Z powodu wyroku śmierci za handel mięsem Anna Krupa-Roszkowska i jej syn Paweł uciekli z rodzinnych Pionek do podradomskiej wsi Jedlnia-Letnisko. Zamieszkali w gospodarstwie Aleksandra Błasiaka. W 1941 r. Błasiak przyprowadził do nich Józefa Kona, prosząc o schronienie dla żydowskiego uciekiniera.
Wkrótce mama Pawła pojechała do Tomaszowa Mazowieckiego po rodzinę ukrywanego. Konowie byli zamożni, przez całą wojnę płacili na swoje utrzymanie. Janina Kon nie była Żydówką, sam Kon dwa lata przed wojną przeszedł na katolicyzm. Dla Niemców nie miało to znaczenia. On dwa i pół roku spędził w maleńkim schowku na poddaszu. Żona z córkami mieszkały na parterze domu, oficjalnie. Ukrywający hołdowali zasadzie: im mniej osób wie, tym lepiej.
Paweł Roszkowski wspominał:
„Mieliśmy podwójne krycie. Przed Niemcami, a po drugie przed wścibskimi Polakami. Chociaż nie posądzaliśmy sąsiadów, ale to była taka sprawa: dostał kilka razów i śpiewał jak z nut. Każda łapanka, to zawsze myślałem właśnie o tym: »A jak złapią mnie? Jak nie wytrzymam?« ”.
Kon, mimo astmy, palił. Gdy w domu stacjonowali Niemcy, a ukrywany dostawał ataku choroby, wszyscy domownicy symulowali kaszel.
Po wojnie Konowie wrócili do Tomaszowa. Maria Kon prowadziła w rodzinnym miasteczku sklep, który przejęła po ojcu. Krystyna Kon pracuje naukowo na Uniwersytecie w Opolu. Paweł Roszkowski 53 lata mieszkał w krakowskiej Nowej Hucie, ponad 20 lat pracował w budownictwie. Na emeryturze wygłaszał w szkołach prelekcje o zagładzie.
Kilka tygodni przed śmiercią mówił:
„Ubolewam, że w liceach i gimnazjach mało mówi się o Holokauście. Prawie, że nic. Mówię to z doświadczenia. Ja opowiadam, co mi przekazała mama: nie można mieć dwóch obliczy, że tu jest Żyd, a tu Polak. Jednakowo, to jest człowiek i to jest człowiek”
Zmarł w maju 2009 r.