Rodzina Leszczyńskich

powiększ mapę

Gdy w saniach nadjechali Niemcy. Historia rodziny Leszczyńskich

W latach okupacji niemieckiej pięcioosobowa rodzina Leszczyńskich z Bocianki udzielała pomocy 13 Żydom – uciekinierom z likwidowanego przez Niemców getta w pobliskich Siemiatyczach (województwo podlaskie). Od listopada 1942 do lipca 1944 r. polscy gospodarze zapewnili im schronienie, podzielili się żywnością.


„Pamiętam wszystko, co przeżyliśmy i nigdy [tego – red.] nie zapomnimy. Te 24 miesiące [są] zawsze ze mną. Nie ma dużo takich ludzi, jak rodzina Leszczyńskich. […] U nas w domu nad łóżkiem była fotografia Waszej kochanej mamusi [Anny Leszczyńskiej] i każdego wieczora mój ojciec rozmawiał z fotografią” – pisała po wojnie Estera Feldman, jedna z osób ocalałych podczas Zagłady z pomocą rodziny Leszczyńskich. 

Feldmanowie, Fuchsowie i Grodziccy z Siemiatycz

Młynarz Beniamin Feldman był przed II wojną światową jednym z najbardziej znanych Żydów w Siemiatyczach. Kiedy 2 listopada 1942 r. Niemcy przystąpili do likwidacji tamtejszego getta, wydostał się z miasta, zabierając ze sobą żonę Libę oraz czworo dzieci: Esterę, Szoszanę, Szlomo i Szachnę. Do uciekinierów dołączył szwagier Beniamina – rzeźnik rytualny Beniamin Fuchs, niosący zawiniętą w koc córeczkę Cyporę. W getcie została jego żona Szyfra z córką Blumą.

W tym czasie inny sposób ratunku wybrał garbarz Szlomo Mordka Grodzicki, który wspólnie z żoną Rojzką, córką Rachelą oraz dziećmi z pierwszego małżeństwa, Miriam i Mosze, postanowił wykopać przy domu kryjówkę. Grodziccy zamknęli się w schronie i nocami pojedynczo wychodzili z ukrycia, próbując zdobyć pożywienie. Na początku grudnia, tuż po święcie Chanuka, podjęli jednak decyzję o opuszczeniu kryjówki i rozdzieleniu się. Miriam i Mosze zamierzali dostać się do działających w okolicy partyzantów, a Szlomo Mordka wraz z Rojzką i Rachelą postanowili szukać schronienia u swoich dawnych polskich klientów.

Rodzina Leszczyńskich z Bocianki

Bocianka to przysiółek złożony z zaledwie kilku domów, leżący na wschód od Siemiatycz, na obrzeżach kompleksu leśnego. Podczas okupacji niemieckiej mieszkali tam i powadzili gospodarstwo Bolesław Leszczyński, jego żona Anna z Malinowskich oraz dzieci: Franciszek, Józef i Stanisław. Bolesław pracował także jako weterynarz.

W listopadzie 1942 r. do Leszczyńskich dotarli i poprosili o pomoc Feldmanowie i Fuchsowie, a potem Szlomo Mordka, Rojzka i Rachela Grodziccy. Niezwykły przypadek sprawił, że kilka dni później do tych samych drzwi zapukali także Miriam i Mosze. Polska rodzina znała ich jeszcze sprzed wojny. W wywiadzie udzielonym w 2010 r. Muzeum Historii Żydów Polski POLIN, Stanisław Leszczyński wspominał rodzinę Grodzickich:

„Oni byli pracowite ogromnie ludzie i fachowe, i szewcy byli bardzo dobrzy. Oni chodzili po domach. Przychodzili do domu robić buty, kożuchy wyprawiali, skóry […] wszystko oni sami robili. Chodzili po wsiach. Worek na plecy i poszedł – cały majątek”. 

W ciemności i ciągłym strachu. Pomoc Leszczyńskich dla Żydów 

Rodzina Leszczyńskich udzieliła schronienia Żydom w swoim gospodarstwie. Chociaż zagroda leżała na uboczu, konieczne było utrzymanie ścisłej tajemnicy. Grodziccy przebywali w sąsieku na piętrze, zamaskowani sianem. Porozumiewali się szeptem, prowiant otrzymywali w wiadrze, wciąganym na sznurku. Feldmanowie i Fuchsowie początkowo przebywali w kopcu na ziemniaki.

Gospodarze zdawali sobie sprawę, że za pomoc udzielaną Żydom grozi śmierć. Zachowywali tajemnicę do tego stopnia, że nie powiedzieli Grodzickim o Feldmanach. Dopiero przypadek sprawił, że obie rodziny dowiedziały się o sobie.

Niepewność jutra, świadomość wymordowania przez Niemców żydowskich krewnych i sąsiadów, dochodzące wieści o dalszym wyłapywaniu i zabijaniu Żydów na prowincji, odbijały się na samopoczuciu ukrywających się. Szlomo Mordka próbował się powiesić. Już wiszącego w stodole odcięła i uratowała żona Rojza.

Dwie ziemianki w lasku. Warunki życia w kryjówce

Wiosną 1943 r., kiedy zapasy siana skończyły się, konieczne było znalezienie innej kryjówki. W niewielkim lasku, położonym kilkaset metrów od gospodarstwa Leszczyńskich, wykopano dwie ziemianki. Stanisław Leszczyński wspominał:

„Był kopany okop, to tam było prawie na 1,5 metra wysokości i drzewa kładzione grube na wierzch, po tych drzewach znów byli okładane słomą i obsypywane piachem. Później jeszcze na wierzch liście i gałęzie leżeli na tym. Tylko było jedne wejście takie, tam gdzie wchodzili”.

W porównaniu z pełnym siana sąsiekiem, warunki bytowe uległy znacznemu pogorszeniu, jednak ziemianka dawała szansę na przeżycie. Miriam po latach napisze: „Leżeliśmy jak sardynki”. Mieszkańcom ziemianki doskwierały zimno, wilgoć, brak wody i światła, ruchu. 

Wyżywienie składało się z małych porcji ziemniaków, zupy ziemniaczanej i chleba. Część produktów żywnościowych przekazywał były wspólnik Beniamina Feldmana. Wyschnięte podniebienia próbowano „oszukiwać” ssąc cienkie blaszki. Problemem była wszawica. Jak wspominała Cypora: 

„Siedzieliśmy, trzymaliśmy się za ręce i modliliśmy się dziękując Bogu za cud, że chociaż głodujemy i chorujemy, jesteśmy załamani i boimy się, ale żyjemy”. 

Niemcy i polscy sąsiedzi. Chwile zagrożenia

Ukrywający się Żydzi byli narażeni na denuncjację. Przez lasek przechodzili czasem okoliczni chłopi. Do wpadki nieomal doszło podczas polowania urządzonego przez Niemców. Naocznym świadkiem zdarzenia był Stanisław: 

„Zaczęliśmy rżnąć słomę na sieczkę, tata nakładał słomę w sieczkarnię, a ja pędziłem konia w kieracie. W pewnym momencie patrzę, a drogą, która przebiegała przy naszym gospodarstwie, jedzie sześć sań, w których siedzieli Niemcy. Usłyszałem krzyki i zobaczyłem na wzgórku Niemca jadącego na nartach i przed nim biegnącego psa, który kierował się do ziemianki, w której była rodzina Feldmanów.

Wejście do ziemianki było dla niepoznaki przykryte gałęziami, a pies biegał dookoła i obwąchiwał gałęzie, wsadzał w nie łeb. W tym momencie zamarłem. Myślałem, że już po nas, że wszyscy zginiemy. Koń w tym czasie obszedł dookoła i uderzył mnie dyszlem pod kolana. Upadłem. Mój upadek spowodował u Niemców wybuch śmiechu. Pies również zareagował na śmiech swoich panów – odskoczył od gałęzi, wejścia do ziemianki i przybiegł do sań”.

Innego dnia ukrywających się napadło dwóch Polaków. Biciem i szantażem próbowali wymusić wyjawienie rzekomego miejsca przechowywania kosztowności. Jednak Grodziccy i Feldmanowie nie mieli pieniędzy. Napastnicy zamordowali Beniamina Fuchsa i odeszli. Ciało zabitego pochowano niedaleko ziemianki (według innej wersji Beniamin Fuchs zmarł z wygłodzenia, ponieważ odmawiał jedzenia niekoszernej żywności).

Wyjście z ukrycia i próby odbudowy życia po Zagładzie

22 lipca 1944 r. Siemiatycze zajęła Armia Czerwona. Żydzi mogli wreszcie wyjść ze swoich kryjówek. Po kilkunastu miesiącach życia w skrajnie trudnych warunkach, wszyscy byli wycieńczeni. 

„Biedny ojciec nie mógł nawet stać. Wszyscy wyglądaliśmy jak szkielety, jednak Mosze znalazł dość siły, by przenieść ojca na plecach. Kiedy przyszliśmy do domu Leszczyńskich, byli uradowani, że udało się nam przeżyć wojnę” – zapamiętała Miriam.

Grodziccy wrócili do Siemiatycz, gdzie spotkali zaledwie kilkudziesięciu Żydów. Jednak i oni nie zaznali spokoju. Oprócz świadomości życia na zgliszczach, bycia ostatnimi ze społeczności liczącej przed wojną ponad 4300 osób, doświadczali przejawów wrogości i agresji. Kiedy wiosną 1945 r. zaatakowano dom Grodzickich, wyjechali do Częstochowy, a po pogromie kieleckim przenieśli się do Łodzi, gdzie prowadzili warsztat garbarski. 

W ramach podziękowania za pomoc w czasie wojny, uczyli rzemiosła Józefa, średniego syna Leszczyńskich. W listopadzie 1946 r., po trzech miesiącach nauki, Józef przyjechał do domu, gdzie został aresztowany i oskarżony o przynależność do Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość. Sąd wojskowy skazał go na karę śmierci, wyrok wykonano. Grodziccy przyjechali do Białegostoku, aby ratować Józefa, jednak nie byli w stanie mu pomóc.

Ostatecznie Szlomo Mordka z żoną Rojzką wyemigrowali do Palestyny, a jego dzieci osiadły w Stanach Zjednoczonych. Polskę opuściła również rodzina Feldmanów wraz z Cyporą. Po pobycie w obozie dla uchodźców we włoskiej Ostii, dotarli do Palestyny. Cypora w 1955 r. przeniosła się do Stanów Zjednoczonych. 

Powojenne kontakty ocalałych Żydów z Leszczyńskimi

Kiedy rodziny ocalałych Żydów stopniowo emigrowały z Polski, kontakty z Leszczyńskimi ulegały rozluźnieniu. W 1953 r. Stanisław Leszczyński poprosił Michała Grodzickiego o przerwanie korespondencji – obawiał się, że otrzymywanie listów z zagranicy może narazić go na represje ze strony Urzędu Bezpieczeństwa.

Do odnowienia znajomości doszło w 1989 r., gdy Stanisław Leszczyński był już ostatnim żyjącym członkiem rodziny. Pomoc udzielona w latach Zagłady nie uległa bowiem zapomnieniu. W 1998 r. Estera napisała do Stanisława:

„Pamiętam wszystko, co przeżyliśmy i nigdy [tego] nie zapomnimy. Te 24 miesiące [są] zawsze ze mną. Nie ma dużo takich ludzi, jak rodzina Leszczyńskich. Nie mam słów, jakimi ludźmi byli pan i pani Leszczyńscy. Oni byli w niebezpieczeństwie i ukryli nas. Szkoda, że oni już nie są z nami. U nas w domu nad łóżkiem była fotografia Waszej kochanej mamusi [Anny Leszczyńskiej] i każdego wieczora mój ojciec rozmawiał z fotografią. Po śmierci moich rodziców mam tę fotografię w mojej sypialni i przypomina mi ona tamte czasy. Dla mnie Leszczyńscy to najbliższa rodzina”.

18 listopada 1997 r. Instytut Yad Vashem w Jerozolimie uhonorował Bolesława i Annę Leszczyńskich oraz ich dzieci: Franciszka, Józefa i Stanisława, tytułem Sprawiedliwych wśród Narodów Świata. W 2014 r. Stanisław Leszczyński otrzymał także Honorowe Obywatelstwo Państwa Izrael.