Matkę [Mendla], ojca i chyba brata matki wywieźli bardzo szybko z getta i zgładzili. (…) [Mendel] się utrzymał, natomiast (…) brat jego [Cham], on był taki operatywny (…) i najładniejszy chyba z tej rodziny całej. On załatwiał dla Żydów wiele dokumentów »aryjskich«, między innymi dla swoich sióstr załatwił dokumenty aryjskie i one wyjechały do Niemiec do pracy. I jedna, i druga. I [Chaim] jak wychodził z tego getta – bo on wychodził raz legalnie, ale z reguły nielegalnie – zastrzelili go po prostu. Czyli te dwie siostry wyjechały (…) rodzice zginęli i został [tylko Mendel]”.

Po utracie całej rodziny Mendel uciekł z Brześcia i trafił do getta w Bochni. Tuspotkał Józefa Langdorfa, Żyda z Woli Przemykowskiej, wsi niedaleko Zaborowa. Józef i jego żona Blanka, poślubiona w marcu 1940 roku, także z początku przebywali w brzeskim getcie, ale uciekli stamtąd i przez pewien czas ukrywali się w Woli. Potem Blance zorganizowano kryjówkę w Krakowie (zobacz opracowanie dotyczące Sprawiedliwych Anny Milczanowskiej i Wandy Adamczyk), a Józef, którego semickie rysy nie pozwalały na przewiezienie do miasta, jeszcze przez pewien czas ukrywał się w okolicach Woli, a potem dotarł do getta w Bochni.

Po jakimś czasie obaj mężczyźni zdecydowali się uciekać. Pewnej letniej nocy w 1943 roku zjawili się u Mików, prosząc o pomoc i udzielenie schronienia na kilka tygodni. I gospodarze, i obaj proszący o pomoc Żydzi byli przekonani, że Niemcy wkrótce przegrają wojnę, i że samo ukrywanie nie potrwa dłużej niż kilka tygodni...

Pomoc

Kryjówka

Mikowie ukryli zbiegów w stajni. Stefan wspomina: „Ojciec zdecydował, żeby ich zatrzymać (…) Stajnia, gdzie stały krowy, konie, była duża dosyć. A cały strych był zajęty przez słomę. (...) Trzeba było wyciąć (...) w suficie stajni wejście, żeby oni mogli wchodzić nie z zewnątrz, ale bezpośrednio ze stajni. Więc tam taki układ był, że były konie, przy tym miały żłób do jedzenia i nad tym drabina (…) Jak się wyszło do góry i otworzyło się, deski były wycięte u góry, podnieśli do góry i wchodzili, i tam była zrobiona kryjówka, w tej słomie, taka nieduża, gdzieś dwa metry na dwametry (…) A jak chcieli, to po prostu odsunęli deski i zeszli na dół. W stajni się wtedy po prostu zamykało drzwi, oni mogli sobie od wewnątrz zamknąć i po prostu urzędować w środku też. ”.

Realia ukrywania

Z żywnością w sporym gospodarstwie Mików nie było wielkich kłopotów. Posiłkigotowała babcia: „Babcia, mama mojej mamy, to była najlepsza osoba, która najwięcej robiła, bo ona musiała ugotować, ona musiała zrobić, a ja im nosiłem tam to jedzenie. Chodziłem ciągle do [stajni], tam przecież były krowy, konie, to się chodziło tam i z powrotem, nikt nie miał podejrzenia z sąsiadów (…) że ktoś tam jest. Jakkolwiek trzeba było uważać”.

Żona Langdorfa, znająca historię ukrywania z jego opowieści, w swojej korespondencji z Żydowskim Instytutem Historycznym pisze: „Ukrywanie nie było powodowane korzyściami materialnymi, wyżywienie dostarczano w ramach możliwości gospodarczych właściciela. (…) [Ukrywani] dostawali obfite pożywienie (…) żywieni byli tak, jak cała rodzina Mików, oczywiście nie mogli płacić, gdyż nie mieli pieniędzy ani żadnych innych środków”.

O kwestiach higienicznych Stefan mówi: „Jak trzeba było zmienić spodnie czy coś tam nikt nie prał, to się nie prało. Na pewno nie było ani pcheł ani wszy, bo to było i zimno. (...). Nie było jakiegoś robactwa. Umyć to nie było problemu, bo się do stajni wzięło wiadro wody i (…) umyli się cali; jak chciał cały się mył”. A choroby?„Nie wolno było chorować”

W zimie, ze względu na mrozy, było najtrudniej. Wtedy też Mendel i Józef wieczorami opuszczali stajnię i chronili się w domu Mików, który na czas ich obecności był zamykany – rzecz niezwyczajna na wsi. „Jak była zima, to wieczór [oni] przyszli i albo grali w szachy, albo w karty, albo się rozmawiało (...). Okna były pozasłaniane, normalna rozmowa była. Dzieci szły spać wcześniej, więc dłużej się tam siedziało jeszcze i rozmawiało w jednym miejscu, w kuchni przeważnie, bo się w kuchni gotowało i było ciepło, a w innych [pomieszczeniach] było zimno”, wspomina Stefan.I trzeba było zamknąć tylko dom, żeby nikt nie wszedł. I (…) cała rodzina wiedziała. Brat mój miał wtedy (…) pięć lat, ale wiedział. Nikomu nie wolno było na ten temat rozmawiać”.

Zagrożenie

Sytuacja skomplikowała się, gdy w Zaborowie rozlokował się oddział saperów, zabezpieczających odwrót oddziałów niemieckich. U Mików zamieszkało wtedykilku żołnierzy niemieckich, także w okolicy było ich pełno. Dalsze ukrywanie Żydów tuż pod  bokiem takich lokatorów stało się bardzo ryzykowne. Po naradzie z Mikami Józef i Mendel zdecydowali się opuścić na jakiś czas schronienie w stajni i ukrywać się na własną rękę. Był grudzień roku 1943. Stefan przypuszcza, że obaj pozostali we wsi, ale w innych, bezpieczniejszych lokalizacjach. Wrócili do Mików w maju 1944 roku i byli u nich do końca wojny.

Po wojnie

W styczniu 1945 roku żołnierze radzieccy wkroczyli do Zaborowa.

„Po wyzwoleniu Tider (..) mieszkał w Tarnowie przez krótki czas, nie wrócił do domu, bo się bał. Bo tam ktoś zamieszkał w tym domu, dzisiaj mówi się o tym, że nie ma antysemityzmu, ale mimo wszystko wtedy był, i po prostu jak ktoś zamieszkał w jego domu, to on nie chciał tam pójść, dlatego zamieszkał w Tarnowie, a później już wyjechał do Stanów Zjednoczonych”.Z Mikami nie kontaktował się.

„[Langdorfowie] po wojnie zeszli się, mieszkali tutaj [w Krakowie – przyp. red.] (...). Jak przyszedłem do Krakowa na studia, no to byłem bardzo często u nich... Tym bardziej, że zawsze mnie prosili tam do siebie na obiad – w każdą niedzielę po prostu byłem u nich. I już te kontakty z nimi utrzymały się (...)”.

To właśnie żona Józefa wystąpiła o przyznanie tytułu Sprawiedliwych wśród Narodów Świata rodzinie Mików.Dlaczego zwlekała z tym tak długo?„Stosunki pomiędzy Polską a Izraelem nie były za dobre”,wspomina Stefan. „Ponieważ ja pracowałem na dość wysokim stanowisku (…), więc nie chciałem ujawniać tego wszystkiego, bo po co ktoś tam ma mnie ruszać. I dopiero jak poszedłem na emeryturę, to wtedy żona tego uratowanego Żyda [Langdorfa] wystąpiła o medal Sprawiedliwych dla mnie. Po prostu w kontakcie ze mną była i ja sobie już na to mogłem pozwolić, i wtedy wystąpiła, i dostałem”.

Zapytany, czy odczuwał strach, wiedząc jak ryzykowne jest ukrywanie Żydów, Stefan odpowiada: „Bać to się można na początku, jak się decyzję podejmuje, a później się człowiek przyzwyczaja do tego i o tym baniu, o tej odpowiedzialności nikt nie myśli wtedy”.

Czy czuje w sobie gotowość do bezinteresownego bohaterstwa i teraz? „Kiedyś siostra moja (...) mówi tak: »Ja to się dziwię temu naszemu tatowi, że ukrywał – tak straszne było niebezpieczeństwo«. Ja mówię: »Słuchaj, no dobrze, jakbyś ty miała jakąś osobę, której grozi śmierć za nic, bo to nie jest ani przestępca, ani zbrodniarz, ani nic – nie ukryłabyś?«. Ona mówi »Nie wiem«. A ja mówię »A ja bym ukrył. Bez względu na to, czy grozi coś, czy nie grozi«”. 

Bibliografia

  • Kacprzyk Marta, Wywiad ze Stefanem Miką, Kraków 16.05.2009
  • Archiwum Zydowskiego Instytutu Historycznego, 349, 1858
  • Gutman Israel red. nacz., Księga Sprawiedliwych wśród Narodów Świata, Ratujący Żydów podczas Holocaustu