Józef Mironiuk miał dobrą pamięć do szczegółów. Był świadkiem, jak na Podlasiu Żydzi musieli rozbijać macewy zwiezione z kirkutu i łatać nimi drogi. Tych, którzy odmawiali, Niemcy rozstrzeliwali miejscu. To wtedy znajomy Żyd sprzed wojny szepnął do Józefa: „W razie czego powiesz, gdzie jestem pochowany”.
Mironiuk wojnę spędził w rodzinnych Jakówkach. W 1941 r. zmarł jego ojciec, pobity przez niemieckich żandarmów. Józef został głównym żywicielem sześciorga rodzeństwa i matki. W 1943 r. wuj Mikołaj Iwaniuk poprosił go o przechowanie uciekinierów z likwidowanego getta w Białej Podlaskiej.
Rodzeństwo Goldszeftów i Wolf Englender byli z Janowa. Najpierw ukryto ich w oddalonej od domu stodole. Wykrył ich sąsiad. Bojąc się donosu, Mironiuk poprosił kolegów z AK o pomoc.
Jak było z sąsiadem, opowiada Józef Mironiuk:
„Przez płot go przewiesili, pasów jemu parę wlali: »Co ty się Mironiuka czepiasz? Wiesz, że on w AK. I nie chodź tam. Nie będziesz wiedział, nie będziesz się bał. Jeżeli się krzywda stanie Mironiukowi lub jego rodzinie, to pamiętaj: ty będziesz winien«. I tak załatwili”.
Drugą kryjówkę zbudowano w schowku na narzędzia. Tę wyczuły psy sąsiada. Trzecią, już ostatnią, w oborze. Gdy Niemcy przychodzili robić rewizję, Józef rozrzucał przed wejściem obornik, by ich psy nie zwęszyły zapachu ludzi.
Mironiuk ubolewa, że gdy próbował wcielić ukrywanych do partyzantki, koledzy z AK odmówili:
„Koledzy dobrzy, przyjaciele. »My nie mamy broni, a ty Żydom dajesz broń?«”.
Po wojnie, poinstruowany przez swoich przełożonych z AK, Józef uciekł przed UB do wojska. Został w nim do emerytury.
Ukrywani najpierw wrócili do Janowa, by potem wyemigrować: Perla, Motel i Szloma Goldszeftowie do USA, Wolf Englender do Argentyny.