Mira (Maria) Ledowski-Krum urodziła się w 1937 r. w żydowskiej rodzinie w miejscowości Tłumacz koło Stanisławowa (dziś na Ukrainie). Po wybuchu wojny i wkroczeniu na te tereny wojsk radzieckich, Mira zamieszkała wraz z rodzicami i rodzeństwem matki w gospodarstwie rolnym babki, Anny Hartenstein z d. Haber. W 1941 do Tłumacza wkroczyli Niemcy. Jeszcze przed jakiś czas mieszkańcy gospodarstwa mogli cieszyć się względną swobodą i zamieszkiwać poza utworzonym w mieście gettem w zamian za dostarczanie żołnierzom niemieckim żywności.
Wkrótce jednak rodzina Miry trafiła do getta w Tłumaczu. W wynikulikwidacji dzielnicy żydowskiej pod koniec 1942 roku, cała rodzina ojca Miry oraz babka Anna Hartenstein z córką Lulą i jej synkiem, zginęli w obozie zagłady w Bełżcu.Mira, jej ojciec, mama Adela oraz brat Adeli, Lonek, przeczekali akcję likwidacyjną w skrytce na poddaszu sąsiedniego domu. Adela weszła tam z nowonarodzonym dzieckiem, chłopczykiem. Dziecko zginęło tragicznie, uduszone w obawie przed dekonspiracją. Niemcy przeszukiwali domy, ale nie odkryli skrytki Krumów.Dzięki pomocy polskiego rolnika, którego, jak pamięta Mira, nazywano „Niedźwiedź”, rodzina zdołała uciec z Tłumacza.
Mira z rodzicami oraz Lonek przenieśli się do otwartego getta w Buczaczu, jednak po rozpoczęciu wywózek musieli uciekać również stamtąd. Trafili do miejscowości Beremiany. Tam schronienia udzieliła im rodzina Dwolińskich – małżeństwo z dwójką dzieci. Pan Dwoliński prowadził młyn. Przez ponad 10 miesięcy Krumowie, Lonek Hartenstein oraz kilku innych Żydów, ukrywani byli w piwnicy domu Dwolińskich. Cześć piwnicznego pomieszczania została zamaskowana deskami i workami ze zbożem. Polska rodzina opiekowała się ukrywanymi – dostarczała jedzenie, wynosiła nieczystości.W trakcie wigilii Bożego Narodzenia w 1943 r. pani Dwolińska zaprosiła ukrywanych na świąteczną kolację.
Warunki życia w ukryciu były jednak bardzo trudne. W piwnicy nie było światła, panowała wilgoć. Mimo tych okoliczności, Adela nie traciła wiary w przetrwanie. Zajmowała się córką i zawsze potrafiła znaleźć jej zajęcie, wymyślić zabawę, lub czegoś ją nauczyć. „Moja matka pracowała nade mną w sposób genialny. [...] Ja w ogóle nie myślałam o tym, że jestem w piwnicy. [...] stworzyła taki przedziwny świat, ja nie czułam się tam ograniczona. [...] Miałam plastelinę naokoło, bo ze ściany można było zdjąć glinę i robić z tego zwierzątka, lepić różne stworki i ptaszki. [...] Od samego rana, do samego wieczora moja mama, wyedukowana na nauczycielkę niższych klas, opowiadała mi cudownie bajki i uczyła wierszy” – wspominała Mira w wywiadzie dla Muzeum POLIN w 2015 roku. Poznane w czasie wojny wiersze Tuwima pamięta i recytuje do dziś.
Mira bardzo chciała umieć czytać, poprosiła mamę, by ją nauczyła. „Moja mama powiedziała wtedy, że to nie wchodzi w rachubę. «Ty się nauczysz czytać, jak skończy się wojna. Pójdziesz do pierwszej klasy i razem z innymi dziećmi będziesz uczyła się czytać i pisać. Ja nie chcę, żebyś siedziała potem w klasie i się nudziła». To było dla mnie bardzo nieprzyjemne. […] Ale patrząc na to z daleka, jako nauczycielka, widzę, że w ten sposób moja mama zbudowała mi horyzont: jak wyjdę stąd i pójdę do szkoły, to się nauczę. Nie będę tu na wieki”.
Pewnego dnia w wyniku donosu u Dwolińskich przeprowadzono rewizję. Tylko cudem nie odkryto obecności Żydów w piwnicy. Gospodarz poprosił Krumów, aby odeszli. Ryzyko było zbyt wielkie.
W trakcie dalszej tułaczki i poszukiwania kolejnego schronienia, pan Krum zginął na oczach żony i córki, w wyniku donosu polskiego leśniczego. Było to 30 kwietnia 1944 roku. Brat Adeli, Lonek, przyłączył się do partyzantów.
Adela i Mira zostały same. Matka wymyśliła dla córki nową tożsamość – od tamtej chwili nazywała się Marysia Kowalik i była córką oficera Wojska Polskiego internowanego w obozie jenieckim. Ponadto nauczyła ją modlitw i obrzędów związanych ze świętami katolickimi, co miało uprawdopodobnić tę historię i polskie pochodzenie dziewczynki. Adela wychowała się w zasymilowanej rodzinie, chodziła do Seminarium Nauczycielskiego Sióstr Notre Dame i miała wielu polskich znajomych, dlatego chrześcijańskie modlitwy oraz zwyczaje były jej dobrze znane.
Matka i córka wędrowały od wsi do wsi. Po około 7 lub 10 dniach trafiły do domu Antoniny Działoszyńskiej we wsi Puźniki niedaleko Koropca. Antonina, wówczas już wdowa, mieszkała z dziećmi – Janem i Czesławą. Mira wspomina: „Drzwi otworzyła kobieta, która nas nigdy w życiu nie widziała, ani my jej. I powiedziała – «Gość w dom, Bóg w dom, wejdźcie. Jeśli Najświętsza Panienka ustrzegła was dotąd i przyprowadziła do mojego domu, to znaczy, że mam wam pomagać i was chronić»”. Antonina zdecydowała się przyjąć Mirę i Adelę pod swój dach, choć domyślała się, że są Żydówkami. Dzieciom powiedziała, że Adela jest kuzynką jej nieżyjącego męża, pochodzącą z Buczacza.
Miejscowy proboszcz pomógł zorganizować dla ukrywanych fałszywe dokumenty. Obie pomagały Działoszyńskiej w pracach domowych i w gospodarstwie, a także chodziły z rodziną na niedzielne msze do lokalnego kościoła. Kiedy Niemcy przeprowadzali we wsi kolejne rewizje, Czesława i Jan zabierali Mirę poza dom, a Adela szła w pole lub do lasu. Kobieta pomagała także dzieciom Antoniny w nauce.
W sierpniu 1944 r. do domu Działoszyńskiej wprowadził się niemiecki żołnierz. Pewnego dnia zawołał Mirę, zaprosił na kolana. „Tak siedzę na tym kolanie, on mnie obejmuje i mówi, że też ma taką córeczkę. I ona też ma warkoczyki. I o coś zapytał. A ja odpowiedziałam po żydowsku. Wtedy zdjął mnie z kolan i poszedł do swojego pokoju. A moja mama, nie podnosząc głowy: «Widocznie poszedł po rewolwer». On wraca z kopertą i mówi: «Tu jest list do mojej żony, gdyby was Niemcy złapali, czy wieźli do Wiednia, to prosiłem żeby się wami zajęła»”.
Mira i Adela przeżyły do końca okupacji. Dzięki pomocy księdza Tabaczkowskiego z Tłumacza przeżył także najmłodszy brat Adeli, Wilhelm Hartenstein, który ocalał pod nazwiskiem Roman Szelożyński. Do dziś żyje pod tym nazwiskiem w Gdańsku.
Po wojnie, po krótkim pobycie w Monasterzyskach i Jeleniej Górze, Mira i Adela przeprowadziły się do Wrocławia. Mira rozpoczęła tam studia polonistyczne, jednak po antysemickim incydencie na uczelni w 1957 r. zdecydowała się przerwać naukę po trzech semestrach i wyemigrować do Izraela.
Kobiety nie utrzymywały kontaktu z Działoszyńską i jej dziećmi. Dopiero po wielu latach Mira zdołała odnaleźć rodzinę Działoszyńskiej i doprowadzić do uhonorowania Antoniny tytułem Sprawiedliwej wśród Narodów Świata.
Mira Ledowski-Krum przez trzydzieści sześć lat pracowała jako nauczycielka w szkole, gdzie nauczała języka hebrajskiego i Biblii. Obecnie uczy języka polskiego w Instytucie Polskim w Tel Awiwie. Jak sama podkreśla, zawsze miała ciepłe uczucia względem Polski.