Kazimierz i Julia Zięcikowie wraz z czwórką dzieci i bratem Kazimierza – Władysławem – mieszkali w czasie wojny w Tarnopolu, w domu na skraju miasta, przy trakcie kolejowym do Wołoczysk, w kierunku granicy z ZSRR. Kazimierz był właścicielem kamieniołomu i piaskowni oraz trzech morgów pola.
Kiedy w lipcu 1941 r. Tarnopol zajęli Niemcy, sytuacja żydowskich mieszkańców miasta i okolicznych wsi znacznie się pogorszyła. We wrześniu Niemcy utworzyli w Tarnopolu getto, gdzie stłoczyli 12-13 tysięcy Żydów. Przeprowadzali na nich egzekucje, a od sierpnia 1942 r. deportacje do obozu zagłady w Bełżcu.
Syn Kazimierza Zięcika, Józef, wspominał: „Czasem chodziłem oglądać getto, które znajdowało się w centrum. Otaczał je mur. Żydzi wybijali w nim dziury, wychodzili by zdobyć żywność. Było też i tak, że zaglądaliśmy tam, wdrapywaliśmy się na mur i patrzyli, co się tam dzieje. Raz byłem świadkiem egzekucji dokonanej na Żydach. To było w maju 1943 r., w okresie mordowania ludności żydowskiej. Widziałem jak prowadzili na zalesione doły petrykowskie sporą grupę Żydów, szedłem za nimi razem z kolegami, ale tak, żeby nas esesmani nie widzieli. Doszliśmy tylko do mostu, dalej baliśmy się. Słyszeliśmy strzały i widzieliśmy wracających esesmanów”.
W trakcie akcji likwidacyjnej getta w Tarnopolu w sierpniu 1943 r., trzynaście osób przyszło do Zięcików z prośbą o udzielenie schronienia. Prawdopodobnie byli to Żydzi, którzy wcześniej pracowali przy budowie toru kolejowego przy kamieniołomie.
Zięcikowie przyjmowali uciekinierów. Przez kilka pierwszych dni Żydzi ukrywali się w stodole, później w dwóch kryjówkach przygotowanych przez Zięcików. Józef Zięcik relacjonował proces powstawania schronów: „Moja rodzina stanęła wówczas przed wielkim ryzykiem, również utraty życia, gdyby się to wydało. Atmosfera w rodzinie była bardzo nerwowa i stresująca. W czasie kilku nocy wykopaliśmy – z całą sześcioosobową rodziną – dwie kryjówki. Jedna z nich znajdowała się w budynku domu, w komórce z zamaskowanym wejściem pod deskami podłogi. W tej kryjówce przechowywały się cztery osoby: Seweryn Hirschberg [Salomon-AN], Laub (fotograf), Markus Horowitz i wdowa Rózia Schapira z domu Bernstein – późniejsza żona Hirschberga. Drugą kryjówkę wykopaliśmy w stajni, z zamaskowanym wejściem przez kojec ze świniami, wielka była gdzieś trzy czy cztery metry. Powietrze dochodziło przez okienko zamaskowane starymi kołami od wozu, saniami i złomem. W okresie zimy w kryjówce tej przechowywało się dziewięć osób: Ginsberg Isaak, Mass H., Vogel Jakub, Albertowa Malwina, Gehler Berl, Gehler Jakub, Lichtigfeld Sinaj, Lauferówna Anna, a nazwiska dziewiątej osoby nie pamiętam. Dla uniknięcia podejrzeń ze strony sąsiadów i zatarcia śladów kopania ziemianek, w dzień udawaliśmy, że wyrównujemy podwórko wykorzystując tę wykopaną ziemią. W czasie nocy Żydzi mieli możliwość wyjścia z kryjówki na powietrze”.
Według relacji Józefa Zięcika, ich dom, jako miejsce możliwego schronienia, wskazał najpewniej Markus Horowitz. „O ile pamiętam, jeden z nich, Horowitz znał moja macochę, która pochodziła z tej samej wsi co on – z Borek Wielkich – i, jeszcze jako panna, była jego służącą. […] Kolejni przychodzący Żydzi wywierali na nas presję mówiąc, że wiedzą o ukrywających się. Ojciec bał się ujawnienia tej sprawy”.
Niektórzy z ukrywających się płacili za wyżywienie, ale gdy pieniądze skończyły się, Zięcikowie wzięli na siebie koszty utrzymania całej grupy. Julia gotowała, prała odzież ukrywanych i dbała o nich. „Chleba mieliśmy pod dostatkiem – wspomina Józef Zięcik – ponieważ mój ojciec dostarczał kamienie i piasek na rozbudowę prywatnej piekarni wykonującej wypiek dla Niemców, znajdującej się w innej części miasta. I ten właściciel dawał ojcu chleb, zamiast pieniędzy. Ojciec podejmował też pracę w magazynach zbożowych, które były wybudowane niedaleko naszego domu. A jako zapłatę brał zboże, z którego robiliśmy mąkę na żarnach. Do opału używaliśmy drewna i węgla, który braliśmy z wagonów idących ze Śląska na Wschód”.
Zgodnie z relacją Józefa Zięcika, ukrywający się przygotowali dokument, w którym zadeklarowali przekazanie Zięcikom kawałka ziemi w ramach rekompensaty za okazaną pomoc. Do przejęcia ziemi jednak nie doszło. „Ogromny stres i strach całej mojej rodzinie towarzyszył przez siedem długich miesięcy. Żydzi, wiedząc o tym, postanowili jednostronnie spisać zobowiązanie obdarowania naszej rodziny za uratowanie im życia. Hirschberg, który był prawnikiem, we wrześniu 1943 r. z inspiracji przechowywanych Żydów i w ich imieniu sporządził pisma nazwane umową, podpisane wyłącznie przez nich, bez uczestniczenia naszej rodziny. Dowodem tego jest brak podpisów kogokolwiek z naszej rodziny. W tych pismach ukrywani zapisywali ziemię mojej rodzinie. Dokumenty otrzymał ojciec. Uznał, że te dokumenty mogą być mało wiarygodne, przecież nie znał bliżej tych osób, były to osoby mu obce. Do wykonania zobowiązań nigdy nie doszło”.
W marcu 1944 r. Zięcikowie zostali zmuszeni przez Niemców do opuszczenia domu. Kryjówkę opuścili wówczas także Żydzi ukrywający się w przydomowej komórce. Grupa przebywająca w stajni wyszła z niej później, dopiero w okresie walk o miasto, po czym udała się do części Tarnopola zajętej przez Armię Czerwoną. Józef Zięcik relacjonował: „Kiedy w tym czasie wróciliśmy do naszego gospodarstwa, aby dostarczyć pożywienie przechowywanym osobom oraz napoić bydło, to już tych Żydów w kryjówce nie było. Po wojnie zdołaliśmy ustalić, że przy życiu na pewno zostało dziewięć osób: Laub, Horowitz, Ginsberg, Vogel, Albertowa, Mass, Lauferówna, Schapira i Hirschberg. Na ślad pozostałych osób nie udało się natrafić, być może zginęli w czasie oblężenia Tarnopola”.
Po wojnie Zięcikowie osiedlili się w Bytomiu.
W 2013 r. Julia i Kazimierz Zięcikowie zostali uhonorowani tytułem Sprawiedliwych wśród narodów Świata.