„Mieszkaliśmy na Twardej w Warszawie. Rodzice, brat i ja. W mieszkaniu było wszystko: konspiracja, komplety gimnazjalne, ćwiczyła podchorążówka AK, łączniczki przynosiły paki bibuły.
W marcu 1942 Zofia Kossak-Szczucka poprosiła, by ukryć dwie Żydówki: Różę Feldman z dziewięcioletnią córką Janką, uciekinierki z getta w Krakowie. Dostały fałszywe metryki z Wilna na nazwisko Kwiatkowskie. Były wycieńczone, miały gruźlicę.
Mama umieściła panią Różę w szpitalu Dzieciątka Jezus, a Jankę w sanatorium dziecięcym w Otwocku. Stan pani Feldman był ciężki, po kilku miesiącach umarła.
Mama przyrzekła jej, że zaopiekuje się Janką.
Dostała od niej adresy jej braci. Jeden mieszkał w USA, drugi w Izraelu. Mieli pomóc w wykształceniu dziecka po wojnie.
Jeździłyśmy do Janki co tydzień do Otwocka, wożąc jedzenie i słodycze. Po kilku miesiącach wróciła do domu. Znajomym się powiedziało, że to dziecko uratowane z Zamojszczyzny. W naszym domu nawet cieć konspirował i wszyscy kryli się nawzajem. Janka traktowała mnie jak starszą siostrę. Uczyłam ją czytania i rachunków, tata – angielskiego“.
W powstaniu przeszły razem szlak bojowy batalionu „Odwet”. Mama była komendantką plutonu kobiecego. 8 października wyszły z ruin Warszawy.
Do Warszawy wszyscy wrócili w 1946. Janka ukończyła anglistykę na UW.
„Jesteśmy jedną rodziną“.