Rodzina Becków

powiększ mapę

„To ludzie, jakich się rzadko spotyka”. Historia rodziny Becków

W latach okupacji niemieckiej Walenty i Julia Beckowie oraz ich kilkunastoletnia córka Aleksandra, zwana Alą, udzielali pomocy Żydom w Żółkwi (powiat lwowski). Od listopada 1942 do lipca 1944 r. opiekowali się rodzinami Mehlmanów, Schwarzów i Patrontaschów – kilkunastoma osobami, które ukrywały się w niewielkim schronie, zbudowanym pod domem Mehlmanów. W tych trudnych warunkach ukrywająca się Klara Schwarz (po wojnie Clara Kramer) spisywała dziennik, w którym dokumentowała życie w kryjówce.

„Dwudziesty miesiąc ciążymy państwu Beckom. Od kilku miesięcy nawet nie płacimy za miesiąc. Tylko wpisuje się do książeczki, a ci ludzie zupełnie bezinteresownie narażają dla nas życie. [...] Obiecuję sobie, że jeżeli wyjdę [z kryjówki – red.], to przede wszystkiem będę się starała odwdzięczyć się trochę tym ludziom za to, co dla nas robią [...]. Majątków osobistych nie mam, biedna wychodzę jak mysz kościelna, ale mam młodość. Własną pracą, własnym wysiłkiem postaram się coś zrobić”, zapisała Klara Schwarz w swoim dzienniku tuż przed wyzwoleniem, 7 lipca 1944 roku.

Dwie okupacje, getto, wywózki. Sytuacja w Żółkwi podczas II wojny światowej

28 czerwca 1941 r. Niemcy wkroczyli do Żółkwi, wypierając Sowietów, którzy okupowali miasto od 1939 roku. Rozpoczęła się okupacja niemiecka, a wraz z nią brutalne represje w stosunku do społeczności żydowskiej

Żydzi, wraz z pogarszającą się sytuacją, usiłowali znaleźć możliwość ratunku, m.in. przez znalezienie bezpiecznego schronienia. Wśród osób poszukujących kryjówki były rodziny Mehlmanów, Schwarzów i Patrontaschów. Wspólnie podjęli oni decyzję o zbudowaniu schronu pod domem Mehlmanów przy ul. Lwowskiej, w którym mogliby ukryć się przed Niemcami w razie przymusowych wywózek z miasta. 

W czerwcu 1942 r., w przede dniu rozpoczęcia „akcji”, rozpoczęli kopanie schronu. Oprócz głównej kryjówki powstała jeszcze druga, określana jako schron „awaryjny”, umieszczona poniżej pierwszej i posiadająca osobne wejście. 

W tej to właśnie kryjówce Mehlmanowie, Schwarzowie i Patrontaschowie przeżyli „wielką akcję”, przeprowadzoną przez Niemców w Żółkwi w dniach 22–23 listopada 1942 roku. Zakończyła się ona wywiezieniem ponad 2,5 tysiąc Żydów znajdujących się w mieście do ośrodka zagłady w Bełżcu. Pozostali przy życiu Żydzi zostali zamknięci w getcie.

Szlachetny folksdojcz. Pomoc rodziny Becków dla Żydów podczas Zagłady

„Pan Beck jest człowiekiem z ludu, jest prosty, prymitywny, ale bardzo prawy”, pisała Klara Schwarz. „Przede wszystkiem stoi zawsze po stronie pokrzywdzonego. Jak sam twierdzi, jest antysemitą, ale dziś, gdy tak Żydów mordują, stoi po stronie pokrzywdzonego i dlatego nas przechowuje. Robi to tylko dlatego, że tak mu każe sumienie. Oprócz tego nie znosi p. Beck kłamstwa i kłamać nie umie. Nigdy plotek z miasta nie przynosi. […] Jeszcze jedną zaletę ma pan Beck, to, że się nie załamuje. Jest to dla nas najważniejsze. Inny człowiek dawno by się już załamał po tych przejściach, pan Beck zaś się trzyma i nas na duchu podtrzymuje”.

Gdy ukrywające się w domu Mehlmanów rodziny żydowskie usiłowały wyjść z bunkra, okazało się, że ich budynek znalazł się poza obszarem getta. W tej, jak się wydawało, beznadziejnej sytuacji, przyszedł im z pomocą Walenty Beck. Przed wojną jego żona, Julia Beckowa, pomagała Schwarzom w praniu i innych pracach domowych.

Początkowo Beck zaproponował udzielenie schronienia zaprzyjaźnionej z jego rodziną Klarze Patrontasch (matka Julii była mamką Klary), później zgodził się ukryć więcej osób. Ostatecznie wprowadził się do domu Mehlmanów ze swoją rodziną. 

Beck, korzystając z pozycji folksdojcza (niem. volksdeutsch), zdobył oficjalne pozwolenie na kwaterunek przy ul. Lwowskiej. W ten sposób stał się „przykrywką” dla Żydów ukrywających się pod podłogą domu od grudnia 1942 do lipca 1944 roku.

Kryjówka pod podłogą. Warunki życia Mehlmanów, Schwarzów i Patrontaschów w ukryciu

„Dnie są niemożliwie gorące. Trudno wytrzymać. Pomimo że chodzi się na wpół nago, pot leje się ze wszystkich. Każdy nosi się ze ściereczką do ścierania potu i kawałkiem tekturki do wachlowania. Kobiety chodzą w sukienkach tylko (nic więcej nie nosimy na ciele) i starają się je najwięcej wyciąć, no a mężczyźni w tych kalesonach wyglądają okropnie. Przy tym każdy prawie ma z potu wyprysk na ciele, który bardzo piecze. Korzystamy ze sposobności, gdy gasi się światło, żeby leżeć zupełnie nago. Daj Boże, żeby przyszły trochę chłodniejsze dnie, będzie trochę lżej wytrzymać”, zapisała Klara Schwarz, 21 września 1943 roku. 

Skład osób ukrywających się w schronie nie był stały, ale Beckowie niezmiennie ukrywali kilkanaście osób z rodzin Mehlmanów, Schwarzów i Patrontaschów, a później także małżeństwo Steckelów. W szczytowym momencie w kryjówce przebywało 18 osób. 

Kryjówka, choć bardzo ciasna i niewygodna (jej  wysokość wynosiła sto kilkadziesiąt centymetrów), posiadała zainstalowaną kuchenkę elektryczną i światło, wyposażona była w stół i prycze w dwóch oddzielonych od sobie pomieszczeniach. Jak podaje Anna Wylegała, badaczka dziennika i biografii Klary Schwarz, gdy w schronie przebywało najwięcej osób, na jednego ukrywającego się przypadało około 35 cm miejsca na pryczy. Powietrze dostawało się do środka przez maleńkie zakratowane okienko wychodzące na ogród. Nieczystości wynoszono w wiadrach do toalety, która znajdowała się w mieszkaniu na górze.

„[...] Podziwiam państwa Becków, że wytrzymują i jeszcze się do nas tak życzliwie odnoszą. Troszczą się, czy mamy powietrze, starają się, by jak najwięcej okna były otwarte”.

Ukrywający się Żydzi nie płacili za opiekę, a jedynie uiszczali opłaty za żywność, którą Beckowie kupowali. Źródłem dochodu były m.in. rzeczy osób ukrywających się, które sprzedawała Julia Beckowa. 

„Państwo Beckowie to ludzie, jakich się rzadko spotyka. Są dla nas bardzo uprzejmi. [...] Na Wigilię Bożego Narodzenia zostaliśmy wszyscy zaproszeni do góry na kolację. Było wesoło, kolędowaliśmy i zapomnieliśmy o naszych troskach. Wprawdzie raz musieliśmy uciekać, bo ktoś pukał, ale to nic, przyzwyczailiśmy się do tego. Na drugi dzień Bożego Narodzenia przyszedł z wizytą brat, bratowa i bratanek pana Becka. Przy kieliszku zwierzył się im pan Beck, że ma Żydów. Trudno, jeśli p. Beck ma do nich zaufanie, my też musimy im ufać”, relacjonowała Klara święta w roku 1942. 

Rok później tak opisała ten szczególny w kryjówce czas:

„Przed wieczorem wszyscy wręczyli p. Beckowi podarki i życzyli Wesołych Świąt. Potem p. Beck zszedł do nas z tacą pieczywa i wódki. Teraz dopiero zaczęła się wzruszająca scena. Zawołano p. Beckową, żeby z nami wypiła za pomyślność. Całowali się z nami i życzyliśmy sobie nawzajem jednego: oby już przyszło to, na co czekamy od roku. Każdy płakał, tak wzruszyła nas dobroć tych ludzi. Potem posłała p. Beckowa miskę pierogów i tradycyjną »kutię«. Teraz leżymy wszyscy na pryczach, syci pierwszy raz od wielu miesięcy”.

Polscy i ukraińscy sąsiedzi, niemiecka żandarmeria. Niebezpieczeństwa grożące Żydom

Codzienność osób ukrywających się i ich opiekunów obfitowała w trudne i niebezpieczne chwile. Szczególnie dramatyczna związana była z pojawieniem się w kryjówce osieroconych żydowskich dzieci – Zygmusia i Zosi Orlanderów, ciotecznego rodzeństwa Klary Schwarz. 

Mieszkańcy bunkra byli przerażeni gośćmi, którzy znaleźli się w kryjówce w środku dnia i łatwo mogli zostać zauważeni przez polskich i ukraińskich sąsiadów. Ukrywający się deliberowali, czy kryjówce grozi zdemaskowanie, czy dzieci nie należy odesłać.

„Sytuację uratowała szlachetność pana Becka. Oświadczył, że on dzieci nie wyda, co będzie, to będzie, tymczasem niech zejdą do schronu. Ach! Za ten jeden czyn powinien Pan Bóg wynagrodzić tego człowieka”.

Szczególnie dramatycznym zdarzeniem był pożar, który w kwietniu 1943 r. objął dom Mehlmanów. Choć ogień udało się ugasić, przerażona piętnastoletnia Mania Schwarz uciekła z kryjówki. Została złapana na ulicy i prawdopodobnie tego samego dnia zastrzelona przez niemieckiego żandarma. Nie zdradziła Niemcom dotychczasowego miejsca ukrywania.

Z kolei w styczniu 1944 r. w domu zakwaterowani zostali żołnierze Wehrmachtu, co przysporzyło Beckom dodatkowych trudności w opiece nad osobami ukrywającymi się. Innym razem żandarmi przeprowadzili w domu rewizję w wyniku plotek, że Beck ukrywa Żydów. Ze strachu przed dekonspiracją Beckowie kilkakrotnie żądali, by Żydzi opuścili kryjówkę, zmieniając zdanie w ostatniej chwili. Niebezpieczeństwo na dom sprowadzał również sam Beck:

„Pan Beck poszedł dziś do miasta. Oczekiwaliśmy, bo miał nam przynieść gazetę, ale nie przychodził. Ściemniało się już na dworze, gdy przyszła [jego] bratowa, a widząc, że p. Becka nie ma, zabrała ze sobą p. Beckową i poszły go szukać. 

Gdy tylko odeszły, usłyszeliśmy z dworu krzyki i śpiewy. To pan Beck przyszedł pijany i nie mogąc się dostać do domu, bo było zamknięte, wyrabiał na dworze. Wreszcie udało mu się otworzyć drzwi kuchni i z hałasem wszedł do domu. Poroztwierał wszystkie drzwi i okna, pozapalał światła i zaczął śpiewać. Razem z p. Beckiem wszedł niejaki Komarczewski, bo usłyszeliśmy głos jego, gdy upominał p. Becka, by zgasił światła lub pozamykał okna, bo zapłaci karę, ale p. Beck był przecież pijany i nie zważał na to. Cud, że nie zapukał do klapy w obecności Komarczewskiego, był przecież w pokoju nad nami. 

Wreszcie Komarczewski poszedł, co nas bardzo ucieszyło, a w chwilę potem nadeszła p. Beckowa z bratową i ułożyły p. Becka spać. [...] po pijanemu o nas nie wspomina, zupełnie jakby zapomniał o nas, jest to wielkie szczęście, bo inny człowiek po pijanemu wszystko wygada”.

Sytuacja całkowitej zależności osób ukrywających się od ich opiekunów rodziła konflikty. Jeden z nich został wywołany przez romans Walentego Becka i Klary Patrontasch, któremu dała odpór Julia Beckowa.

„Pan Beck nie chce puścić na radio, żąda 500 zł, ale nas niestety nie stać na to. Chcemy na każdy komunikat dać 5 zł, ale pan Beck nie chce się zgodzić. Trudno, może się udobrucha, bo p. Beck nie może być długo zły”.

Walenty Beck był człowiekiem pełnym sprzeczności – zdeklarowany antysemita, folksdojcz, osoba porywcza i borykająca się z chorobą alkoholową, podczas wojny wykazał się niezwykłą wrażliwością, odwagą i – jak podkreślał po wojnie ocalały z jego pomocą Zygmunt Orlander – prawdziwie chrześcijańskim miłosierdziem. Kiedy pół roku przed wyzwoleniem Żydom skończyły się pieniądze, Beck nie zażądał, by opuścili kryjówkę. 

Powojenne relacje między osobami ratującymi a ocalałymi, uhonorowanie tytułem Sprawiedliwych

23 lipca 1944 r. Żółkiew została wyzwolona przez Armię Czerwoną. Spośród 4,5 tysiąca żółkiewskich Żydów wojnę przeżyły 74 osoby. Osiemnaścioro z nich ocalało z pomocą rodziny Becków.

„Nikt nie przechował tyle Żydów, ile nasz wybawiciel”, mówił Zygmunt Orlander w wywiadzie dla projektu Polskie Korzenie w Izraelu (zbiory Muzeum POLIN). „Są grupki po kilka najwyżej osób. Nikt też nie wytrzymał tak jak p. Beck. Gdzie indziej, gdy żołnierze zajęli kwaterę, Żydzi musieli odejść, p. Beck nas trzymał, chociaż żołnierze byli. Ale nasz schron w stosunku do innych był komfortowy. Ludzie siedzieli w zbożach, w lasach, zimą i latem, i musieli starać się o żywność u chłopów, którzy ich wydawali”.

We wrześniu 1944 r. Beckowie jako volksdeutsche zostali aresztowani przez NKWD, a następnie uwięzieni we lwowskim więzieniu, w tzw. Brygidkach. Dopiero wstawiennictwo ocalałych Żydów oraz lektura pisanego w ukryciu dziennika Klary Schwarz sprawiły, że Beckowie zostali zwolnieni z aresztu.

Po wojnie Walenty Beck zamieszkał w Cieplicach (dziś to część Jeleniej Góry). Mehlmanowie, Schwarzowie i Patrontaschowie rozproszyli się po świecie, osiadając w Izraelu i Stanach Zjednoczonych. Do lat 50. XX wieku obie strony utrzymywały ze sobą regularny kontakt.

W latach 80. Klara Schwarz ponownie nawiązała kontakt z Aleksandrą Beck (po wojnie Zalewską), przyjeżdżając do Polski na ślub najstarszego syna „Ali”. Z kolei Zygmunt zaprosił ją z wnuczką do Izraela na śluby swoich synów. Obie rodziny kilkukrotnie odwiedziły razem rodzinną Żółkiew. Podczas jednej z tych wizyt wykonana została dokumentacja fotograficzna kryjówki (zobacz galerię zdjęć). Gdy w 1994 r. Aleksandra poważnie zachorowała, do Polski przyjechali Klara Schwarz i Zygmunt Orlander, by pożegnać się z nią przed śmiercią. Dla Zygmunta była to pierwsza wizyta w Polsce od zakończenia wojny.

19 września 1983 r. Instytut Yad Vashem uhonorował Walentego i Julię Becków oraz ich córkę Aleksandrę Zalewską tytułem Sprawiedliwych wśród Narodów Świata.

Dziękujemy rodzinie Clary Kramer za udostępnienie fotografii. Wyrazy podziękowania kierujemy również do Anny Wylegały i Jakuba Petelewicza z Centrum Badan nad Zagładą Żydów IFIS PAN.