Na teren dzisiejszej Ukrainy w 1941 r. wkroczyli Niemcy. Żydów zamykali w gettach. Gitł i Meir Weissowie z trójką dzieci szybko uciekli z dzielnicy zamkniętej w rodzinnym Borysławiu, by rozpocząć wieloletnią wędrówkę przez kolejne miejsca ukrycia. Jeden z pogromów, dokonywanych przez Ukraińców podjuszczonych przez okupanta, przeżyli schowani w stajni, stodole i kapliczce Anny Góralowej. 8 miesięcy spędzili za ścianą własnego domu, ukrywani i karmieni przez Julię Lasotową, która zamieszkała w nim po wysiedleniu Żydów do gett. Schowek miał niecały metr szerokości. Kolejne dwa lata przebywali w piwnicy dziecięcej ochronki. W wilgoci i zimnie. Na czworakach, bo strop był nisko. Milcząc, bo na górze byli ludzie.
Szewach Weiss, jeden z ukrywanych, w latach 2000 -2003 ambasador Izraela w Polsce, wspomina:
„Dzieciaki; Ukraińcy, Polacy. Tańczyli, a ja sobie przypomniałem, że byłem wśród nich kilka miesięcy wcześniej”.
Przez cały okres ukrywania pomagała Weissom rodzina Potężnych, przedwojenni sąsiedzi. Podczas jednego z pogromów Potężni ukryli Weissów we własnym domu, dzieci schowali pod pierzyną i pod łóżkiem.
Gdy Weissowie znaleźli się w podziemiach ochronki, nastoletni Tadeusz Potężny przez piwniczne okienko przynosił im jedzenie, wynosił nieczystości.
Opowiada:
„Jak wyszli na podwórko, to wyglądali jak cienie, a nie ludzie, słaniali się z osłabienia. Straszne to zrobiło na mnie wrażenie”.
Weissowie i trójka ich dzieci przeżyli.