Rodzina Koryznów

powiększ mapę

Audio

3 audio

„Ciągły strach o życie” – historia rodziny Koryznów

Przed wybuchem wojny rodzina Koryznów mieszkała we wsi Puźniki (powiat Buczacz, województwo tarnopolskie), w której żyły rodziny polskie i ukraińskie, mieścił się kościół katolicki i czteroklasowa szkoła.

Stanisław i Wiktoria Koryznowie mieli gospodarstwo rolne i niewielki dom z jedną izbą. Ich syn Mieczysław uczył się w szkole w pobliskich Monasterzyskach, w jego klasie były też dzieci żydowskie. Trzy córki: Józefa, Teofila i Stanisława pomagały rodzicom w prowadzeniu gospodarstwa.

„Przed wojną w zgodzie wszyscy żyli. Obojętnie, czy to był Ukrainiec, czy Żyd wszyscy razem. Nawet koleżanki miałam Ukrainki”, wspomina Teofila Kamińska z d. Koryzna.

W Puźnikach nie było Żydów, ale wieś odwiedzali żydowscy kupcy. Stanisław Koryzna utrzymywał przyjazne stosunki z wieloma żydowskimi rodzinami w okolicy, szczególnie z rodziną Falków z Monasterzysk. Szalom Falk kupował od Stanisława zboże i udzielał mu pożyczek, kiedy Koryznowie byli w potrzebie. Raz na przykład pomógł przygotować wyprawkę szkolną dla Mieczysława, który miał uczyć się w Seminarium Księży Misjonarzy Saletynów w Dębowcu koło Lublina.

Z rodziną Falków skoligaceni byli Szechnerowie, którzy również mieszkali przed wojną w Monasterzyskach i zajmowali się handlem. Córka Szaloma Falka (1905-1943?) i jego żony Cypory (Fajgi) – Henia (1911-1943) – wyszła za mąż za Emila Szechnera (1911-1943), który handlował zbożem. Na początku 1942 r. urodziła się im córka Rosa.

Podczas radzieckiej okupacji, rodzice Wiktorii, jako uchodźcy z Krakowa, wywiezieni zostali na Syberię, a Stanisława zaaresztowało NKWD, ale po kilku dniah zwolniono.

Po wkroczeniu Niemców w lipcu 1941 r. Żydzi w Monasterzyskach byli zmuszani do pracy przymusowej. Na początku października 1942 r. Niemcy schwytali w miasteczku około 800 mężczyzn, kobiet i dzieci i deportowali ich do obozu zagłady w Bełżcu. 17 października 1942 r. pozostali w Monasterzyskach Żydzi zostali wysiedleni do Buczacza.

Zapewne właśnie w październiku 1942 r. Szechnerowie uciekli do lasu i ukryli się tam wraz z grupą innych Żydów. Pragnąc ratować córeczkę, liczącą niespełna rok, zwrócili się do Koryznów o pomoc. Pod osłoną nocy dziewczynkę przewieziono ukrytą pod słomą. Wedle relacji Mieczysława i Józefy, po dziecko pojechał Stanisław wraz z synem oraz najstarszą córką i to ona odebrała niemowlę z getta w Buczaczu. Następnego dnia rano Koryznowie zainscenizowali scenę, która dowieźć miała, że dziecko pozostawione zostało przez nocującą u nich kobietę. Koryznowie twierdzili też, że otrzymali od niej list z prośbą o opiekę nad dzieckiem i informacją, że było ono ochrzczone w święto Matki Boskiej Gromnicznej (2 lutego 1942 r.). Dlatego dziewczynka, którą rodzina Koryznów otoczyła serdeczną opieką, miała się nazywać „Maria”. Wołano na nią „Nusia”.

Stanisław zawiadomił oficjalnie sołtysa o podrzuconym dziecku. Wygląd dziewczynki nie budził podejrzeń sąsiadów. Jak wspomina Teofila: „Ona miała blond tak jak my, może troszeczkę ciemniejsze. Ona tak się mało różniła od nas”. Rosa nie musiała być więc ukrywana przed sąsiadami. Teofila i Stanisława zabierały ją do kościoła, traktowały jak młodszą siostrę i spały z nią w jednym łóżku.

Koryznom towarzyszyło jednak nieustanne poczucie zagrożenia wobec niebezpieczeństwa donosów. Józefa wspomina w liście do Yad Vashem z 1989 r.: „chodząc uczyć się krawiectwa, brałam ją ze sobą i tam szyłam jej lalki ze szmatek. Koleżanki moje naśmiewały się ze mnie, że bawię żydowskie dziecko [...]”. Co więcej – w ich otoczeniu denucjacje zdarzały się. W wyniku donosu zginęło dwóch Żydów ukrywających się w okolicy. W lesie zginęli również rodzice dziewczynki. Koryznowie najbardziej bali się policji ukraińskiej.

Stanisław pomagał także Żydom ukrywającym się w okolicznych lasach. W stodole zostawiał koce, gdyby ktoś chciał przenocować. Teofila pamięta, że zapewne w grudniu 1943 r. „Na Boże narodzenie mieliśmy sześcioro Żydów. Jak była wigilia to wszyscy sześcioro, nigdy ojciec niczego nie odmówił. Matka trochę się krzywiła, że dzieci są, jeszcze mała była. A z nich wszy kapały. Bo oni w lesie spali przy ognisku”.

Poczucie zagrożenia sięgnęło zenitu latem 1944 r., kiedy w domu Koryzmów zakwaterowani zostali niemieccy żołnierze. Stanisław i Wiktoria obawiali się, że Niemcy domyślą się pochodzenia małej Rosy. Co więcej, ich syn Mieczysław musiał się ukrywać z powodu wezwania na roboty do Niemiec. W lipcu 1944 r. część rodziny – Wiktoria, Mieczysław, Stanisława, Józefa i mała Nusia –  wyjechała do Radziszowa pod Krakowem. W domu została tylko Teofila, by pomóc schorowanemu ojcu w zebraniu ostatnich plonów.

W Radziszowie Wiktoria z dziećmi została wyrzucona z dwóch mieszkań, bo ich lokatorzy domyślili się żydowskiego pochodzenia Niusi. Zostali dopiero przyjęci przez wdowę Franciszkę Ziębę, mieszkającą z pięciorgiem dzieci. Mieczysław wspomina ten okres, jako szczególnie trudny „Ciągły strach o życie, brak żywności i w ogóle środków do życia i bycia”.

W nocy z 12 na 13 lutego 1945 wieś Puźniki została spalona przez oddział UPA, a część mieszkańców wymordowano. Stanisław Koryzma stracił cały swój dobytek i wraz z Teofilą i ciotką uciekł do Buczacza. gdzie spotkał ciocię Heni – Jentę Lerch, która ocalała z Zagłady wraz z synem. Wkrótce udało im się przedostać do Krakowa, gdzie odnalazł ich Mieczysław.

Rodzina Koryznów wyjechała w sierpniu 1945 r. na tzw. Ziemie Odzyskane, do Niemysłowic pod Prudnikiem. Bracia Emila Szechnera – Arie (Leon, 1907-1995) i Jonas (1909-2007) wrócili ze Związku Radzieckiego. Dowiedziawszy się, że ich bratanica przeżyła Zagładę,  przyjechali po Nusię. Początkowo opiekunowie odmówili wydania dziecka, nie przyjęli pieniędzy. „Mama rozumiała, że ojciec i my nie chcieliśmy dziecka oddać, ale uważała, że trzeba je oddać. A ojciec uważał, że trzeba uszanować to, co matka dziecka powiedziała, ‘jeśli nie przeżyjemy, niech pan nikomu dziecka nie oddaje. Niech pan wychowa przy swoich dzieciach’”, relacjonuje córka Koryznów. Oddanie podopiecznej było dla nich bardzo bolesną decyzją.

W 1946 r. Rosa została zabrana do Legnicy, gdzie mieszkali jej wujkowie, prowadząc wspólnie sklep obuwniczy. W 1950 r. Rosa wyjechała wraz z nimi do Izraela.

Rosa (w Izraelu zmieniła imię na Shoshana) i jej rodzina przysyłali Wiktorii i jej dorosłym już dzieciom paczki oraz pomoc finansową. Utrzymywano również kontakt korespondencyjny. W 2008 r. Shoshana napisała do Teofili Kamińskiej: „Byłam małą dziewczynką podczas wojny. Ja nie pamiętam Pani, ale z wdzięcznością pamiętam Pani matkę. Bardzo żałuję, że nie spotkałam ją więcej, ale wspominam dużo wzruszających rzeczy z tych czasów”. Shoshana założyła w Izraelu rodzinę, wychowała dwóch synów i pracowała jako nauczycielka.

W 1988 Instytut Yad Vashem nadał Wiktorii i Stanisławowi Koryznom tytuł Sprawiedliwych wśród Narodów Świata. W 1990 r. tytuł został przyznany Mieczysławowi Koryznie, Józefie Lisowskiej (z d. Koryzna), Teofili Kamińskiej (z domu Koryzna) i Stanisławie Gryndział (z d. Koryzna).