W latach okupacji niemieckiej Stanisława Bussoldowa udzielała pomocy Żydom zamkniętym za murami getta warszawskiego, współpracując z Ireną Sendlerową. Dostarczała potrzebującym kartki na żywność, wyprowadzała Żydów na tzw. aryjską stronę, odbierała porody Żydówek ukrywających się w okupowanej Warszawie. W 1942 r. do prowadzonego przez Bussoldową tzw. pogotowia opiekuńczego dla żydowskich dzieci, trafiła kilkumiesięczna dziewczynka wyniesiona z getta – Elżunia. Dziecko zostało u Bussoldowej na stałe.
„Opowiadali mi ludzie, których mama wyprowadzała z getta, że zawsze szła razem z nimi. Nigdy przed ani po. Robiła tak, żeby dodać im otuchy, żeby było im łatwiej”, mówi Elżbieta Ficowska w wywiadzie dla Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN.
Pomoc dla Żydówek. Współpraca z Sendlerową
Podczas okupacji niemieckiej Stanisława Bussoldowa pracowała jako felczerka i położna w ośrodku zdrowia przy ul. Działdowskiej w Warszawie, gdzie organizowano pomoc finansową dla Żydów zamkniętych za murami getta warszawskiego.
Współpracowała także z Ireną Sendlerową – dostarczała do getta kartki na żywność by pomóc potrzebującym, wyprowadzała na tzw. aryjską stronę ludzi szukających bezpiecznego schronienia, odbierała porody Żydówek ukrywających się w okupowanej Warszawie.
W swoim mieszkaniu przy ul. Kałuszyńskiej 5 na Kamionku prowadziła tzw. pogotowie opiekuńcze dla żydowskich dzieci. Przygotowywała je do przekazania w bezpieczne miejsca, wyrabiała fałszywe dokumenty tożsamości, uczyła na pamięć chrześcijańskich modlitw.
Ratunek z getta. Ocalenie Elżuni
„Nigdy nie widziałam ani zdjęcia mojej matki, ani mojego ojca. Nikogo. Wszystko przepadło w getcie. Moją metryką jest srebrna łyżeczka”, mówi Elżbieta Ficowska.
Urodziła się w getcie warszawskim. Jej matka, Henia Koppel, by ratować dziecko, zdecydowała się przekazać córkę na tzw. aryjską stronę. Sześciomiesięczne niemowlę uśpiono przy pomocy leku i wywieziono w drewnianej skrzynce ukrytej wśród cegieł. W skrzynce była także srebrna łyżeczka, a na niej wygrawerowane imię i data urodzenia:
„Elżunia, 5 I 1942”.
Dziecko wywiózł pasierb Stanisławy Bussoldowej, Paweł Bussold, który miał przepustkę do getta. Elżbieta miała trafić do pewnej kobiety, ale ta zachorowała na gruźlicę. Bussoldowa, choć nie miała tego w planach, na dobre zaopiekowała się Elżunią. Na co dzień dziewczynką zajmowała się jednak niania – Janina Peciak. Odbierała telefony od matki dziecka z getta i przystawiała słuchawkę do gaworzącej małej. Ostatni raz taka rozmowa odbyła się w październiku 1942 roku.
Henia Koppel zginęła 3 listopada 1943 r. w obozie pracy przymusowej w Poniatowej. Ojciec Elżuni, Josel, zginął podczas tzw. akcji likwidacyjnej getta warszawskiego latem 1942 r. – został zastrzelony na Umschlagplatzu w chwili, gdy odmówił wejścia do wagonu.
Czekolada i tajemnica. Dzieciństwo Elżbiety
Dzieciństwo dziewczynki upłynęło w komfortowych warunkach.
„Mama miała dwoje rodzonych dzieci, już dorosłych, miały około 40 lat, i się nimi nie zajmowała. Wszystkie uczucia macierzyńskie i być może babcine dostałam ja. […] Po wojnie bardzo dobrze zarabiała i wszystko było dla jej ukochanego dziecka. […] Pamiętam czekoladę w dużych blokach, kakao, delikatesy na półce. Moja niania ukochana, która też chciała dla mnie wszystkiego co najlepsze, a uważała, że czekolada to jest właśnie to, karmiła mnie tą czekoladą. Mówiła: zjedz to urośniesz, po czym stawiała mnie przy framudze drzwi i robiła kreskę”.
Stanisława Bussoldowa, w poczuciu troski o dziecko, przed długi czas nie dopuszczała, aby Elżbieta dowiedziała się o swoim żydowskim pochodzeniu.
„Miałam 6 miesięcy, kiedy wyrwano mnie z korzeniami z mojego żydowskiego środowiska. Wychowałam się w domu bardzo katolickim, mama do kościoła nie chodziła w każdą niedzielę, ale pilnowała, żebym chodziła na mszę dla dzieci”.
W czasie wojny ukrywana przed Niemcami, także po wojnie Elżbieta została ukryta – przed organizacjami żydowskimi, pragnącymi odzyskać ocalone dzieci.
„Kiedy miałam około 5 lat, przyjeżdżali Żydzi z Izraela i ze Stanów [Zjednoczonych], żeby odbierać dzieci, które zostały uratowane. Pytali o mnie sklepikarza. Powiedziałam o tym mamie. Ona się zdenerwowała i cały sztab ciotek przyszywanych, koleżanek, w tym Irena Sendlerowa, zaczął do nas przyjeżdżać. Byłam pilnowana. Nie mogłam wyjść na podwórko, żeby się bawić z dziećmi”.
Oswajanie tabu. Tożsamość żydowska
Elżbieta miała siedemnaście lat, gdy dowiedziała się, że jest Żydówką. Pytanie koleżanki ze szkoły i niejasne wspomnienia dały jej do myślenia o pochodzeniu.
„To było tabu. O Żydach się absolutnie nie mówiło. Nie pamiętam, żebym w szkole się o nich uczyła. Poszłam do wychowawcy polonisty i zapytałam: »Panie profesorze, czy może mi pan powiedzieć, kim są Żydzi?«. Wziął mnie do biblioteki, dwie godziny ze mną rozmawiał. Opowiadał o Żydach, o wojnie. Nie zadawał żadnych pytań. Powoli, powoli jakoś się z tym oswajałam”.
W domu buntowała się. Po jednej z kłótni, uciekła.
„Ciągle coś robiłam nie tak i mama wściekła pewnego razu mówi: »Wszystko zawsze musisz zrobić na odwrót. Taki masz żydowski charakter«. Uciekłam z domu nie z powodu żydowskiego charakteru, tylko dlatego, że poczułam jakby ona się ode mnie odcięła”.
Twoje matki obie. Poeta Jerzy Ficowski
Elżbieta szukała informacji o żydowskiej rodzinie. Wróciła do tematu za sprawą męża, poety Jerzego Ficowskiego. „Był zafascynowany moją historią. Napisał słynny wiersz Twoje matki obie poświęcony mnie i moim matkom”:
„[…] To twoje matki obie
nauczyły cię
tak nie dziwić się wcale
kiedy mówisz
J e s t e m”
28 kwietnia 1970 r. Instytut Yad Vashem w Jerozolimie uhonorował pośmiertnie Stanisławę Bussoldową tytułem Sprawiedliwej wśród Narodów Świata.
W latach 2002–2006 Elżbieta Ficowska pełniła funkcję przewodniczącej Stowarzyszenia „Dzieci Holocaustu” w Polsce. W 2015 r. przekazała kopię swojej srebrnej łyżeczki z getta warszawskiego do kolekcji Muzeum POLIN (zob. galerię zdjęć na górze strony ↑).