Rodzina Nędzów

powiększ mapę
Zdjęć : 3

Wywiad z Jerzym Nędzą

Bliżyce

„Nazywam się Jerzy Nędza.  Urodziłem się w Bliżycach. To jest Śląsk. Województwo śląskie. Rodzina była moja bardzo duża. Liczyła dwanaście osób. Mieliśmy 40-hektarowe gospodarstwo”.

„To była duża wioska. 7 kilometrów długości. Około 120, 130 domów. Mieszkali Polacy różnej narodowości”.

Żydzi

„Też mieszkali. Było około 30 na stałe. Prowadzili sklepy spożywcze i usługowe”.

„Mieliśmy w sąsiednich wsiach, którzy handlowali końmi, krowami, bydłem. To były dobre stosunki, bo oni potrzebowali... handlowe stosunki. Wykupywali to bydło na potrzeby własne i na potrzeby ludności, bo ubijali to bydło”.

„No, różne były. W jednym miejscu były łagodne, w drugim miejscu były antagonistyczne. Dochodziło do zatargów na targowiskach bydłem, końmi. W ten sposób. I były bojówki przeciwko Żydom, na tle rasowym, a szczególnie z okresów świąt żydowskich i polskich. To były organizowane specjalne grupy antysemickie”.

Wojna

„9 września był wybuch. Pamiętam strzelaninę, najazd niemieckich czołgów, pamiętam dokładnie. Spotkałem jako młody człowiek czołgi niemieckie, te, które ostrzeliwały Lelów. Jechałem wtedy na rowerze i pamiętam dokładnie, że miało to miejsce. Kilka czołgów sterroryzowało miejscowość i po prostu... We wsi nie było nikogo, wszyscy pouciekali. (…) Były kontyngenty przymusowe, oddawania obowiązków, rolnicy musieli odwozić kloki z drewna i na tartaki. Na tartaki, do cięcia”.

„Wiązały się z tym zagarnięcia tych obywateli do obozów pracy, obozów pracy. I burmistrz gminy dawał listę, kto ma uczestniczyć w tych pracach przymusowych. Za tą czynność dostawali wódkę”.

Prześladowania

„Bardzo nieprzyjaźnie. Zabierali. Szczególnie zwracali uwagę, jak któryś uciekał, to strzelali do nich. Wykonywali wyroki. Gromadzili ich w takich większych ośrodkach jak w Żarkach, innych miastach. Myszkowie. I wywozili do większych skupisk, obozów. Robili tzw. getta. Każdy Żyd musiał być oznakowany. Jude. Wywozili, a szczególnie do tych okóp, do obowiązkowych dostaw. Że byli, musieli jeździć wozami konnymi, żeby wozić te kloki… Żydzi byli przymusowo zatrudniani”.

„Ogłosili Niemcy, ogłosili, jak się to nazywało? Arbeitsamt? Nie, przymusowy zbiór. I gdzieś ich powywozili, w kierunku Pilicy ich wywozili”.

Znajomi

„Znałem, bo jego ojciec handlował bydłem, to znaczy skupował bydło do uboju i prowadził ubój nielegalnie, na sprzedaż. (…) Tak, jego ojciec przychodził do mojego ojca i zakupował cielęta na żywność, na ubój. Ci Żydzi nie mieli żywności. I w ten sposób się zawiązała przyjaźń. Poznałem jego ojca, poznałem jego siostry, bo chodziły po mleko na wieś”.

„Oni byli z tego... z Dobrogoszczyc, obok wioski, która była koło Bliżyc. Dobrogoszczyce. No, taka wioska rolnicza. Tam mieszkało kilkanaście rodzin. Kilkanaście rodzin żydowskich oczywiście. Nie bywałem, bo mnie nie zapraszali, ale nieraz im tam ojciec posyłał pół worka mąki i bańkę mleka. To takie były tylko sporadyczne...”.

Bunkier

„Oni się tam w Dobrogoszczycach ukrywali, ale ponieważ groziło im wywiezienie, to prawdopodobnie dlatego wyjechali do tego lasu i tam zamieszkali. Był taki bunkier i zamieszkali w lesie. I dlatego chodzili i żywili się od tych pobliskich ludzi. Co im dali”.

„Przychodzili do Bliżyc i do Dobrogoszczyc. Po prostu prosili o żywność. Najczęściej przychodził ojciec, bo on był taki odporny. Mógł wziąć na swoje ramiona cielę zabite i zanieść. Silny był. 40, 30 lat”.

„Tak, nocami, wieczorem. Miał umówionych takich rzeźników i z nimi handlował. Wołowiną, cielęciną. Przeważnie cielęcinę brał. On nie tylko kupował, ale wymieniał. Przynosił materiały na ubrania, gotowe ubrania. Tak to się odbywało, handel wymienny”.

„Przez cały czas, do chwili ustabilizowania się. Nawet myśmy mu radzili, żeby zmienił miejsce zamieszkania, że tam jest niebezpiecznie, bo się interesowali nimi, tą grupą inni, nieprzyjaźni ludzie. A mieszkali, tak nie podając dokładnej daty, ze 3 lata”.

Getto

„Potem mieli obowiązek zgromadzić się i słyszałem, że poszli do Pilicy, miejscowości Pilica. Dlatego słyszałem, bo ojciec tego Żyda mówił mi, żeby mnie osobiście, żebym nosił listy do tej Pilicy. Jak oni tam siedzieli w takim zbiorowisku. Do ich rodziny. Nosiłem kilka razy. Resztę się bałem”.

„Tam było początkowo getto. (…) My mówiliśmy im, że to jest niebezpieczne miejsce i należy uciekać, ale oni mówili, że nie mają gdzie. Jak będą mieli miejsce, to znajdą sobie wykop i tam się przeniosą”.

„Część z nich prawdopodobnie zginęła. Ja nie widziałem ich pomordowanych. Przykro, ale nie mogę stwierdzić, bo nie widziałem. Zostali sprowokowani i wyłapani. Niemcy ich pojedynczo wyprowadzali z tych pieczar i rozstrzeliwali ich. Inaczej nie postępowali”.

Heniek

„Tego chłopca, mówił mi, ci sąsiedzi wysłali po szpadel, żeby wykopali tę pieczarę. Chcieli ją powiększyć. I jak poszedł po ten szpadel, tak nie przyszedł. Heniek to się wałęsał koło tych  miejscowości. Co on przeżył, to co…”.

„Ja go miałem jak brata. My razem żyli, płakali i co tylko robili. I jedli, i nie pili, bo nie było co. Ja go znalazłem na takim dużym obszarze, nazywa się Rasów. I on tam był. I szedłem wieczorem, i jak zwykle trochę zakasłałem czy coś i on też dał o sobie znać. I między krzakami się pokazał”.

„Ja go rozpoznałem. My się zbliżyli do siebie. Trudno to nazwać rozpoznaniem. To było straszne spotkanie. Ja go wziąłem do swojego do domu. Do tej wioski Bliżyce. Ale bałem się, bo on był podobny do Żyda, że go rozpoznają i go wykończą. Bo on był taki ciemny, rzęsy miał duże, poszarpany był”.

„Ja go ukrywałem, bo on był mi potrzebny, bo ja chodziłem do szkoły, do gimnazjum. I on był potrzebny, żeby pilnował krów. A ojciec miał dużo bydła. Sześć, siedem, dziesięć z cielątkami. I matka nam dawała sera i chleba”.

„Kilka miesięcy, bo my mieli trzy gospodarstwa i te krowy my przepędzali z jednego na drugie. I matka nam dawała tego chleba bochenek, dwa. I tak myśmy robili”.

Sąsiedzi

„Oni się domyślali. Bo jedno gospodarstwo było oddalone od drugiego o 3, 4 gospodarstwa. Oddalone było. I te siostry nam przynosiły nieraz mleka, sera, ale później to my się bali już”.

„Podejrzewali, że to Żyd, ale ja mówiłem, że to jest dziecko Warszawy i po Powstaniu może być u nas. To nas nie interesowało. Dzieliliśmy się chlebem. Więcej nie pamiętam”.

„Chłopaki go rozebrały i zbadali, czy jest Żydem. I zbadali, że jest obrzezany. Wtedy ja go pobiłem, Heńka. Jakiś ty był głupi, żeś ty się dał rozpoznać. Po co?”.

„Odszedł ode mnie, nie chciał być, strasznie płakał. Do tego młynarza. Zanim młyn się spalił. Bo ten młynarz miał konia. On się zakochał w tym koniu i wozili my siano. Ale to już było na wyzwoleniu. Akurat się skończyła wojna. Pytlewski".

Po wojnie

„Burmistrzem był. I on wydał jakieś polecenia, co to były ważne. (…) I nie mogli się sprzeciwiać. I ten burmistrz chciał, żeby on przystąpił do pierwszej komunii świętej. Burmistrz mu kupił buty nowe, że będzie chciał, żeby Heniek przyjął pierwszą komunię.

Ja pojechałem do szkoły do Szczekocin”.

„Heniek mi opowiadał, że jeden z Rosjan przyjechał do niego, chciał go zabrać i badał go, czy jest obrzezany. On pochodził z Piotrkowa, ale Trybunalskiego, ten żołnierz. Był w okrągłej czapce. I nie wiem, czy to jest prawda, czy nie. I Heniek mi opowiadał, że on uciekł od Pytlewskiego. Uciekł, uciekł z tego Piotrkowa Trybunalskiego, gdzie tam był obóz dla tych dzieci porzuconych, czy jak się tam nazywali”.

Rozłąka

„Szukałem go. Bo jak on poszedł do Piotrkowa, to ja straciłem z nim kontakt, nie mogłem go znaleźć. I on zmienił miejsce zamieszkania w Lelowie. I nie przyznał się, bo zakochał się w dziewczynie i nie chciał się przyznać. I ja go długo szukałem. Spotkaliśmy się, po nocy pobiliśmy się”.

„Pisałem list do Warszawy. Do tych dzieci porzuconych przez armię radziecką, czy jak to się nazywa. Początkowo mi nie odpisali. Napisałem taki ogromny list z prośbą, żeby mi podali jego nazwisko, czy imię. Początkowo długo nie było, ze dwa lata, ze trzy. I napadłem na ślad, że ten Heniek się obracał koło Sczekocin. Nie mogłem wyobrazić sobie, jak on mógł mnie zdradzić”.

„W 94 roku. Nie mogłem mu tego darować. (…) On mnie znalazł, faktycznie. On mnie znalazł. Tylko był w Izraelu. Ja mu nie mogłem darować tego. On mi opisywał, jak tam jest w Izraelu, że służył w armii, że na czołgach służył. Nie mogłem darować”.

„Miałem straszne nieprzyjemności. Jedno, że się przyznałem, że pomagałem Żydom. Moja rodzina była prześladowana. (…) Mścili się nade mną. Uważali mnie za Żyda. To było największą ujmą dla mnie. Miałem dwanaście braci i sióstr. Rodzina mnie nie chciała znać. Nie będę mówił o nich. Bo się szalenie znęcali nade mną”.

Bibliografia

  • Krzysztof Banach, Wywiad z Jerzym Nędzą, Myszków 4.11.2010