Rodzina Zygadlewiczów

powiększ mapę

Historia Kazimierza i Marianny Zygadlewiczów

Kazimierz i Marianna Zygadlewiczowie od urodzenia mieszkali w Bodzentynie (obecnie woj. świętokrzyskie) – miasteczku, w którym 1/3 mieszkańców stanowili Żydzi. Kazimierz – syn stolarza – był czeladnikiem stolarskim, ale pracował w hucie w Starachowicach. Służąc w wojsku, ukończył szkołę podoficerską w Przemyślu. Marianna była krawcową, zajmowała się gospodarstwem domowym. Kazimierz i Marianna wzięli ślub w czerwcu 1940 r. i zamieszkali u rodziców Marianny. W styczniu 1942 r. urodziła im się córka Wiesława.

W grudniu 1939 r. do Bodzentyna sprowadziła się żydowska rodzina Rubinowiczów, która w strachu przed wojną opuściła Łódź. Róża i Nachman – żyjący pod zmienionym imieniem Józef –  wraz z córeczką Elżbietą zamieszkali w domu wynajętym od rodziców Marianny Zygadlewicz. Polską rodzinę znali jeszcze z czasów przedwojennych – Róża urodziła się i wychowała w Bodzentynie, Kazimierz był jej szkolnym kolegą.

Rubinowiczowie prowadzili tam w miarę spokojne życie. Gdy jednak wiosną 1942 r. po okolicy zaczęły krążyć pogłoski o działaniach nazistów zmierzających do eksterminacji Żydów, Rubinowiczowie postanowili zmienić miejsce pobytu. Kazimierz Zygadlewicz pomógł im wtedy w zdobyciu fałszywych dokumentów, dzięki którym mogli poruszać się po kraju. Opuszczając Bodzentyn, rodzina rozdzieliła się – matka z córką pojechały do Warszawy, Józef – do Sandomierza. Od tego czasu Kazimierz pośredniczył w przekazywaniu korespondencji między małżonkami.

Dom wynajmowany wcześniej Rubinowiczom odziedziczyła Marianna. Po ich wyjeździe zamieszkała w nim ze swoim mężem i córką. Kazimierz zbudował w podwórku warsztat stolarski i szopę na deski. Stolarstwo stało się głównym źródłem utrzymania rodziny.

1 czerwca 1943 r. przydomowa szopa była kryjówką Kazimierza i jego kuzyna Zygmunta. Tego dnia, podczas pacyfikacji miasta, wojska niemieckie spędziły na rynek część ludności bodzentyńskiej i rozstrzelały 39 osób. Wśród zabitych byli dwaj bracia Kazimierza – Bolesław i Bonifacy, a także szwagier Tadeusz. Kazimierz i Zygmunt schowali się w szopie za deskami, dzięki czemu uniknęli śmierci.

Józef Rubinowicz zatrudnił się w stoczni w Sandomierzu, gdzie pracował przez parę miesięcy. W czerwcu 1943 r. został aresztowany i wtrącony do więzienia. Po miesiącu udało mu się zbiec. Niemieccy żołnierze szukali go nawet w domu Zygadlewiczów. Szans na przeżycie Józef postanowił szukać w swym poprzednim otoczeniu – w Bodzentynie. Po długiej wędrówce dotarł na miejsce i ukrył się w lasach świętokrzyskich na Miejskiej Górze. Pewnego dnia natknęła się na niego mieszkanka Bodzentyna, która poinformowała o tym Kazimierza. Wiedziała, że mężczyźni dobrze się znają.

Wieczorem Kazimierz wyszedł na podwórko i w ciemności usłyszał szept: „Kazik, pomóż mi”. Początkowo Józef ukrywał się w polu, a Kazimierz regularnie dostarczał mu jedzenie. Marianna nic nie wiedziała o udzielanej pomocy, była wówczas w ciąży. Mąż opowiedział jej o wszystkim dopiero w chwili, gdy postanowił przyjąć zbiega do domu. Józef był chory i wycieńczony, bardzo wolno dochodził do zdrowia. Najpierw przebywał na strychu, później w kryjówce zrobionej przez Kazimierza w przestrzeni między ścianami domu i stolarni. Szczelina była wystarczająco duża, by mógł się tam położyć. Wejście do niej odpowiednio zamaskowano.

Kazimierz Zygadlewicz prowadził warsztat stolarski, w związku z czym dom często odwiedzany był przez klientów. Nikt jednak nie dowiedział się o ukrywanym, nawet bliska rodzina mieszkająca w tym samym mieście. Mimo zagrożenia, Józef wykazywał sporą aktywność. Przekazał Kazimierzowi wiedzę na temat wyrobu mydła i zainicjował wspólną domową produkcję. Sprzedaż mydeł znacznie poprawiła sytuację finansową rodziny, która w lutym 1944 r. powiększyła się o kolejne dziecko.

Józef dotrwał u Zygadlewiczów do końca wojny. Ich dom opuścił nocą, by fakt ukrywania nie wyszedł na jaw. Następnie przedostał się do Warszawy, gdzie udało mu się odnaleźć żonę i córkę. Córka – pod zmienionym imieniem Kazimiera – przez czas okupacji wychowywała się w polskim domu, żona – na aryjskich papierach – pracowała w pralni. Wkrótce wszyscy troje przenieśli się do Łodzi. Do przeprowadzki nakłonili także Zygadlewiczów. Kazimierz, Józef oraz jego brat Mieczysław wznowili tam produkcję mydła – wznowili działalność fabryki „Lotnik”, założonej przed wojną przez dziadka Józefa, Jakuba Rubinowicza. 

W listopadzie 1945 r. rodzinę Rubinowiczów spotkała tragedia. Wychodząca z mieszkania Róża zobaczyła dwóch zamaskowanych mężczyzn, dopytywali się o Józefa. Wystraszona, zaczęła krzyczeć. Mężczyźni zastrzelili ją. Przeszli nad jej ciałem i wkroczyli do mieszkania. W pokoju zobaczyli córkę, która usłyszawszy strzały zaczęła głośno się modlić – tak nauczono ją podczas wojny. Słysząc modlitwę dziecka, zabójcy uznali, że się pomylili i zamiast Żydówki zabili Polkę. Natychmiast uciekli. Najprawdopodobniej byli to członkowie nacjonalistycznej organizacji Narodowych Sił Zbrojnych. Po tym tragicznym zdarzeniu Marianna Zygadlewicz otoczyła małą Kazimierę opieką.

Niedługo po tragedii Józef Rubinowicz przeniósł się do Wałbrzycha, gdzie wraz z Mieczysławem założył fabrykę mydła „Rapid". W biurze fabryki poznał warszawiankę – Zofię i ponownie się ożenił. Na skutek polityki państwa wspólnicy musieli jednak zamknąć obie fabryki. Józef z żoną przeprowadził się do Łodzi. W 1952 r. urodziła im się córka Ewa. Przyjaźń Józefa i Kazimierza trwała nadal.

W 1957 r. Rubinowiczowie wyjechali do Izraela. Rodziny utrzymywały kontakt do wybuchu wojny izraelsko-palestyńskiej (w 1967 r. Polska zerwała z Izraelem stosunki dyplomatyczne). Odnowiły go w latach 80. W 1984 r., dzięki staraniom Rubinowiczów, Zygadlewiczowie zostali odznaczeni tytułem Sprawiedliwych wśród Narodów Świata. Przyznanie medalu było dla Marianny niespodziewane. Jej mąż Kazimierz nie żył już wtedy od 15 lat.

Niedługo po odznaczeniu Zofia, żona Józefa, odwiedziła Mariannę. Kilka lat później, w 1989 r., Józef (wraz z żoną) przyjechał do Polski, by „ucałować ręce swojej wybawicielki”. Aż do swojej śmierci przesyłał Mariannie życzenia świąteczne. Córki Zygadlewiczów i Rubinowiczów utrzymują kontakty – korespondują ze sobą i w miarę możliwości odwiedzają się.