Rodzina Działoszyńskich

powiększ mapę

Audio

6 audio

„Gość w dom, Bóg w dom”. Relacja Miry Ledowski-Krum

„Był taki włoski film Życie jest piękne. Moja mama też stworzyła mi taki przedziwny świat. Ukrywaliśmy się w piwnicy, tam ciemno, buro, ponuro, śmierdząco. A mama opowiadała mi cudowne bajki, uczyła wierszy. Można dziecko napełnić taką wiarą, że wszystko, co mama mówi, jest prawdą. Dziecko wierzy, jest oczarowane, żyje w tym świecie. I prawie nie widzi prawdy naokoło” – mówi Mira Ledowski-Krum.

Urodziła się w 1937 r. w Tłumaczu, niedaleko Stanisławowa (ob. iwanofrankiwski, Ukraina).

„Do 1941 to były czasy raju. Masa wspaniałych zapachów, babcia była mistrzynią w kuchni. Konfitury, masło. Wyrosłam w takim kolorowym raju, i tu nagle biorą nas na piętro w jakimś domu i pokazują kąt – «Tu będziecie mieszkać»”.

Rodzina musiała przenieść się do getta. „Mama podaje mi kawałek chleba, który dawali. Śmierdział jak nieszczęście. Nie chciałam jeść. Dzień, dwa, przyszłam do mamy i powiedziałam: «Mamusiu, jestem głodna». Dała ten chlebek i ja go pożarłam. W try miga.

I: «Mamusiu, jeszcze». A mama nie miała, tylko jej się łzy potoczyły i nic nie powiedziała. Od tej pory już nigdy nie prosiłam o nic”.

Większość rodziny Miry wkrótce zginęła w Bełżcu. Ona, jej rodzice i starszy brat mamy przeczekali akcję likwidacyjną getta w skrytce na poddaszu sąsiedniego domu. Matka Miry – Adela – weszła tam z nowonarodzonym dzieckiem, chłopczykiem. Dziecko zginęło tragicznie, uduszone w obawie przed dekonspiracją. Choć Niemcy przeszukali dom, nikogo nie znaleźli.

„Nie wolno było się ruszyć ani przytulić do mamy czy do taty, bo to było dramatycznie niebezpieczne. I jak schodziliśmy, to mój mały brat już nie żył. To, co się stało, to jest pokazane w filmie W ciemności. Było niebezpieczeństwo, że wszyscy ludzie zginą przez niemowlaka”.

Krumowie zdołali uciec z getta. Trafili do miejscowości Beremiany. Tam polska rodzina Dwolińskich ukryła ich w swojej piwnicy, dostarczała jedzenie, wynosiła nieczystości. Mimo trudnych warunków Adela wciąż zajmowała czymś Mirę.

„Tam było okienko i parapet od zewnątrz. Siadały wróble, które sobie robiły kąpiółkę w strumieniu, kłóciły się i biły. Cały cyrk. To był nasz teatr wróbelków. Codziennie wysiadywałam pod oknem i je oglądałam. Oprócz tego miałam plastelinę – ze ścian można było zdjąć glinę i lepić zwierzątka, różne stworki i potworki”.

Po ponad dziesięciu miesiącach w wyniku donosu u Dwolińskich przeprowadzono rewizję. To cud, że Niemcy nie znaleźli ukrywanych. Gospodarz poprosił Krumów, aby odeszli. Ryzyko było zbyt wielkie,

Wuj Miry poszedł do partyzantki. Ojciec zginął, szukając kolejnej kryjówki. Mira i jej mama chodziły od domu do domu, prosząc o pomoc.

„Mama zapukała do takiej biednej chatki. Otworzyła niska kobieta. O nic nie pytała, tylko powiedziała: «Gość w dom, Bóg w dom. Wejdźcie». I posadziła nas przy stole”. Antonina Działoszyńska, wdowa, mieszkała z dwójką dzieci. Szybko domyśliła się, że przybyszki są Żydówkami, ale zaproponowała, by zostały na dłużej. „Starczy na trzy, to i starczy na pięć”, powiedziała. U księdza załatwiła fałszywe dokumenty, a sąsiadom przedstawiła Adelę jako kuzynkę zmarłego męża.

W sierpniu 1944 r. do domu wprowadził się niemiecki żołnierz. Pewnego dnia zawołał Mirę, zaprosił na kolana. „Tak siedzę na tym kolanie, on mnie obejmuje i mówi, że też ma taką córeczkę. I ona też ma warkoczyki. I o coś zapytał. A ja odpowiedziałam po żydowsku. Wtedy zdjął mnie z kolan i poszedł do swojego pokoju. A moja mama, nie podnosząc głowy: «Widocznie poszedł po rewolwer». On wraca z kopertą i mówi: «Tu jest list do mojej żony, gdyby was Niemcy złapali, czy wieźli do Wiednia, to prosiłem żeby się wami zajęła». Może się w mamie zakochał…”

* * *

Adela i Mira przeżyły okupację niemiecką. Ocalał także najmłodszy brat Adeli - Wilhelm Hartenstein. W 1957 roku kobiety wyemigrowały do Izraela. Mira Ledowski-Krum przez trzydzieści sześć lat pracowała jako nauczycielka w szkole, gdzie nauczała języka hebrajskiego i Biblii. Obecnie uczy języka polskiego w Instytucie Polskim w Tel Awiwie. Jak sama podkreśla, zawsze miała ciepłe uczucia względem Polski.