"Tak bardzo współczułam tym, którym groziła śmierć tylko za to, że byli Żydami”– opowiada pani Zofia, która w czasie wojny mieszkała wraz z rodzicami w Przemyślu i dorastała w polsko- żydowskim środowisku. W czasie wojny niespełna dwudziestoletnia kobieta wszystkie swoje siły zaangażowała w ratowanie prześladowanych. Komperdowie byli od wielu lat zaprzyjaźnieni z żydowską rodziną Meisterów, której w 1942 r. zaczęło grozić przesiedlenie do getta.
Pani Zofia ukryła na wsi u swojej ciotki szkolną koleżankę Łucję, najmłodszą córką państwa Meisterów. Dla jej brata, Tolka, cudem zdobyła aryjskie dokumenty na nazwisko Władysław Jach. Tolek przeżył wojnę dzięki temu, że ojciec pani Zofii zatrudnił go w swoim przedsiębiorstwie. Chłopak został w Polsce i do dziś utrzymuje kontakt z Zofią, zachował również okupacyjne nazwisko Jach.
Los sprawił, że Zofii udało się uratować również dwie żydowskie dziewczynki, znalezione na ulicach Przemyśla, które następnie przekazała w ręce dobrych ludzi. Pani Zofia jest niezwykle skromna i nie czuję się bohaterką. „Miałam wtedy 19 lat i wiarę w to, że wszystko musi się udać”– mówi dzisiaj, dodając, że po prostu nie mogła postąpić inaczej.