Podczas II wojny światowej Szymon Fołta, jego żona Maria z Homów i dzieci, Antoni, Władysław i Aleksandra, mieszkali w Jankowicach (woj. podkarpackie), gdzie prowadzili duże gospodarstwo rolne z pomocą zamężnych córek. Od 1942 r. udzielali schronienia żydowskim sąsiadom. Po dwóch latach Niemcy przeprowadzili rewizję w domu Fołtów z pomocą mieszkańców wsi.
Żydowscy sąsiedzi Fołtów zajmowali się przed wojną rolą, handlem i produkcją mydła. Prawdopodobnie w 1942 r. zwrócili się o pomoc do Szymona i Marii Fołtów. Ich córka Aleksandra Sawa wspominała w wywiadzie dla Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN:
My ich wzięliśmy, bo oni tak prosili. Najpierw przyszedł jeden. Mama powiedziała, gdzie mogą być i on tam kryjówkę sobie zrobił. W domu nie można było. To było bardzo niebezpieczne, żeby byli w domu.
W domu Fołtów schronienie znaleźli Nesia, jej mąż, 7-letnia córka Mila oraz siostra Regina. Czasami w gospodarstwie nocował także brat Nesi. Kryjówkę urządzono w słomie w stajni, do której przyniesiono pierzyny, poduszki i naczynia. Maria prała ubrania ukrywających się i zanosiła im jedzenie ukryte w wiadrze dla świń:
Niedaleko przy tej kryjówce była drabina, którą mama pukała, aby wyszli i brali sobie jedzenie [...] Ja od czasu do czasu chodziła do nich […] trochę im poopowiadałam co tam we wsi słychać, poplotkowałam. My byliśmy zżyci jak rodzina.
Razem z rodziną Nesi ukrywała się także znajoma Marii, zwana Doncią. Początkowo przebywała w domu Fołtów: „Jak ktoś przyszedł, to ona chowała się za szafę. Ta szafa tak na ukos była postawiona w pokoju” – opowiadała Aleksandra. Po pewnym czasie, ze względów bezpieczeństwa, Doncia przeniosła się do stajni.
Rewizja Niemców
Sąsiedzi, znajomi, a nawet zamężne córki gospodarzy nie wiedzieli, że Fołtowie ukrywają Żydów. W ciągu dnia ukrywani nie mogli opuszczać kryjówki: „Cieszyliśmy się, że oni żyją. Byliśmy ostrożni, ale prawdopodobnie ktoś poskarżył, ktoś podpatrzył”.
25 maja 1944 r. Niemcy przyszli przeszukać gospodarstwo. Aleksandra Sawa podkreślała, że nie wie, czy kierowali się donosem, czy był to przypadek: „Jak żeśmy widzieli, że idą przeszukiwać, to myśmy już przeczuwali, wiedzieliśmy do czego to dąży”. Maria Fołta i jej dzieci ukryli się w dojrzewającym zbożu. Szymon został, by oprowadzić Niemców po gospodarstwie:
Zawołali chłopów ze wsi z widłami, żeby słomę rozgarnąć. Bo czuli, że w tej słomie ktoś jest. I zaczęli stamtąd wyciągać Żydów, tych biedaków. Wcześniej ktoś strzelił w tę słomę. A jak strzelił, to oni zaczęli jęczeć. Już wiedzieli, że ktoś tam jest.
Przeżył jedynie brat Nesi, który w czasie rewizji przebywał w innym miejscu. Kiedy Niemcy kazali Szymonowi przynieść łopatę do zakopania ciał, zaczął biec: „Tak strasznie uciekał. Strzelili do niego i zabili go. Może, gdyby prędzej zdecydował się na ucieczkę, to może by mu się udało” – zastanawia się jego córka.
To był straszny cios. Dwa miesiące przed końcem wojny. Udałoby się tylu ludzi uratować.
Po rewizji Maria Fołta i jej trójka dzieci ukrywali się w różnych miejscach. Do swojego domu wrócili dopiero po wyzwoleniu. W następnych miesiącach Aleksandra wyjechała do swojej siostry, która mieszkała w Bielsku-Białej. Ciała zamordowanych Żydów zostały po wojnie przeniesione na cmentarz żydowski w Jarosławiu.
„Czasem modliłam się za nich i nie wiedziałam jak. Czy po katolicku? Po żydowsku nie umiem, bo skąd?” – dodaje.
Zobacz relację Aleksandry Sawy
Fragmenty wywiadu z Aleksandrą Sawą przeprowadzonego przez Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN w Bielsku-Białej, 22.05.2009 r.: