Jan i Stefania Cieśliccy mieszkali w Stryju, przy ul. Kolejowej. Jan pracował jako stolarz, a Stefania prowadziła dom i zajmowała się dwojgiem dzieci. Jan poznał Samuela (Szmuela) Brennera (1909-1943?) przy pracy i zgodził się zaopiekować jego jedynym dzieckiem Gideonem, urodzonym w czerwcu 1941 roku. Żona Jana – Stefania – zgodziła się przygarnąć chłopca. „Miałam wtedy swoje dwoje dzieci i to trzecie chętnie wzięłam. Zdawałam sobie dobrze sprawę z tego, co mogło mnie i całą rodzinę czekać, gdyby nas ktoś wydał. Ale skoro zdecydowałam się na ten krok, chciałam by dziecku nic się nie stało, a kiedyś oddać je rodzicom. Gideon miał wtedy półtora roku, był nazywany przez nas Genio, nikt o tym nie wiedział, mówiliśmy wszystkim, że to jest nasze dziecko”.
Na krótko przed całkowitą likwidacją getta w Stryju, które miało miejsce 22 sierpnia 1943 r., Samuel pozostawił Cieślickim list adresowany do swojego brata Eliezera w Palestynie. W liście datowanym na 7 marca 1943 r. donosił o śmierci matki, Heleny Brenner (z domu Kron), i prosił o opiekę nad Gideonem po zakończeniu wojny: „odchodząc chcę być spokojny, że zajmiesz się synem moim i sam wychowasz go na uczciwego i produktywnego Żyda, by mógł służyć Ojczyźnie naszej, której sam już nie ujrzę. Nie dopuścisz nigdy, by jedyny skarb, jaki posiadam odczuł, że nie posiada rodziców”. Prosił również brata o wynagrodzenie „tych porządnych i uczciwych ludzi, którzy w momencie naszej największej tragedii, dziecko nasze – jakkolwiek za wynagrodzeniem, niemniej jednak z narażeniem własnego życia – do siebie przygarnęli”. Wiosną 1945 r. Cieśliccy oddali dziecko „Panu Majerowi” – człowiekowi, który przedstawił się jako jego krewny, a który był prawdopodobnie przedstawicielem Koordynacji Syjonistycznej, dając opiekunom „listy, które świadczyły, że jest to ktoś z rodziny”. Stefania znalazła się wtedy w trudnej sytuacji: „Ponieważ mąż mój był już wtedy bardzo chory, nie pracował, byliśmy w biedzie i dziecko oddałam, mając nadzieję, że Genio będzie miał lepiej niż u nas”. Gideon wyjechał do Izraela, gdzie ukończył studia i pracował jako weterynarz.
Stefania zamieszkała w Przemyślu. Po latach chciała wyjaśnić, co stało się z dzieckiem, które uratowała: „Do dzisiaj nie wiem, jak dalej potoczyły się losy tego dziecka, a bardzo chciałabym wiedzieć, bo jestem już osobą starszą i nie wiem, czy kiedyś się tego doczekam”.
W 1991 r. Instytut Yad Vashem nadał Stefanii i Janowi Cieślickim tytuł Sprawiedliwych wśród Narodów Świata.