Franciszek Markowski, jego żona Stefania oraz dzieci – Stanisław, Antoni i Stefania, mieszkali w Chrząstowie (woj. podkarpackie, pow. mielecki), gdzie prowadzili gospodarstwo rolne.
Na przełomie 1943 i 1944 roku brat Stefanii, Marcin Walas, poprosił Markowskich o ukrycie w ich domu żydowskiego małżeństwa, Marka i Friedy Verstandigów z Mielca. Przed wojną w mieście tym mieszkało wielu Żydów.
„Do kryjówki wchodziło się przez strych. Odgarniano słomę i otwierano klapę do komórki na dole. Jej powierzchnia była niewielka, mniej więcej dwa metry na dwa, ale pozwalała na swobodne wyprostowanie się” – opisuje Stanisław Markowski.
Przygotowaniem pożywienia, praniem i szykowaniem pościeli dla ukrywanych zajmowała się Stefania.
„Przynosili nam polskie gazety, a także książki, które znaleźli na ulicach Mielca po deportacji Żydów. Jedliśmy to samo co oni – ziemniaki i zupę ziemniaczaną. Raz w tygodniu mięso. Piliśmy cytrynową herbatę. Jedzenie było monotonne, ale nie byliśmy głodni” – wspominał Marek Verstandig.
Wojenne przeżycia opisał w swojej książce. Ze względu na bolesne doświadczenia, krytycznie oceniał postawę Polaków wobec Żydów podczas wojny. Markowscy byli dla niego wyjątkiem.
„Byli uczciwymi, porządnymi ludźmi. Płaciliśmy im co tydzień za okazaną pomoc i obiecaliśmy kilka hektarów ziemi w Sadkowej Górze po wojnie. Ich dzieci także zdawały sobie sprawę z grożącego całej rodzinie niebezpieczeństwa”.
Po miesiącu sąsiedzi zaczęli domyślać się, że Markowscy ukrywają Żydów. Na prośbę Franciszka, Marcin Walas przeniósł małżeństwo do mieszkającej na uboczu rodziny Korczaków. Razem z nimi ukrywała się tam ciotka Marka, Debora Ostro, jej dwie córki Haar i Mindla, a także pani Kleinman z synem Dawidem. Wkrótce 75-letnia Debora zmarła i została pochowana w ogrodzie.
Marek Verstandig bardzo negatywnie wyrażał się o kolejnych gospodarzach: „W odróżnieniu od Markowskich, Korczak wykorzystywał każdą sposobność żeby nas zranić lub poniżyć. Korczakowie nie planowali czekać na obiecane nagrody. Wszystko co chcieli to była gotówka do ręki, co samo w sobie pozbawiało nas nadziei. Jasne było, że nie spodziewają się, że przeżyjemy. Nazwanie jedzenia jakie dostawaliśmy marnym byłoby komplementem. Głodowaliśmy”.
31 maja 1944 roku w gospodarstwie pojawili się uzbrojeni Polacy, którzy zażądali od Korczaków wydania ukrywanych Żydów. Przed północą przepędzili ich nad pobliski kanał, na rozstrzelanie.
„Kula przeszła obok. Marek upadł do wody, udając zabitego. Frieda została ranna w obojczyk” – mówi Stanisław, który przebieg wydarzeń zna z relacji Marcina Walasa, świadka. Verstandingowie zdołali uciec, lecz pozostałe osoby poniosły śmierć. Wkrótce gestapo aresztowało Korczaków. Ich dalsze losy pozostają nieznane.
Po tym wydarzeniu małżeństwo ponownie trafiło do Markowskich: „Znowu ta sama kryjówka i te same warunki u ludzi, którzy okazali nam zwykłe ludzki współczucie”.
W tym czasie do Chrząstowa zbliżał się radziecki front. Dom Markowskich został uszkodzony podczas ostrzału artyleryjskiego i gospodarze przygotowali nową kryjówkę w ziemiance pod stodołą. W ostatnich tygodniach wojny Marek i Frieda wyszli z ukrycia.
4 sierpnia 1944 roku do wsi wkroczyła Armia Czerwona. Ocalali wyjechali do rodzinnego Mielca, a następnie do Krakowa i Wrocławia. Po wojnie na stałe zamieszkali w Melbourne. Utrzymywali kontakt ze Stefanią i Franciszkiem aż do ich śmierci. Później relacje z ich synem Stanisławem nawiązały dzieci i wnuki ocalałych.
W 1989 roku decyzją Instytutu Yad Vashem Marcin Walas oraz Franciszek i Stefania Markowscy zostali uhonorowani tytułem Sprawiedliwych wśród Narodów Świata. Dwa lata później tytuł otrzymał także Stanisław Markowski.